Jakby za naciśnięciem guzika kiwam głową i mam ochotę rzucić mu się na szyję.
- Jasne, to wciąż jest! - mówię podekscytowana i szeroko się uśmiecham. - Myślałam, że już zapomniałeś.
Brandon uśmiecha się jednocześnie swoim najbardziej niewinnym i najgorętszym uśmiechem.
- Ciągle czekałem na idealny moment, żeby cię o to zapytać, a w szkole myślałem, że to głupie. A potem może to być tylko los.
Uśmiecham się jak kompletna idiotka. Ma taką poetycką passę.
Wraca do drzwi i odwraca się do mnie.
- Odbiorę cię w piątek o siódmej. Załóż coś ładnego, Violet.
Patrzę na niego z otwartymi ustami, gdy znika za drzwiami. Czy powinnam założyć coś ładnego? Oznacza to, że tym razem nie chce mnie zabrać do klubu, ale do czegoś bardziej eleganckiego, restauracji, jak zasugerował ostatnim razem. I przepraszam za to.
Już sobie wyobrażam, jak przebiegnie nasz drugi pocałunek. Zawieszę sos w kąciku ust, potem otrze kciukiem, zajrzymy sobie głęboko w oczy, moja skóra zacznie mrowić pod jego dotykiem, potem pochyla się nad stołem, a potem...
- Możemy już iść? - Harry przerywa moje wspaniałe wyobrażenie o Brandonie i mojej drugiej randce.
Potrząsam krótko. Muszę przestać fantazjować o Brandonie, to już nie jest normalne.
- Violet.
Tym razem patrzę na Harry'ego, który już czeka w drzwiach. Ale nawet kiedy wychodzę z nim ze szpitala, nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Ta sprawa z Brandonem jest po prostu zbyt ekscytująca.
- Zamierzam teraz odwieźć cię do domu - mówi Harry, wracając do swojego samochodu. Patrzy na swój telefon komórkowy i pisze do kogoś.
Ponieważ wygląda na zirytowanego, marszczę brwi.
- Co jest?
Znowu odkłada komórkę i uruchamia silnik.
- Co powinno być?
- Nie byłeś teraz tak zirytowany.
- Po prostu myślałem, że masz złamaną rękę - odpowiada i odjeżdża. - A poza tym powiedziałem tylko, że odwiozę cię do domu.
- Och, bardzo ładnie, pan zarozumiały znowu wychodzi. - Skrzyżowałabym teraz zestresowane ramiona, ale to by mnie bolało, dlatego po prostu wyglądam przez okno. - Mam nadzieję, że przynajmniej zrobisz coś produktywnego, żebyś mógł wyjaśnić pannie Heath, dlaczego cię tam nie ma.
- Zrobię - mówi i słyszę, jak się uśmiecha. - Jadę do Jessiki.
Parskam, bo od razu czuję głęboką nienawiść, kiedy słyszę to imię. Jessica może płonąć w piekle.
- Baw się więc z Szatanem - wkurzam, ale gwałtownie patrzę w okno.
- Będę miał.
- Miło - rzucam później.
- Tak, miło.
I od tej chwili panuje cisza. I od tej pory mam dziwne przeczucie. Wyobrażam sobie, co zrobią Harry i Jessica, jeśli będzie miar zamiar do niej pojechać, a potem w mojej głowie pojawia się obraz, w którym oboje się całują, dotyka jej i ona to lubi.
I do cholery.
I potem łapię się na tym, że żałuję, że nie zamierzał teraz zobaczyć Jessiki.
Dzwonię do drzwi i patrzę, jak Harry opuszcza naszą ulicę. Dziwne, jak zawsze zostawiamy siebie w poczuciu złego, ale kiedy jesteśmy razem, przez kilka chwil dogadujemy się. Dobrze się dogadywaliśmy w szpitalu. Przynajmniej przez pół godziny.
CZYTASZ
Violet Socks ✸ PL
Fanfiction"Utrata ciebie była czymś, z czym nie mogłem sobie poradzić." Los łączy ludzi, los dzieli ludzi. Ale czasami los nie wie, czego chce, a potem kontratakuje, zbiegiem w fioletowych skarpetkach, metaforach, pocałunkach, dramatach, zazdrości i wielkich...