ROZDZIAŁ 19

1.9K 103 1
                                    

🍼Ava

Przycisnęłam Anthony'ego do klatki piersiowej i biegiem ruszyłam w stronę auta Phoebe, która przyjechała mi na ratunek. Na dole roiło się od tych dziennikarskich pomiotów, a ja nie byłam jeszcze gotowa na stawienie im czoła. Szybko otworzyłam tylne drzwi, zanim ktokolwiek nas zauważył, a blondynka z piskiem opon ruszyła z miejsca.

Tony klasnął w dłonie piszcząc w zadowoleniu, a ja zanim go zapięłam w foteliku, który przyjaciółka specjalnie dla niego kupiła oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam powieki kompletnie wypruta z energii.

– Jak się trzymasz? – Pho niepewnie zapytała przyglądając mi się w lusterku.

– Nijak – przyznałam sięgając wreszcie po pas bezpieczeństwa. – Oddam ci za ten fotelik – dodałam.

– Nie wygłupiaj się – machnęła jedną ręką. – Nie potrzebuje od ciebie pieniędzy.

Pociągnęłam za łączenie pasów uciskając je tak, żeby mały w razie gwałtownego hamowania nie zaczepił o nie, i pewna tego, że już jest wszystko okay zaczęłam grzebać w torebce.

– Straciliśmy większość współprac. Zostały tylko te już dawno podpisane, chociaż możliwe, że niektórzy też z nich zrezygnują, i zapłacą nam kary umowne zamiast wykonać sesję.

Miałam chronić za wszelką cenę swój dobytek, nazwisko, a zamiast tego wszystko to traciłam.

Poczułam pod powiekami łzy. Nie chciałam by Phoebe widziała moją słabość, lecz nie potrafiłam powstrzymać szlochu. Przyłożyłam czoło do zimnej szyby pozwalając słonej wodzie spływać po rozgrzanych policzkach jak wodospad.

Wszystko, co zadziało się wtedy w moim życiu doprowadziło do upadku. Śmiertelnego końca mojej kariery, dzięki osobie, której chciałam tylko pomóc. Wyciągnęłam rękę do Stanleya, a on odrąbał mi ją przy samej szyi.

***

– Kochanie – mama przytuliła mnie do siebie głaszcząc po plecach. – Nie płacz. Musisz być silna dla Anthony'ego – prześlizgnęła zgrabnie po moich policzkach swoimi kciukami zgarniając niechciane resztki łez.

Pho podwiozła nas do Tima i Niny, bo tylko w tym zakątku mogłam być w miarę bezpieczna. Do mieszkania w centrum zaczynało dobijać się coraz to więcej osób, a ja nie miałam siły czatować przy drzwiach i modlić się, żeby nikt nie wparował do środka i nie zrobił nam czegoś strasznego. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, że naraziłabym Tonyego na taki los.

Chociaż, czy ja już tego nie zrobiłam?

Tim przyniósł mi zieloną herbatę, oraz koc, którym okrył moje plecy. Uśmiechnęłam się wdzięcznie na ten gest. Wujek może czasami wydawał się być zbyt... zbyt pochopny w działaniach? Nie wiedziałam jak nazwać jego nagłe wybuchy spowodowane niewygodnymi tematami, ale za to widać było w nim to, że jeśli na kimś mu zależało martwił się o tę osobę.

Chronił to, co uważał za słuszne pod swoimi skrzydłami.

– A Hudson? Powiedziałaś mu o tym? – Nina odgarnęła moje włosy za ucho.

Tim za to zacisnął mocno pięści siadając obok mnie. Chwycił za pilot od telewizji i jakby nigdy nic włączył sobie rozgrywki hokeju na lodzie. W dalszym ciągu byłam ciekawa tego dlaczego aż tak bardzo obojętny był mu jego syn. Obydwaj byli niemalże identyczni, ale za to charakternie zupełnie inni.

– Wyjdźmy na taras, skarbie – rodzicielka zaproponowała. To był chyba najlepszy pomysł. Ojczym odrobinkę zbyt głośno oglądał mecz. Wstałyśmy i wyszłyśmy na świeże powietrze.

Było już w miarę późno, a na niebie zaczynały pojawiać się drobne gwiazdki. Wpatrywałam się chwilę w nie marząc, by jedna spadła i dziwnym trafem spełniła moje marzenie.

Tak, gwiazdko! Spadnij i spraw, żeby to wszystko się naprawiło! Proszę.

– Hudson wie, mam nadzieję – podzieliłam się z mamą kocem i wtulone w siebie oglądałyśmy te świecące, oddalone od nas o tysiące kilometrów obiekty. Poczułam się jak nastolatka. Kobieta zawsze siadała ze mną na tarasie w naszym starym domku, jeszcze przed jej poślubieniem wuja. Wysłuchiwała mnie i doradzała.

– Wie, i nie tylko to wie – wymamrotałam zawstydzona.

– Jak to?

– Przez przypadek poznał Tonyego. Nie wiem, co będzie dalej. Wydaje mi się, że jest dalej zaszokowany, i... jakby chyba chciał jeszcze przez jakiś czas przemyśleć to.

– Skarbie, to cudownie – Nina ożywiła się, a jej oczy zapłonęły niczym świeczki na torcie urodzinowym. Przylgnęła do mnie niczym rzep ściskając biodra.

– Mamo, słyszałaś co powiedziałam? – jęknęłam. – Może to ja odbieram jego zachowanie w dość dziwaczny sposób, ale nie chcę za nim ganiać skoro sam zbytnio nie lgnie do tego, żeby widywać się z naszym synem. Chyba popełniłam błąd.

– Nie mów tak – skarciła mnie. – Hudson może po prostu nie chce na razie mieszać jeszcze bardziej, kiedy dzieje się tyle zła? Ava, znamy obydwie Hudsona tyle lat, i JA – podkreśliła pokazując na siebie. – Jestem przekonana, że dalej jest tym radosnym chłopcem, ale coś mu się stało i po prostu wybrał własną ścieżkę, co teraz wychodzi, że na dobre w pewnych momentach mu wyszło. Wydaje mi się, że nasz Mecenas wie co robi. Może warto mu zaufać? Już chyba poprzednio przekonałaś się, że Hudson potrafi wiele, czyż nie?

– Dlaczego mam wrażenie, że coś knujesz? – zadarłam wysoko głowę.

– Kochanie, czasami nie potrzeba knuć, żeby wyszło coś dobrego, wiesz? Chcesz moje kanapki z masłem orzechowym? Kupiłam nowe – mruknęła zachęcająco.

Zachichotałam ciągnąc nosem.

– Może się skuszę.

– Poczekaj tu na mnie moja kruszynko, zaraz wrócę z pełną tacą naszych smakołyków.

Kilkanaście lat wcześniej...

Hudson siedział zasmucony na wysokim murku niedaleko cmentarza. Chciałam się do niego przysiąść, ale nie potrafiłam się wspiąć na tak dużą budowlę, do tego w ręku trzymałam bukiet świeżych kwiatków, które zerwałam dla cioci po drodze z mamą.

Cioci Viv nie było już kilka tygodni. Jak spałam u Hudsona słyszałam, że czasami płakał. Wtedy mocno się do niego przytulałam i opowiadałam mu naszą bajkę, którą wymyśliliśmy jakiś czas wcześniej.

– Hud? – machnęłam, żeby mnie zauważył.

On jednak nie zwrócił na mnie uwagi. Patrzył przed siebie. Wykrzywiłam usta w grymasie próbując znowu się wdrapać na betonowy murek. Odłamki opadały pod moje stopy, a jeden dość mocno podrapał mi kolano. Moja biała sukienka się pobrudziła.

– Nic ci się nie stało? – mój przyjaciel zeskoczył przed moje stopy.

– Moja sukienka się ubrudziła – powiedziałam lekko speszona. – Przepraszam, mogłam ci nie przeszkadzać.

– Mogę cię przytulić? – zapytał. – Bardzo brakuje mi mamy.

– Dobrze, przytul mnie.

Gdy widziałam go ostatni raz – jeszcze przed incydentem z plagiatem – wydawał mi się być bardzo zagubiony. Może w tym coś faktycznie było, a jego odejście było spowodowane konkretnym powodem? Tylko on znał prawdę.

Chyba nadto interpretowałam jego zachowania.

Na głowie przecież miałam poważny problem związany z nagonką. Dokładanie do tego ponownie rozdrapanych ran było jak strzał w kolano. 

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz