Podchodzimy do drzwi z napisem black room i wcześniej musimy oddać wszystkie ostre przedmioty stojącemu obok ochroniarzowi. Benja nosi aparat na szyi i uparcie nie chce się poddać, choć wie, że zdecydowanie nie wolno mu tam robić zdjęć. A wielki ochroniarz jest tak zirytowany małym Benją, że po prostu mu na to pozwala. Benja może być dość irytujący, jeśli chodzi o jego wolę.
— Musicie przejść na drugi koniec — mówi nam ochroniarz i otwiera drzwi. — Na ścianach są poręcze na wypadek, gdybyście się zgubili, a poza tym macie szczęście, że w tej chwili nikogo nie ma w środku, więc powinno być bez żadnych problemów.
— Wspaniale — mówi Benja i kroczy prosto w głęboką czerń za drzwiami.
Charly idzie za nim, a ja za Charly, Harry za mną. Kiedy wszyscy stoimy w czarnym pokoju, który na chwilę rozświetlają otwarte drzwi, mężczyzna zamyka drzwi i nagle wszystko staje się ciemne. I jest tak ponuro, że nic nie widać, nawet własnej ręki, jeśli trzyma się ją bezpośrednio przed twarzą.
— Jasna cholera. — Charly mówi przez ciemność i słyszę, jak ostrożnie odsuwa się ode mnie. — Jest naprawdę całkiem ciemno.
— Po prostu już nic nie widzę — dobiega głos Benji, który jest już dalej. — Ow! Chyba przebiła mnie choinka!
— I wydaje mi się, że trzymam teraz w dłoni coś niezwykle ludzkiego — mówi Charly.
— Tak, mój tyłek, Charlotte!
— Violet — słyszę szept Harry'ego za mną i odwracam się, ale wciąż tylko wpatruję się w ciemność. Wyczuwam, że gdzieś tam jest, ale nie mogę go dostrzec. Ale potem słyszę, jak powoli się zbliża. — Cholera, naprawdę nic nie widzę.
Śmieję się lekko, ale potem moje ciało się rozgrzewa, gdy czuję dłoń Harry'ego na moim ramieniu. Delikatnie zsuwa się z mojego ramienia w dół ramienia, a potem łapie mnie za rękę, przyprawiając mnie o łomotanie serca. Jakby to było zupełnie normalne, wsuwa swoje długie palce między moje i mocno trzyma moją dłoń, ale jednocześnie jest delikatny.
— Nie chcę cię stracić — słyszę, jak mówi cicho. — Jeśli mam sobie zrobić takie gówno, zrobię to z tobą.
Uśmiecham się i tym razem się nie powstrzymuję, on i tak tego nie widzi i nie widzi, że moje oczy też prawdopodobnie błyszczą. Jego dłoń jest ciepła i cudownie czuje się w mojej chłodniejszej dłoni. Jakby nikt inny nie powinien jej trzymać oprócz Harry'ego.
— W takim razie będziesz musiał wszędzie za mną chodzić — mówię, robiąc pierwszy krok do tyłu, lekko ciągnąc Harry'ego za sobą.
Jego głos znów jest cichszy.
— OK.
Skoncentrowana, odwracam się i wyciągam rękę, żeby zobaczyć, czy coś nam nie przeszkadza. Mrowienie, które czuję na dłoni, nie da się zignorować, gdy Harry i ja idziemy powoli przez pokój. Nigdy nie czułam czegoś takiego przy Brandonie. Zawsze myślałam, że to, co do niego czuję, kiedy mnie dotyka lub ja dotykam jego, to wszystko, co dzieje się z osobą, kiedy kogoś lubisz. Najwyraźniej mój organizm mnie oszukał. W tej chwili mrowienie we mnie jest bardziej intensywne niż cokolwiek, co kiedykolwiek miałam z Brandonem, mimo że Harry i ja tylko trzymamy się za ręce.
Po kilku metrach moje palce już dotykają pierwszego posągu lub pierwszego dzieła sztuki. Jest solidnie osadzony na ziemi, dzięki czemu nie można go przewrócić.
— Czuję głowę — dałam znać Harry'emu, który staje obok mnie. — Zrobiony z kamienia — ciągle się czepiam. — Myślę, że to Lincoln czy coś.
CZYTASZ
Violet Socks ✸ PL
Fanfiction"Utrata ciebie była czymś, z czym nie mogłem sobie poradzić." Los łączy ludzi, los dzieli ludzi. Ale czasami los nie wie, czego chce, a potem kontratakuje, zbiegiem w fioletowych skarpetkach, metaforach, pocałunkach, dramatach, zazdrości i wielkich...