Prolog

111 12 0
                                    


Mała dziewczynka siedziała na krześle w białym pokoju. Wokół niej poustawiane były liczne stoliki i szafki na dziecięce zabawki. Na ziemi leżały kolorowe dywany, wielkie puzzle do układania, czy kredki porozrzucane po całym pomieszczeniu, to wszystko używane przez gromadę dzieci nie starszych niż 10 lat.

Każde z nich miało na sobie białą koszulę szpitalną i czarną lub czerwoną bransoletkę na prawym ramieniu.

W porównaniu do innych dzieci dziewczynka nie bawiła się zabawkami, ani nie uśmiechała, jedynie siedziała wyprostowana na krzesełku, trzymając ręce płasko na okrągłym stole.

Była sporo za mała, więc jej nogi zwisały w powietrzu, jednak zmusiła się, by nie wierzgać nimi nerwowo, dzięki czemu całe jej ciało było nieruchome.

Nie patrzyła na nic innego tylko na drzwi, przez które dzieci wywoływane były do pani doktor. I właśnie to zajmowało jej umysł. Białe drzwi obklejone przeróżnymi naklejkami zwierząt i literek.

- Ty jesteś następna- ktoś powiedział do niej, przez co niechętne musiała odwrócić wzrok w stronę jasnowłosej kobiety, siedzącej obok niej.

- Ale ja nie chcę - wyszeptała, lecz jej głos nie brzmiał błagalnie, a beznamiętnie .

- Dlaczego nie?- usłyszała ponownie i nagle drzwi otworzyły się, ukazując pielęgniarza i małego bruneta z uśmiechem na twarzy - Patrz na Thomasa. Jest szczęśliwy tak jak reszta dzieci. Przecież to nie są badania, tylko zwykła rozmowa z panią doktor.

I może każde inne dziecko odetchnęłoby z ulgą, tak dziewczynka skrzywiła się. Bardziej niż badań obawiała się tylko rozmów z psychologiem.

- Dalej Valentina - kobieta wstała i wystawiła do niej rękę- Jedna rozmowa. Będziesz zadowolona.

I mimo, że Tina wyglądała na nieprzekonaną, tak wstała i ignorując rękę ruszyła do drzwi, w których czekał na nią pielęgniarz.

Valentina nie lubiła tego pokoju. Może dlatego, że był taki zwyczajny. Różnił się od sterylnych białych korytarzy i niebieskich płytek, tak bardzo przypominających szpital. Krzesło na którym od razu usiadła było ustawione naprzeciw drugiemu, które należało do pani doktor.

W tym momencie jednak kobieta była przy swoim biurku. Miało ono dziwny brązowy kolor, co w całym tym budynku było niespotykane. Wszystko było tutaj białe, lecz nie to pomieszczenie. Tutaj meble były brązowe, a maszyna do której podłączył ją młody mężczyzna miała mętno zielony kolor.

- Dlaczego to robicie? - usłyszała swój niewzruszony ton, a pani doktor zatrzymała się w pisaniu, patrząc pytająco na dziewczynkę- Przypinacie mnie pasami- dodała i właśnie w tym momencie pielęgniarz zakończył dopasowywanie pasów do jej nadgarstków- Z innymi dziećmi tak nie robicie

-Skąd możesz to wiedzieć jeśli z nimi nie rozmawiasz?

- Słyszę ich- odpowiedziała tym samym beznamiętny tonem, a przez wiele na twarzy psycholog pojawiło się prawdziwe przerażenie. Od razu jednak zatuszowała to, uśmiechając się do niej, jak do nieznośnego dziecka.

-Słyszysz?- zapytała sceptycznie - Z drugiego końca sali.

- Tak - I znów to spojrzenie. Jakby się czegoś obawiała. Kobieta szybko zanotowała coś w swoim dzienniku, po czym podeszła, zajmując miejsce na krzesełku przed Tiną.

- Cóż nie jesteś taka jak tamte dzieci

- Bo nie jestem odporna?- odparła jak gdyby nigdy nic, a pani doktor zamarła, patrząc na dziewczynkę w niedowierzając, że w ogóle mogła zrozumieć o co w tym chodziło - Nie trudno się tego dowiedzieć.

Never Stop. ( The Maze Runner)- NewtWhere stories live. Discover now