4.

309 14 1
                                    

×××××
×                              ×
Eccedentesiast

(rzeczownik)
Ktoś, kto ukrywa ból za uśmiechem
×                              ×
×××××

- Widzisz ich Tina. Oni są przyszłością ludzkości- obserwowała z boku jak mała jasnowłosa dziewczynka patrzy przez szybę na coś, czego nie mogła ujrzeć. Z tyłu dwa metry za nią stała ubrana w biały kitel kobieta z blond włosami spiętymi w eleganckiego koka. Na jej słowa dziecko odwróciło się wlepiając w nią zielone jak akwamaryn oczy.

- A ja nią nie jestem?

- Jesteś skarbie, ale dla ciebie mam inny plan.

Nabierając gwałtownie powietrza Tina obudziła się zostając na kilka chwil w nieprzyjemnym paraliżu sennym, po czym z westchnieniem opadła na twardą poduszkę.

Nie pierwszy raz widziała ten sen. Widywała go od trzech lat, czasami raz na miesiąc, innym razem raz na trzy, jednak zawsze wracał. Koszmar, który był jedynie wytworem jej wyobraźni.

Całe ciało drżało kiedy z trudem podniosła się z łóżka. Czuła, że było gorzej niż wcześniej, lecz było to najpewniej skutkiem tego, że minęło pięć miesięcy od ostatniego snu z tą kobietą i Valentina zdążyła się odzwyczaić.

I tu nie chodziło o sam sen, a o uczucie z nim związane. Utraty powietrza w płucach, wszechobecnej głuchoty i echa wibracji tafli wody. Tonęła. Za każdym razem jej organy zalewały się wodą, a ona nie mogła nawet krzyczeć.

Właśnie przez to woda ją przerażała. Zbiorniki wodne przyprowadzały ze sobą dobrze skrywany lęk, a sama myśl o nich doprowadzała do utraty odwagi. W strefie na szczęście było tylko jedno jezioro i choć streferzy raz na jakiś czas chodzili tam się kąpać i odpoczywać tak Tina trzymała się na uboczu.

Zdecydowanie bardziej wolała kwieciste łąki, a dokładnie tą w strefie, na której cały teren obsiany był rumiankiem.

Na chwiejnych nogach wyszła z domku chłonąc strefowe powietrze i ruszyła przed siebie. Ognisko już dawno minęło, a wszyscy streferzy byli albo pijani, albo zmęczeni bo spali jak zabici, kiedy wzrokiem omiotła hamaki.

Nie czuła się zbyt dobrze. Po tym zawsze czuła się, jakby świat wirował, a ona miała zemdleć w połowie drogi z wyczerpania i bólu w płucach.

Przecież nie tonęła naprawdę, dlaczego ból był aż taki realny?

Skierowała się do bazy. Niektórzy z chłopaków dzisiejszej nocy spali właśnie tam na twardych łóżka w części lecznicy, jednak Tina ominęła pierwsze piętro udając się po schodach na drugie, gdzie znajdowały się pokoje nielicznych streferów.

Podłoga skrzypiała pod jej stopami, lecz dziewczyna była wręcz pewna, że dzisiejszej nocy nikogo tym nie obudzi.

Powoli przeszła przez długi korytarz omijając krzesła, które byle jak poustawiane zostały w wąskim przejściu. W ciemności szukała tych jednych drzwi, do których chciała trafić, co nie było zbyt łatwe, bo oprócz księżyca, a raczej jego imitacji nic nie dawało światła.

W końcu po dosyć długich poszukiwaniach znalazła odpowiedni pokój i weszła do środka teraz krzywiąc się na dźwięk skrzypiących drzwi. Przez chwilę poczuła się jak intruz, więc nieśmiało przystąpiła z nogi na nogę nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Tina?- usłyszała zaspany głos, a później ugięcie hamaka. Stała wahająco nie do końca będąc pewną, co miałaby zrobić, bo teraz pomysł przyjścia w tym momencie wydawał się strasznie głupi.

Never Stop. ( The Maze Runner)- NewtWhere stories live. Discover now