ROZDZIAŁ 25

2K 112 5
                                    

🍼Hudson

– Hej, blondyneczko – zarechotałem na widok Carmen, która z czerwienią na twarzy stała naprzeciwko mnie. Sięgała mi ledwo do barku, przez co to bardziej wyglądało komicznie.

– Masz szczęście, że przyjechałeś – skierowała na mnie swoją drewnianą łyżkę. Pod nogami napatoczył mi się ich gruby kociak, który zamruczał ocierając się o moją łydkę. – Bialutka, gdzie zgubiłaś starego?

Rozbawiony wszedłem do środka ich domu dostrzegając przy okrągłym stole jakąś obcą mi postać. Kobieta miała szykownie spięte brązowe włosy w niskiego koka, a jej wachlarz rzęs zatrzepotał, gdy mnie zobaczyła uśmiechając się promiennie.

– Stary, sorry – Wyatt klepnął mnie niespodziewanie po barku. – To był pomysł Carmi, nie mam z tym nic wspóln...

– Siadajcie. Zaraz będzie kolacja. Hudson może usiądziesz obok mojej nowej koleżanki Margot? Wiesz jaki zbieg okoliczności? Margot jest protokolantką! – pisnęła diametralnie zmieniając swoje całe nastawienie czym zaintrygowała mnie na tyle, że prawie natychmiast połączyłem wszystko w całość.

Czy Carmen Black chciała mnie z kimś zeswatać, do jasnej Anielki?!

***

Uśmiechnąłem się drętwo do dziewczyny, która chyba dalej nie wychwyciła tego w jakiej niedorzecznej sytuacji postawiła mnie blondynka. Carmen wyglądała na beztrosko się bawiącą, z dziewczyną zaś ja z Wyattem chcieliśmy zniknąć pod stołem.

– Może my pójdziemy do mojego gabinetu, słońce – Black cmoknął przelotnie swoją żonę w usta i w podskokach udał się na piętro, a ja zaraz za nim.

Odetchnąłem z ulgą zamykając drzwi na zamek. Oparłem się o nie zamrażając oczy na bruneta.

– Mogłeś jej wspomnieć, że aktualnie nie mam nawet w planach umówić się na jedną randkę, cymbale – warknąłem.

– Sam przechodzę chyba jakiś ósmy zawał tego dnia – wymamrotał chwytając za kryształową karafkę z whisky. – Chcesz? Nie wiem jak ty, ale ja na trzeźwo nie dam rady.

– Nie, zaraz wracam do siebie – pokręciłem głową odbijając się od drewna, żeby podejść do sofy i usiąść na niej. Przetarłem twarz dłońmi opierając głowę na wygodnym zagłowiu.

– Co jest? A właśnie! Dlaczego nic nie wspominasz o Avie, i swoim potomstwie? Cisza jak makiem zasiał od mojego drugiego ślubu – żachnął oskarżycielsko podsuwając sobie skórzany fotel po to, aby zasiąść po mojej drugiej stronie.

– Nawet nie wiesz jakie gówno się rozgrywa – przyznałem. – Poznałem Anthony'ego. Ava mi go przedstawiła, chociaż z tym już nie mam...

– Jak to ci go przedstawiła?

– No... raz zachlałem dupę w barze i przez omyłkę do niej zadzwoniłem. Uratowała mnie z opresji, a następnego dnia jak ostatni oszołom stanąłem przed jej drzwiami i jakby nigdy nic jak ten kretyn dopiero po fakcie zrozumiałem, że przecież po drugiej stronie nie była sama – na jednym wdechu mówiłem z prędkością karabinu maszynowego. – No i w skrócie, tak poznałem małego. Serio, stary nie mam ochoty tego wspominać. Ważne, że już go... poznałem na żywo.

– A sprawa? Media dudnią na jej temat, i wspominali, że jesteś jej obrońcą. To prawda?

Przytaknąłem składając dłonie w piramidkę. Wskazującymi potarłem nasadę nosa wzdychając.

– Jest jeszcze więcej zamętów, niż można byłoby się spodziewać.

– Jak to?

– Wyatt, obiecuję, że powiem wam wszystko jak załatwię to – na myśli miałem ojca, tylko i wyłącznie jego. – Przyrzekam.

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz