ROZDZIAŁ 26

2K 117 5
                                    

🍼Ava

Padałam z nóg, a na złość Anthony znowu miał nawrót wymiotów. Razem z Hudsonem do piątej nad ranem nie spuszczaliśmy z niego wzroku. Ja bałam się, że jeśli zasnę chociaż na sekundę małemu coś się stanie, a on...

– Ava, wróć się przespać. Ja z nim zostanę. Lekarz powiedział, że po obchodzie wezmą go na badania – słyszałam jak przez mgłę jego spokojny głos.

– Nie – opierałam się nie przestając ściskać rączki synka. – Jeśli coś mu się stanie... Hudson, po prostu chcę być przy nim, minie jeszcze kilka godzin zanim lekarz się tu zjawi – rozkleiłam się. Wiedziałam, że po części było to ze zmęczenia, lecz... Bałam się o niego jak nigdy dotąd.

Kochanie wracaj, możesz nawet jechać do mnie. Tak naprawdę mieszkam ulicę stąd – podsunął mi pod nos magnetyczną kartę. – Spałem jak wróciłem do domu, więc jeszcze nie padam na twarz, a ty wręcz przeciwnie. Ledwo się trzymasz. Prześpij się chociaż z kilka godzin. Nic mu nie będzie.

Przełknęłam okropny ból i pojmując jego rację otarłam wreszcie mokre policzki.

– Hudson, ja... ja się o niego tak bardzo boję – wpadłam w jego ramiona zaciskając dłonie na białym materiale jego bezrękawnika. Zamknęłam oczy drżąc w ciepłym uścisku z blondynem.

– Csi, wszystko będzie dobrze. Pewnie coś nieświeżego zjadł i to wszystko. Nie snuj dziwnych teorii, bo jesteś zamroczona – wziął między dwa palce mój podbródek i skierował na swoje zmartwione oczy. – Zaufaj mi, Ava. Zrób to kolejny raz, i pozwól mi cię wyręczyć. Przez prawie dwa lata, byłaś z tym sama. Teraz masz mnie, rozumiesz? Mamy razem syna, którym też chcę się z tobą zajmować, jeśli mam wreszcie na to możliwość – pochylił się, by cmoknąć mnie w czubek nosa.

Mimo ogromnego żalu i rozpaczy uśmiechnęłam się smutno, gdy ciepłe pocałunki opadły również na moje policzki.

– Zawiadomię portiera, i będzie na ciebie czekał. Weź taksówkę z dołu, i pojedź pod ten adres. Przyłożysz kartę i pojedziesz windą prosto do mojego mieszkania. Jeśli będziesz miała jakąś trudność zadzwoń do mnie.

– Dziękuję, Hudson – wyszeptałam. Nie miałam sił już płakać. Wylałam mnóstwo łez u boku Anthony'ego. Nawet jeśli chciałam okazać mu jakąkolwiek wdzięczność zapewne wyglądało to tak jakbym robiła to dość chamsko i niechlujnie.

Nie chciałam go zostawiać, lecz po tym jak pielęgniarka zawiadomiła nas, że póki co nie ma możliwości przyniesienia czegokolwiek do spania obok musiałam sama wydobrzeć niedaleko. Zapewne jeszcze kilkadziesiąt minut a padłabym tam z osłabienia i sama trafiła na łóżko szpitalne z kroplówką.

Ucałowałam smacznie śpiące dziecko próbując wmówić sobie, że to najlepsze wyjście dla nas wszystkich. Ociągając się wyszłam z sali, owszem. Kusiło mnie, by tam wrócić, ale... przez szybę obserwowałam jak Hudson przysiadł obok Tonyego i delikatnie potarł palcami jego kręcone włoski.

Widok był rozczulający, chwytający za serce... ja naprawdę chciałam, żeby nasz syn miał szczęśliwą rodzinę. Przysięgam, że ten obraz zapisał mi się w pamięci na bardzo, bardzo długo...

***

To w czym mieszkał Hudson daleko odbiegało od normalnego mieszkania. To był chyba pieprzony azyl godny najbogatszej osoby w Ameryce. Ściany były całkowicie przeszklone, i z każdej strony tak naprawdę był widok na ulicę i wszystko z oddali. Całe Seattle prezentowało się wcześnie rano, ze wschodem słońca jak wysnute z bajki. Pewnie gdybym miała lęk wysokości mimo okropnego zmęczenia trzęsłabym portkami.

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz