ROZDZIAŁ 1

4.7K 165 32
                                    

Moja pierwsza dedykacja...

"To dla wszystkich tych, którzy sądzą, że postawili już dawno kropkę nad "i". Nie. Nie postawiliście"

🍼Hudson

– A co Pan, mecenasie zrobiłby na moim miejscu? Chciałem stworzyć z nią dom a ona przyprawiała mi rogi na boku, na dodatek teraz oczekuje ode mnie, że dostanie jakieś zadośćuczynienie za coś czego nigdy nie zrobiłem!

Mój nowy klient tamtego dnia był wzburzony, zaś ja odczuwałem w dalszym ciągu skutki przyjęcia weselnego, które odbyło się dwa dni wstecz. Nie pijałem alkoholu prawie wcale. Zdarzało mi się robić to tylko wtedy – i to zawsze kończyło się po dwóch szklankach whisky, głównie burbona – gdy miałem trudniejsze noce, bądź jeśli musiałem do późna zająć się jakąś poważną sprawą niecierpiącą zwłoki.

Lecz sytuacja jaka wydarzyła się tego pamiętnego popołudnia niemal zmiotła mnie z planszy. Ona widziała mój upadek, a przecież... odchodząc przyrzekłem sobie, że nigdy do tego nie dopuszczę. Widziała w jakim stanie Alex z pomocą jakiegoś innego mężczyzny wyciągała mnie ledwo przytomnego z sali, i mogłem przysiąc, że przez moment widziałem w jej oczach zaskoczenie. Wcześniej jednak była całkowicie obojętna, jakbym nie istniał, albo... nie istniał dla niej.

Wracając do sprawy, czyż nie brzmiało to podobnie do mojego losu? Różnica była tylko taka, że moja ex żona szantażowała mnie przez pewien okres, i nic nie mogłem na to poradzić. Kancelaria była moim domem, moją oazą spokoju i ostoją we wszystkich trudnościach. Gdybym kiedykolwiek ją stracił nie podniósłbym się, a do tego... gdybym stracił jego przed tym jak go poznałem serce pękło by mi w pół.

Posiadałem serce, owszem. Lecz pewnego dnia, kilka lat wstecz zostało ono doszczętnie zamknięte na kilkanaście zamków przez własnego ojca, a na otwarcie jego jeszcze nie byłem w żaden sposób gotów.

– Zapewne zrobiłbym wszystko, żeby moja była żona dostała mocno po piętach – wreszcie się odezwałem mając obniżoną barwę głosu. Oparty o swój czarny, skórzany fotel obracałem między palcami odbijające światło piór, którym wypełniałem potrzebne dokumenty.

Facet na moje słowa jakby się ożywił. Wyprostował sylwetkę kiwając mi na potwierdzenie. Pracując już tyle lat, miałem do czynienia z tysiącami przypadków, i miewałem chwile, kiedy domyślałem się z jakim problemem zjawili się u mnie potencjalni delikwent. Tak też było i w tym przypadku.

Po Hofmanie i jego zachowaniu widać było, że desperacja przesiąknęła go do szpiku kostnego. A nerwowe przełykanie śliny tylko potwierdziło mnie w tym, że zaciśnięte pięści pod blatem mojego biurka oczekiwały tylko na konfrontację – oczywiście z jego triumfem.

– W takim razie jaki jest procent szans, że ta... – zamilkł momentalnie zamykając usta w wąską kreskę. Wziął głęboki wdech i kontynuował: –... że Shantel nic nie dostanie ode mnie?

– Tego typu sprawy są banalne – odparłem nie chcąc owijać w bawełnę. – Natomiast robi się ciężej, gdy ma jakieś dowody, które ciężko podważyć – w myślach dodałem: – Jak w moim przypadku. – Wtedy, albo Pan interweniuje i odbije piłeczkę sto razy mocniej, albo... sąd uznaje Pana za winowajcę rozpadu związku i zamknięcia Pana byłej małżonki w szpitalu – nie chciałem nawet przez moment mydlić mu oczu. Nie byłem od tego.

– Nie wspomniała mi o chorobie! Dowiedziałem się od jej byłego kochanka, kiedy naszedł mnie w miejscu mojej pracy! O mały włos szef nie wyrzucił mnie z komisu, bo sądził, że sprowadzam sobie znajomych na pogawędki.

– Ma Pan na to jakiś dowód? Cokolwiek co potwierdzi to, że Pan o niczym nie wiedział, a żona zdradzała Pana w pełni świadomie?

Wiedziałem jaka jest odpowiedź. Nie musiał nawet spuszczać wzroku na swoje ręce, żeby wiedział, że nie ma nic takiego na nią.

– Pomogę Panu – wypaliłem rolując językiem wewnątrz policzka.

– Naprawdę?

– Tak, ale długa droga przed nami – westchnąłem otwierając swojego MacBooka, żeby sporządzić wstępną notatkę.

***

Dom. Czy w moim przypadku mogłem nazwać nim miejsce gdzie jedynie spałem i brałem prysznic? Nie, zdecydowanie nie. Ale musiałem tam wracać chociaż na chwilę. I mimo, że w tym apartamencie nie miałem żadnych pozostałości po Walory, to...

Nie czułem tam tego, co odczuwałem w swoim gabinecie.

Gdy wróciłem od razu zdjąłem z ramion marynarkę, i udałem się do sypialni, żeby się odświeżyć. Było już późno, a za oknem słyszałem odgłos jeżdżących aut. Mimo, że wybijała prawie północ Seattle nie spało. W centrum o tej porze zaczynało się dopiero sielankowe życie.

Mając przyciemniane szyby w łazience zapaliłem mały halogen w rogu i obserwując z ostatniego piętra ruch zacząłem powoli się rozbierać. Miałem to szczęście, że nawet ktoś z budynku obok nie mógł mnie zobaczyć.

W sumie kupiłem to mieszkanie tylko dlatego, że było bardzo blisko lokacji mojego interesu i ze względu na to, że było prawie całkowicie przeszklone.

Myjąc się zamknąłem oczy, kiedy ścieżka wody lunęła na mnie z deszczownicy. Gwałtownie wypuściłem powietrze przecierając powieki. Moja klatka piersiowa zaczęła unosić się coraz szybciej, z tą różnicą, że... to nie było spowodowane atakiem bezsilności tylko przez to, że strumień był bardzo gorący.

Wychodząc nawet się nie otarłem ręcznikiem tylko ponownie złapałem za telefon i odblokowałem go. Wszedłem w dobrze znany mi album i kliknąłem w to zdjęcie.

Zdjęcie mojego syna rozjaśniło cały ekran. Gdy macocha robiła to zdjęcie miał chyba dopiero rok i miesiąc. Byłem ciekawy jak wyglądał wtedy. Czy jego złociste włosy odrobinę się zakręciły jak moje? Czy zranił się podczas zabaw?

Już wiele razy chciałem odpisać Ninie na tę wiadomość. Jednak hamowałem się. Nie potrafiłem nic skleić. Ona również nie kontaktowała się ze mną od tamtej pory.

Prawie pięć miesięcy...

Ja: Co u niego?

Nie. Skasowałem to natychmiast odrzucając jak poparzony komórkę na blat. Kurwa. Przetarłem twarz dłońmi próbując się nie złamać jak robiłem to praktycznie noc w noc. Ten wieczór miał być inny... a okazał się być taki sam!

Walory mnie zniszczyła. Zabiła mnie podobnie jak mój ojciec. Obydwoje byli siebie warci, i nienawidziłem ich z całego serca.

Kilka lat wstecz...

Ojciec wpatrywał się we mnie z obrzydzeniem. Nigdy go takiego nie widziałem. Strach obleciał mnie od pierwszego spojrzenia w jego oczy.

– Ava jest jak twoja siostra! Nie jak kolejna z twoich suk, które pieprzysz gdy myślisz, że nikt nie widzi!

– Kocham ją – przełknąłem ból z jakim wypowiedziałem te słowa, bo wiedziałem, że do niego nic nie dotrze. On już mi zabrał wszystko...

– Za dwa dni biorę z Niną ślub. Po tym staniecie się przybranym rodzeństwem, a ty masz zniknąć, rozumiesz? Masz ją zostawić w spokoju.

Musiałem ją zostawić bo nie miałem wyjścia. 

***

No to, co? Zaczynamy? 

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz