Rozdział 22

5.5K 146 18
                                    

Melanie

- Na pewno się w tobie podkochuje.

- Może tak.- wzruszyłam ramionami.- Ale ja go nie lubię.- zmarszczyłam nos.

Vera się głośno zaśmiała.

- No co. On to takie dziecko zagubione.- prychnęłam

Wolę twojego ojca.

- Jest starszy od ciebie.

- No ale głupszy. Mamusia mu dalej robi kanapki do szkoły.- spojrzałam na nią z obrzydzeniem.

- Oh w tym mu akurat zazdroszczę.- przyznała.- Mi robi Lucy.- uśmiechnęła się.

- To to samo! Ja od ósmego roku życia sama sobie robię kanapki i teraz na dodatek siostrze.- prychnęłam.

- No dobra.- przyznała.

- Idę się umyć.- mruknęła wstając z łóżka.

- Dobrze.- uniosłam kącik swoich ust.

Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami i usłyszałam strumień wody. Nabrałam głęboko wdech i wyszłam z jej pokoju. Upewniłam się że na pewno się myję. Powędrowałam do pokoju jej ojca. Jest już trzecia w nocy ale nie mogłam się oprzeć.

Zamknęłam za sobą drzwi jego sypialni. Na palcach podeszłam do jego łóżka i weszłam na jego materac. Przesunęłam się bliżej jego ciała. Dotknęłam jego nagi wysportowany brzuch. Ustami zaczęłam cmokać jego ramię i tak dotarłam do szyi.
Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, tak że prawie leżałam na nim.

- Gdzie Veronica?- wyszeptał.

- Kąpie się.- odpowiedziałam i złączyłam nasze usta razem. Pan Mathews zassał moje wargi. Poczułam ciepło między udami.

- Byłam dziś niegrzeczna.- wymamrotałam podczas pocałunków.

- Byłaś.- wychrypiał.- Ale dopiero w hotelu cię za to ukarzę.- pogłaskał mój policzek.

- Nie mogę się doczekać.- przyłożyłam swoje czoło do niego.

Złapałam jego dłoń i przyłożyłam ją do swojego krocza. Zaczęłam się lekko poruszać w przód i tył. Materiał dresów które miałam na sobie nam przesadzał.

- Idź już, maleńka.- cmoknął ostatni raz moje usta.

- Już?- westchnęłam.

- To jest bardzo ryzykowne.- założył kosmyk moich włosów za ucho.

- No dobrze.- podniosłam się.

- Dobranoc.- mruknął.

- Dobranoc, panie Mathewsie.

**

Rano zeszłam na dół gdy tylko się obudziłam. Vera jeszcze spała.

- O Boże.- spojrzałam na ogród gdy przechodziłam przez hol do kuchni.

Lucy stała z szerokim uśmiechem za blatem kuchennym.

- Poranny ptaszek wstał.- przywitała mnie.

- Poranny ptaszek?- parsknęłam.

- Słodko czy słono?- zapytała.

- Ee.- zawahałam się.- Słono.- usiadłam na krześle kuchennym.

Zerknęłam w stronę salonu. W drzwiach stanął nikt inny jak nie pan Mathews. Ubrany w garniturowe spodnie i czarną koszulę. Trzymał komórkę przy uchu a wzrok miał wbite w moje nagie nogi.

Break The RulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz