ROZDZIAŁ 1

1.8K 85 16
                                    

"Ta magiczna kropka nad "i" pojawi się wtedy, gdy jesteście już na to zupełnie gotowi"

🍼Hudson

Czasami życie wywija nam takiego figla, że nie wiemy skąd jesteśmy. Dosłownie. Przechodzimy fazy, o których wcześniej nie mieliśmy bladego pojęcia. Natomiast... wszystko dzieje się po coś i chyba właśnie dotarłem do momentu, gdzie to WSZYSTKO ułożyło mi odpowiednie pole do tego, bym mógł poczuć się tak jak zawsze tego chciałem.


🍼Ava

Jesień. Liście spadały pod moje stopy. Krople deszczu z nagich gałęzi tworzyły prawdziwą pluchę, ale to nie zatrzymało mnie przed tym, żeby pójść do mamy; doskonale wiedziałam gdzie się znajdowała. Od teoretycznej śmierci Tima minęło ponad trzy miesiące.

– Mamo – położyłam dłoń na jej barku. Podskoczyła odsuwając od siebie zgiętą chusteczkę. Jej zapłakane oczy łamały mi serce na kawałki... – Dlaczego tu siedzisz? Jest coraz zimniej.

– Kochanie, jak mnie tu znalazłaś? – wyszeptała łamiącym się głosem.

Westchnęłam okrążając ją. Postanowiłam przysiąść obok mimo, że ławkę pokrył już delikatny deszcz. Popatrzyłam na nagrobek pod, którym miał znajdować się Timothy. Tak naprawdę pochowano nie tego co trzeba, ponieważ ciało, a raczej resztki – Xander opowiedział o tych okropnościach – zakopano w dołku w jakimś lesie. I przyglądając się zdjęciu sama poczułam pod powiekami łzy.

Tim był na nim uśmiechnięty, niemal szczęśliwy. Ale niestety to była tylko żałosna maska, którą karmił mnie i matkę. Dałyśmy się mu łatwo zmanipulować, dałyśmy mu również jakąś część swojego życia i chyba to właśnie było w tym wszystkim najgorsze. Ja jakoś dałam sobie z tym radę, lecz mama... pozbieranie się po kolejnej stracie było dla niej czymś co przynosiło okropne katusze.

– Mamo od trzech miesięcy przesiadujesz tu dzień w dzień – zaczęłam spokojnie patrząc na jej profil. – Dziwnie, żebyś i teraz tu nie była, co? – próbowałam się delikatnie zaśmiać. Lecz mimo, że moje wargi powędrowały lekko do góry tak jej jak stalowe kreski nawet nie zadrżały.

– Wybacz, wiem, że przez wyjazd Hudsona nie masz za dużo czasu na pracę.

– Nie martw się. Hudsona nie ma z nami od miesiąca, kolejny nic nie zmieni, w sumie następny też nie – mówiłam to tak jakby to wszystko nie odbiło na mnie jakiegoś piętna. A to nie była prawda.

Trzy miesiące wcześniej wraz z Xanderem i Edwardem wylecieliśmy do Neapolu. Po przekalkulowaniu tego wszystkiego ucieczka była nam na rękę, i chociaż nie byłam zwolenniczką takich czynności to po wyjaśnieniu całej sprawy odetchnęłam z ulgą, bo faktycznie... policja o nas pytała.

Jednak sprawa z Shannonem to kompletnie inna kwestia. Po powrocie do Seattle ten wrócił do swoich obowiązków z tym wyjątkiem, że nagle dostał dość dobrą propozycję udziału w procesie, który odbywał się w sercu Nowego Jorku. Co za tym szło razem z Gabrielem wyjechali...

Hudson Shannon znajdował się tam od prawie dwóch miesięcy. Jedyne co nas łączyło to SMSy, krótkie rozmowy telefoniczne, i... pojedyncze zdjęcia Tonyego, jakie mu wysłałam.

Czy między nami było coś jeszcze? Ta sytuacja nie wróżyła nic dobrego.

Pociągnęłam nosem, czując jak z każdą chwilą jest coraz to zimniejszy. Ulokowałam znowu szeroki uśmiech na wargach i wzięłam pod ramię mamę. Obydwie szłyśmy cmentarnymi uliczkami mając chyba... złamane serca.


🍼Hudson

– Mecenasie Shannon wszystko gotowe – Olivia położyła przede mną teczki z dokumentami. Kiwnąłem jej głową czując jak głowa paruje mi od nadmiaru informacji. – Kawa?

– Nawet nie wiesz jak bardzo mi się przyda – westchnąłem z ulgą spoglądając na zegarek. Zbliżała się czternasta, w kancelarii Gabriela siedziałem od świtu bez chwili przerwy. Procesy karne, tym bardziej, gdy powiązana jest w to polityka to totalne grzebanie w gnoju.

Olivia ruszyła jako pierwsza w stronę wyjścia. Po drodze mijałem Gabriela, przyglądał mi się udając, że słucha coś co mówił do niego jeden z praktykantów, ale posłał mi zaniepokojony wzrok skanując to mnie to, brunetkę.

Zauważyłem, że bardzo duża część osób, które mnie otaczały od pewnego czasu zaczęły dziwnie się zachowywać. Nie dość, że mój kontakt z synem praktycznie nie istniał, to jeszcze przyjaciel i Wyatt truli mi tyłek o relację z Avą sądząc chyba, że między mną a asystentką mogło coś być.

Chyba oszaleli, pomyślałem otwierając drzwi od swojego auta. Olivia usiadła obok zapinając pas.

– Niebawem wróci Mecenas do Seattle.

– Owszem – przytaknąłem włączając się do ruchu. Korki były okropne, wtedy dostrzegłem, że w sumie Waszyngton to nie było aż tak okropne miasto jak sądziłem.

– Współpraca z Mecenasem daje mi mnóstwo dróg. Ostatnio idzie mi coraz lepiej i pomyślałam, że może... Co Mecenas na to, aby naszą współpracę przeciągnąć nawet po Pańskim powrocie?

Hm...

Musiałem przyznać jedno. Mając przy sobie rękę do pomocy było o wiele łatwiej. Niektóre z pobocznych spraw szły o wiele sprawniej, więc... a patrząc na to, że w Seattle miałem własną kancelarię, to zarządzanie z moim zespołem nie było aż tak poręczne. Oni mieli własne zajęcia, i czasami nie mogłem liczyć na ich pomoc tak jak oczekiwałem.

– Musiałbym to jeszcze przemyśleć – chrząknąłem odrobinę zaskoczony tą propozycją.

– Rozumiem, jak najbardziej – uśmiechnęła się szeroko trzepotając rzęsami. Ułożyła dłonie na swoich odsłoniętych udach, a ja strzeliłem sobie w czoło za to, że odrobinę za długo zatrzymałem na nich wzrok.

Musiałem przyznać jedno – no przecież miałem oczy – Olivia była piękną kobietą o odpowiednich kształtach i całej tej reszcie. Jednak... czy powinienem zwracać na to uwagę?

***

– Wyglądacie jak para kochanków – Xander zmarszczył brwi przyglądając się stojącej przed ladą Olivii. Wywróciłem oczami. Kolejny, pomyślałem. – Serio. Rozumiem, że jest ładna i w ogóle, ale czy ty przypadkiem nie kochasz Avy, swojego syna?

– Możesz przestać? – syknąłem zaciskając mocniej dłoń na kubku bardzo zresztą słabej kawy. Przez problemy z sercem przecież nie mogłem pijać ich mocnych. – Urwałeś się z choinki?

– Nie jestem specem od miłości, kurwa sam za dwa miesiące muszę wziąć ślub z Jessicą. Do tego ma dwunastoletnie dziecko... aż mi się niedobrze robi – skrzywił się. – No i fiuta w spodniach jakoś dla pozorów trzeba będzie utrzymać. Tobie radzę to samo – strzelił palcami.

– Och, zamknij się – warknąłem, gdy w naszą stronę zmierzała Olivia niosąc dwa talerzyki z ciastkami.

– Wzięłam te z dynią, idealne na porę jesienną – zarumieniona poprawiła się na wysokim krześle.

– Idealne do kawy piernikowej – zaśmiałem się rozluźniając ramiona. – Pijemy i wracamy. A ty Xander?

– Wracam do Waszyngtonu – westchnął upijając łyk naparu.

A kiedy ja będę mógł wrócić?

Masz mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz