Wszystko zawsze będzie inne, powiedział Harry. On ma rację. Ale on się myli. Chcę, żeby miał rację, naprawdę, bo chcę też, żeby wszystko przez cały czas pozostawało inne, ale gdy zamykam za sobą drzwi do mojego pokoju, mam wrażenie, że chcę, żebyśmy znów byli przyjaciółmi, ale w następnej chwili powtarzają się jego słowa Zawsze będzie inaczej w mojej głowie i że właściwie jestem z Brandonem i wtedy mam wrażenie, że oszaleję.
Dzisiejszy wieczór wywołał we mnie tak wiele różnych myśli i uczuć, których po prostu nie mogę przypisać. Jestem z Brandonem. Coś, co powinno mnie uszczęśliwić. Nie, coś, co mnie uszczęśliwia. Byłam z Harrym u jego ojca i też obraziłam jego matkę, po czym powiedział mi, że od jutra będziemy tym, kim byliśmy dwadzieścia cztery godziny temu. Wrogowie. Coś, co nie powinno mieć dla mnie znaczenia. Nie, coś mnie nie obchodzi.
Robię głęboki wdech i wydech.
Wszystko to tak bardzo mnie dezorientuje, że nie mogę teraz być z tym sama. Nie powinno mi to przeszkadzać ani zasmucać, powinno być po prostu bezwarunkowo szczęśliwa, że jestem teraz z Brandonem. Ale jakoś mnie to obciąża, więc idę korytarzem obok pokoju mamy.
Mama pewnie już śpi, więc nie chcę jej budzić. I tak zadawałaby zbyt wiele pytań i próbowałaby odgrywać dla mnie rolę psychiatry.
Dlatego po cichu otwieram drzwi, na których jest napisane różowymi literami Rosy.
— Rosy? — szepczę cicho w jej pokoju. — Nie śpisz?
Brak odpowiedzi.
— Rosy-Bosy.
Warczy pod kołdrą.
— Ale już.
— Mogę z tobą spać?
Rosy podnosi głowę i patrzy na mnie ze splątanymi włosami i pomarszczoną twarzą. Najwyraźniej była w głębokim śnie.
— Nie, Violet, nie możesz. Idź ponownie.
— Proszę. Nie chcę być sama.
— Masz siedemnaście lat.
Niecierpliwie stukam się po nogach i czuję się jak małe dziecko, które błaga o pozwolenie spania w łóżku z rodzicami, podczas gdy ja właśnie stoję w drzwiach mojej ośmioletniej siostry.
— Proszę, Rosy.
Rosy kładzie głowę na poduszce i wzdycha z irytacją.
— W porządku. Ale ponownie dobrze zamknij drzwi.
Uśmiecham się lekko i zamykam za sobą drzwi. Ostrożnie przeczesuję ciemność i staram się nie wpadać na nią, chociaż wiem na pewno, że w pokoju Rosy jest to niemożliwe, bo jej pokój jest zawsze idealnie uporządkowany. Kiedy wchodzę do jej łóżka, ściskam się za Rosy i obejmuję ramieniem jej małe ciałko, które przyciskam do siebie, na co ona piszczy.
— Violet, mam w łóżku co najmniej dwadzieścia przytulanek — syczy cicho i robi mi miejsce pod kołdrą.
Teraz wciskamy się pod nią we dwoje i muszę przyznać, że w łóżku z Rosy było łatwiej spać, bo te dziewięćdziesiąt centymetrów szerokości sprawia, że jest dość ciasne. Ale nie obchodzi mnie to. Cieszę się, że nie jestem sama.
Znów przytulam się od tyłu do Rosy, od której bezpośrednio wyczuwam jak niestosownie tak uważa, ale w końcu na to pozwala, bo i tak mogę ją przytulić, jeśli chcę.
Przez chwilę nic nie mówimy, przez co dużo się zastanawiam.
— Gdzie byłaś dziś wieczorem? — pyta mnie Rosy tonem, który sugeruje, że zdaje sobie sprawę, że nie leżę w jej łóżku bez powodu.
CZYTASZ
Violet Socks ✸ PL
Fanfic"Utrata ciebie była czymś, z czym nie mogłem sobie poradzić." Los łączy ludzi, los dzieli ludzi. Ale czasami los nie wie, czego chce, a potem kontratakuje, zbiegiem w fioletowych skarpetkach, metaforach, pocałunkach, dramatach, zazdrości i wielkich...