ROZDZIAŁ 5

2.9K 130 13
                                    

🍼Hudson

– Dziękuję... – mężczyzna wypuścił powietrze z płuc wychodząc z sali w sądzie. Przełożyłem aktówkę do lewej ręki, a drugą uścisnąłem jego dłoń. – Wspomnę o Panu przy najbliższej okazji jeśli będą nabory do okręgowego...

– Nie – przerwałem mu. – Proszę wrócić do domu, do dzieci i żony. Ja zrobiłem swoje i nie oczekuje od Pana poparcia w wyborach, a poza tym nawet w nich nie startuje – oznajmiłem pewnie. – Na mnie już czas, powodzenia, i abyśmy się już nie musieli spotykać.

Odchodząc słyszałem jeszcze jego słowa podziękowania, i kurwa! Już od  dawna nie czułem się tak dobrze jak wtedy. Znów miałem wrażenie, że to co robiłem niosło za sobą samo dobro, a nie wstręt i zemstę – to czułem, gdy musiałem żyć z tą przeklętą świadomością, że krycie Walory, jej przekrętów to jedyne wyjście a potem patrzyłem w  oczy każdemu obrońcy wybielając się na idealnego obywatela przy obronie innego człowieka.

Gdy wróciłem do kancelarii i zamknąłem się w gabinecie poluzowałem szary krawat pod szyją odbiegając myślami do rozmowy poprzedniej nocy. Kim był Stanley? I co niby miał na Ave, co mogło mnie zaciekawić?

Dlaczego nagle machina znowu ruszyła, po tym jak przez przypadek spotkaliśmy się po niespełna dwóch latach?

Zerkając na drzwi odpłynąłem do chwili, kiedy ta przekroczyła próg mojej kancelarii i z zażenowaniem prosiła mnie o pomoc mówiąc, że każdy, ale to każdy polecił jej przyjść z tą sprawą do mnie. Nie ukrywałem swojego zaskoczenia i oczarowania tym jaka piękna dalej była.

Ava nigdy nie mogła równać się pustej, zepsutej Walory. Prawdą było to, że z Black zacząłem się spotykać tylko po to, aby zagrać na nosie ojcu i pokazać mu, że nawet nie mając jego wsparcia potrafię się ustatkować i wyjść na ludzi. Prawo? Też poszedłem tam tylko i wyłącznie przez fakt, że to był jeden z trudniejszych kierunków. Lecz to jak się potem okazało nie przyniosło skutków i będąc jeszcze szczeniakiem klęknąłem przed Walory na kolano okłamując samego siebie, że nagle ją pokochałem. Zaślepiony chęcią zemsty na Timie Shannonie popełniłem największy błąd w życiu.

Kilka lat wstecz...

Nie było go. Czekałem na niego kilka godzin przy kurorcie, kompletnie bez sensu. Własny ojciec wystawił mnie, wtedy gdy najbardziej go potrzebowałem. Chciałem pogodzić się z nim, załagodzić to wszystko, ale wychodziło na to, że on nie ubiegał się o to.

Zacisnąłem palce na obudowie telefonu i przełknąłem gorzki smak porażki. Skoro nie mogłem na niego liczyć, chciałem pokazać mu, że i bez tego wyjdę na kogoś.

Nawet jeśli byłem rozpieszczonym smarkaczem mogłem to zrobić, czyż nie?

– Pieprz się – syknąłem zdejmują z palca sygnet, który podarował mi w dzień, gdy odbył się pogrzeb mamy. Jeszcze raz obróciłem go w dłoni i biorąc głęboki wdech wykonałem rzut prosto do oceanu.

Takim sposobem przestałem być synem Tima Shannona. Ten facet tego dnia stał się dla mnie kimś obcym.

Tata: Nie przyjadę. Nie mam czasu.

Ja: Trudno. Nie potrzebuję cię już.

"Usuń numer: Tata". "Zablokuj numer: Tata".

Otrząsnąłem się z nieprzyjemnych wspomnień pocierając odruchowo puste od kilkunastu lat miejsce na palcu. Czy żałowałem wyrzucenia tego pierścienia? Nie. Zupełnie nie.

Po śmierci mamy wszystko się zmieniło. Moje relacje z Avą, jego z ciotką Niną, i do tego wszystkiego doszedł fakt, że kobiety praktycznie cały czas przebywały z nami w domu, gdzie wszystko przypominało mi rodzicielkę.

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz