ROZDZIAŁ 3

3.1K 128 15
                                    

🍼Hudson

Zacisnąłem mocno szczęki i spojrzałem ostatni raz na Walory, która z chytrym uśmieszkiem na twarzy spoglądała na mnie siedząc na ławie oskarżonych przy obstawie pięciu policjantów. Nie drgnęła mi nawet grdyka, gdy skupiłem swoją potem uwagę na sądzie.

– Nie mam nic do dodania – zapiąłem guzik marynarki i swobodnym krokiem wróciłem na swoje miejsce. Gdzieś za plecami, pośród ciszy usłyszałem czyjś oddech ulgi. Sam miałem wrażenie, że chyba wreszcie nadszedł czas ostatecznego triumfu.

– A Pani? Czy oskarżona Pani Shannon ma coś do dodania, w tej sprawie?

Brunetka wstała mając skute dłonie przed sobą. Z wymowną miną kiwnęła głową zaczynając swoje przedstawienie.

– Niejaki Hudson Shannon, który jest jeszcze moim mężem wiedział o moim każdym czynie, zeznałam to na ostatniej sprawie. Jako mój mąż ukrywał także każdy mój przekręt, do tego maczał swoje palce w sprawie związanej z wypadkiem mojego brata, wysoki sądzie. Do tego dostarczał mi każdy dokument, z jakim miałam problem, by go dostać.

Bernard spojrzał na mnie tylko osuwając na nos okulary. Owszem, grałem nieczysto, ale utrata tego wszystkiego była tego warta. Bycie prawnikiem miało swoje ogromne plusy, a to właśnie był jeden z nich. I w tej sprawie nie omieszkałem się zastosować własnych ulg. Do tego on o wszystkim wiedział, kilka dni przed rozprawą spotkałem się z nim w prokuraturze, i skrupulatnie opowiedziałem jak miewają się sprawy.

Mężczyzna z siwymi pasmami włosów przekartkował kilka dokumentów, a ja zacisnąłem szczęki oczekując momentu, aż wreszcie w świetle prawa uwolnię się od tej paskudnej żmii i w moich dokumentach pojawi się aktualny stan cywilny: Rozwiedziony.

Mojej uwadze nie umknął fakt, że mecenas mojej jeszcze żony pochylił się i zaczął jej szeptać, na co ta odrobinę spoważniała i wyprostowała wcześniej zgarbione ramiona.

Och, czyżby wreszcie do niej dotarło, że nie zdziała już nic, a wyrok dożywocia dalej będzie uznany przez sąd? Pomyślałem opierając na kciuki swoją żuchwę. Miałem nawet ochotę lekko unieść kąciki warg, lecz powstrzymałem się. Na takie duże odchyły entuzjazmu zagospodarowałem dopiero czas po jeszcze kilku godzinach przebywania tam.

– Zarządzam dwudziestominutową przerwę. Proszę zjawić się tu za kwadrans dwunasta – to było normalne, że w takich sprawach sędziowie musieli mieć chwilę na naradę, ale... z drugiej strony po co to chcieli przedłużać?

Momentalnie, gdy moje oczy zetknęły się z oczami Bernarda coś zamigotało w komorze mojego serca. Nie. Ufałem temu staremu organowi, i wiedziałem, że jeśli coś przyrzekł, nie było miejsca na jakieś niefortunne pomyłki.

Opuściłem ławę i nie spiesząc się wyszedłem z sali rozpraw. Sąd zakazał wstępu komukolwiek na rozprawę, i tak, też miałem w tym swój udział. Przez to, że Walory i Wyatt mieli bardzo barwną rodzinę nie obyło się bez szumu w gazetach, ani w Internecie. Ciągle gdzieś widziałem swoje zdjęcia, oraz jej z czarną kreską na oczach – jak u prawdziwego przestępcy, którym zresztą była. Ostatnie czego chciałem to, by gdzieś te wszystkie zarzuty latały po portalach plotkarskich.

Musiałem się orzeźwić, momentalnie będąc już na korytarzu przełyk zaczął palić mnie niemiłosiernie. Żywy ogień zagościł w konkretnych zakątkach, i rozprzestrzenił się na widok Walory do małego palca u stopy.

Podeszła do mnie. Ta zołza miała czelność zbliżyć się z obstawą policji i znów zaśmiać mi się prosto w twarz. Nie skomentowałem tego, tylko zacisnąłem wargi w wąską linie. Brak komentarzy czasami działał lepiej niż sądziło wiele osób.

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz