ROZDZIAŁ 40

1.9K 102 33
                                    

🍼Xander

W powietrzu roznosił się zapach śmierci, a moje wojskowe buty dudniły o deski prowadzące w głąb pomieszczenia, w którym czekał już na mnie Edward. Nie miałem dużo czasu, wreszcie musiałem dokończyć swoją robotę, bo dłużej już nie mogłem znieść faktu, że ten pieprzony śmieć Timothy dalej chodził bezkarnie po tej samej planecie co ja.

Przyszedł odpowiedni czas, i nawet nagła przypadłość Hudsona nie mogła mnie zniechęcić. Byłem skurczybykiem tak zawziętym, że nic, ani nikt nie mógł powstrzymać mnie przed dokonaniem zemsty, tym bar dziej, że... planowałem ją odkąd pamiętałem.

– Coś się stało, dziadku? – zapytałem pchając metalowe drzwi od naszego ukrytego magazynu na obrzeżach Seattle. To tam odbywało się większość transakcji z naszymi sojusznikami, wzmiankę o rozlanej krwi wolałem pominąć, chociaż... zabiłem tam wiele, ale to wiele skurwieli.

– Jackson Dante postanowił nas odwiedzić – Edward wyprostował swoją sylwetkę dając mi znak, żebym spojrzał w bok. Ku zaskoczeniu Dante naprawdę tam się znajdował. Boss Vegas szczerzył się szeroko jakby moja obecność była tam dla niego bardziej na rękę niż Walterowi.

– Po co? – wywróciłem oczami zakładając ramiona na piersi. – Nie mam czasu na luźne pogawędki, ostatnio tak wyglądała nasza rozmowa, Jackson.

– Ostatnio nie miałem jasnego planu – oblizał wargi.

Pierdolnął mnie natychmiast jakiś piorun, bo domyślałem się o co mogło mu chodzić. Co dziwne na ostatnim spotkaniu napomniał o Jessice tylko ze trzy razy – tak liczyłem to – a resztę oparł o jakieś poboczne, nic nie znaczące sprawy.

– A no tak – zarechotałem wywracając oczami. – Ostatnio zapomniałeś wspomnieć o Jessice czwarty raz, więc fatygowałeś się, aż tu? Sorki, nie skorzystam. Czy dziadku mogę wracać? Mam o wiele ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pierdolenie bez sensu.

– Mam dla ciebie pewną ofertę, i dam sobie uciąć rękę, że spodoba ci się to – Jackson jakby się nie poddawał, albo puścił moje słowa obok uszu. Wyciągnął ku mnie jakiś segregator, kurwa przecież on był zapełniony jakimś cholernym gównem! – Tu jest wszystko, co potrzeba byś przejął moje kasyna w Las Vegas, łącznie z klubami rozszerzonymi na Południu i Północy. Jako mąż Jess będziesz miał władzę nad tym całym imperium. Połączenie Neapolu, Seattle, Vegas i innych zakątków da ci władzę o której nawet sami potomkowie Garcii marzą od zarania dziejów. Były małżonek mojej córki to była prawdziwa katastrofa, myślał tylko o tym gdzie zamoczyć kutasa, a w tobie widzę potencjał na mojego następcę. To, co? Wchodzisz w to?


🍼Hudson

Xander Walter: Uderzam jutro. Nie mogę już czekać.

Przeczytałem wiadomość od Xandera chyba z pięć razy. Obróciłem telefon w dłoni przyglądając się widokowi zza okna. Zachodzące słońce, przeklęte korki i wysokie budynki... nagle wszystko to, co było dla mnie odskocznią zaczęło dręczyć.

Ava z samego rana udała się do pracy, a ja miałem pod opieką małego, tylko to trzymało mnie od tego, żeby rzucić wszystko i zrobić coś wbrew zaleceniom lekarza. Nie mogłem wyobrazić sobie tego, by siedzieć w miejscu nie robiąc  nic. Gabriel zajmował się moim interesem, nawet ten fakt zdołował mnie.

Nie czułem się wartościowy. Znowu coś spierdoliłem.

Zacisnąłem dłonie w pięści próbując zapanować nad gniewem.

– Kurwa – wrzasnąłem, a serce zaczęło odrobinę szybciej dudnić. Oblały mnie zimne poty. Usiadłem oddychając miarowo. – Spokojnie, spokojnie, spokojnie – dyszałem, a wtedy do sypialni wbiegł Tony. Bez ogródek wpadł w moje ramiona i... nagonka odeszła. Przyrzekam, że moje serce zwolniło pod wpływem dotyku małych rączek na swoich ramionach. Odetchnęłam z niemą ulgą całując go w policzek.

– Smyku nawet nie wiesz jak cię kocham.

***

– Rozmawiałaś z Niną? – zagadałem Avę, kiedy tylko wróciła do mieszkania. Zmarszczyła czoło kręcąc głową. – Bo... Xander dzisiaj coś do mnie napisał.

– Co takiego? – odrobinę zbladła zbliżając się do mnie. Nie mogłem już ukrywać przed nią niczego. Znała prawdę, i w takiej relacji pragnąłem być z nią do samego końca.

Nie wyobrażam sobie bez ciebie dalszego życia, Ava. Bez ciebie i Tonyego.

Czytała wszystko uważnie. Śledziła swoimi pięknymi oczami każdą literkę przełykając głośno ślinę. Nie będąc świadoma, że w takim skupieniu była jeszcze piękniejsza. Pełne usta miała lekko rozchylone, gotowe na soczysty pocałunek, zaś policzki czerwone z widoczniejszymi piegami.

– Czyli... Xander zrobi to jutro, tak? – zapytała przepełniona paniką, i choć sam nie czułem się najlepiej to tylko przytaknąłem. – Mogę zadzwonić do mamy? Chcę wiedzieć, czy z nią wszystko w porządku.

– Jasne – odparłem natychmiast. – Zadzwoń do Niny kiedy tylko zechcesz. Xander obiecał, że... – wyciągnąłem ramię i przyciągnąłem ją do siebie. Jej piersi przylgnęły do mojego torsu, a głowa uniesiona do góry sprawiała, że zapomniałem o Bożym świecie kolejny raz – ... przecież nic jej się nie stanie. Tu nie chodzi o nią, ona jest poszkodowana w tym wszystkim na równi z nami, Ava. Jest w pełni bezpieczna, z ochroną Walterów żadna zmora jej nie dopadnie.

– A cz-czy mogę się z nią spotkać? Będę o wiele spokojniejsza.

– Co tylko sobie życzysz, Marcheweczko – pochyliłem się całując ją w czubek nosa. – Pojedziemy po nią razem, zabierzemy w jakieś inne miejsce.

– Jak ona sobie poradzi z tą stratą? Mama kocha Tima, naprawdę... może ten ślub był pochopną decyzją, i zrujnowało nam to przyszłość to... ona była naprawdę szczęśliwa.

– Uwierz mi, że bez niego będzie o wiele bardziej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy w jakim niebezpieczeństwie jest będąc z nim. To chodząca plaga nieszczęść.

– Zadzwonię wreszcie do niej – westchnęła opierając policzek na mojej prawej piersi. I mimo, że miała w zamiarze to uczynić to przez moment staliśmy tak wtuleni w siebie nie potrafiąc odsunąć się chociaż na milimetr.

Kochałem ją jak głupek do tamtego dnia, i wiedziałem, że z dnia na dzień to uczucie będzie coraz to silniejsze. Głębsze niż kilkanaście lat wcześniej.


🍼Xander

– Nie mogę czekać! – potarłem ręce o skórzane rękawiczki, z którymi nigdy się nie rozstawałem. Zostało dwanaście godzin do akcji, którą planowałem od tak dawna, a emocje brały nade mną górę. Czekałem w aucie, w asyście dziadka pod domem Shannona dłużej nie mogąc czekać na to, aż ten śmieć sam wyjdzie z domu.

– Kurwa, co tu robi Hudson? – Edward syknął lekko osuwając się na fotelu.

– Co? – zaszokowany zerknąłem w tą samą stronę. Hudson i Ava szli w stronę drzwi wejściowych domu Tima. – Co on tu robi? – warknąłem wyciągając telefon z kieszeni spodni.

Ja: CO TY ROBISZ W DOMU TIMA?! SPIERDALAJCIE STAMTĄD!

– KURWA! – Edward złapał za klamkę drzwi, lecz wtedy...

Hugo zrobił to co mu zleciłem, o tej godzinie o której miał...

Ładunki wybuchowe podłożone pod dom Tima Shannona wybuchły tworząc ogromną burzę ognia z dymem. Wszystko wyleciało w powietrze. Dosłownie wszystko.

Wypadłem z samochodu ruszając biegiem w stronę, która się jeszcze dobrze nie zajarzyła ogniem, lecz przez to, że belka z dachu opadła praktycznie pod moje stopy uświadomiłem sobie, że było już za późno.

Patrzyłam jak opary sięgają wszystkiego co było po drodze. Przez wiatr dym zaczął roznosić się po całej okolicy otulając szarym gazem budynki.

– Już za późno, Xander. Wszystko wybuchło, nie ma szans, by ktokolwiek przeżył tak silną detronizację.

***

Jak wrażenia? Ps. Nie zawsze musi być happy end 😘😂

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz