I oto było. Ostatnie miasto. Ich cel, o którym myślała od kiedy tylko jego nazwa została poruszona w trakcie rozmów. Miejce w którym wszystko miało się zakończyć. Siedlisko DRESZCZU.
- Czas wejść w paszczę lwa- powiedziała odwracając się na chwilę do przyjaciół, by odejść z powrotem do samochodu.
***
Tina nie była pewna, czy właśnie tego się spodziewała, jednak nie czuła się zaskoczona widząc setki ludzi usilnie przepychających się do bram miasta.
Każdy z nich tak samo zmarnowany, z widocznymi oznakami pożogi, wściekłymi wyrazami twarzy, lub tymi zdesperowanymi. To wszystko przyprawiło ich o dreszcze , jednak nikt nie zatrzymywał się , próbując ich sprawnie omijać.
Podążali za thomasem, który bezmyślnie pchał się do przodu, ignorując słowa swoich towarzyszy. Wiadome było, że to nie droga do miasta. Nie było nawet mowy, by wejść głównym wejściem obstawionym przez dziesiątki jak nie setki strażników.
Ale te mury były zbyt wielkie i zbyt bardzo złożone, więc nie możliwe, że nie miały żadnego przebicia. Musiały istnieć tunele, pod tym monstrum i Valentina zdawała siobie sprawę, że ich znalezienie zajmie im sporo czasu.
Ale czy mieli inne wyjście? Plan Thomasa, by iść do przodu był totalnie bezsensowny, lecz mimo to, każdy z nich nadal podążał za brunetem, aż ten dotarł na prawie sam początek.
Z tyłu głowy, czuła, że ktoś ich obserwuje. Musiał zauważyć to także Newt który obracając się do tyłu na chwilę obdarzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. W cokolwiek się wpakowali Tina nie wróżyła żadnego dobrego zakończenia sytuacji.
- Nie tędy droga Thomas- w pewnym momencie Jorge złapał bruneta za ramię, gdy przedarli się przez tłum.
Lecz najwyraźniej na to było już za późno.
Głośny huk przebił się przez hałas rozmów i zdenerwowanych krzyków. Przez tą chwilę nastała kompletna cisza, a Tina odwróciła się na chwilę patrząc na ludzi wokół. Ich twarze były pełne nadziei, jakby wierzyli, że bramą zaraz otworzy się przed nimi, magicznie ratując ich od śmierci. Ale inne twarze wyglądały na zaniepokojone. I ten sam niepokój miała w sobie ona, kiedy dziwne dzięki dobiegły do nich z mury.
- Nie podoba mi się to.
- Biegnij!!
Nie trzeba było dwa razy powtarzać by dziewczyna łapiąc któregoś z przyjaciół za ramię ruszyła w odwrotną stronę przeciskając się przez rozszalały tłum.
- Nie zatrzymujcie się!
Gnali na przód kiedy za ich plecami szalał grad pocisków i krzyk ludzi. Gdzieś obok niej walnął pocisk roztrzaskując ziemię na odcinek kilkudziesięciu metrów. Rozdrobnione kamyczki z wybuchu wpadały jej na twarz, a oczy szczypały od nadmiaru kurzu.
W końcu udało jej się wydostać z głównej ulicy uciekając między mniejszymi ścieżkami prosto w nieznane jednak wszystko było lepsze od rozćwiartkowania. Obracając się zauważyła, że za jej plecami znajdował się zziajany patelniak, gdzieś z boku widziała resztę grupy, lecz swoją pełną uwagę skupiła na oddalaniu się od dreszczu.
Dlatego nie miała szans z workiem który w jednym momencie znalazł się na jej głowie.
Świat Valentiny znikł, ona natomiast stała się ślepa na sytuację która miała właśnie miejsce.
Ktoś założył jej worek na głowę tak szybko że pociągnął ją do tyłu powodując niemalże upadek. Jej ciało zdarzyło się z kimś wyższym większym i zdecydowanie silniejszym od niej samej, a nieznane łapy wbijały się w ramię. Ktoś krzyczał jej imię , ale przez ogłuszenie i zdezorientowanie nie zakodowała skąd i od kogo dochodził ten krzyk.
YOU ARE READING
Never Stop. ( The Maze Runner)- Newt
Fanfiction- Na razie jesteśmy w pułapce. Potrzebujemy ochrony, jesteśmy w niebezpieczeństwie, a nasze ruchy są znikome. - Do czego zmierzasz?- zapytał patrząc na szachownicę. - Ale- ciągnęła dalej łapiąc króla, po czym podniosła go na wysokość ich oczu i za...