14.

274 10 0
                                    


Nadzieja przepadła. Tak naprawdę nie przepadła dopiero teraz. Dla Valentiny skończyła się w momencie zamknięcia bramy.

A jednak brak żywej duszy w ciemnym korytarzu był przygnębiający. Ukazywał raniącą rzeczywistość i gdyby miała przedstawić wyobrażenie bólu i smutku narysowałaby obraz przed sobą. Szarawe kamienie luźno porozrzucane po trasie, ciemno zielony bluszcz wijący się jak wąż w odmęty nieba, choć nadal niewystarczająco wysoko, by zagwarantować im wolność.

Bez pośpiechu odwróciła się do streferów widząc przeróżne emocje na ich twarzach i w postawach.

Przygnębiony Chuck z błyszczącymi oczami. Z zawodem i smutkiem wymalowanym na tej pulchnej twarzyczcę, która zawsze tak szeroko się do nich uśmiechała. Był tak bliski płaczu, że Tina pragnęła tylko, aby ktokolwiek podszedł do niego i przytulił go szepcząc słowa pocieszenia.

Milczący Newt. Obserwowała jak pokiwał lekko głową, jakby właśnie pustego korytarza się spodziewał, bo przecież nikt nigdy nie przeżył nocy w labiryncie. A może świadomość ciężaru, który właśnie na niego spadł był taki przytłaczający, że jedyne na co cię stać to przykre pogodzenie się z rzeczywistością?

Nie usłyszała co dokładnie powiedział do Chucka, w momencie, w którym położył dłoń na jego ramieniu. Przynajmniej spróbował go uspokoić, kiedy Tina skupiała się na ciszy.

Pustej, zjedzonej przez smutek i żal ciszy.

Wzrokiem znowu powróciła do szarych ścian uświadamiając sobie ciężar, który będą musieli wszyscy nieść.

Dwa kroki w tył.

Wszystko będzie dobrze.

Trzeci krok.

Przetrwają tą.

Czwarty krok.

Poradzą sobie razem.

Razem? Nie, bez Alby'ego razem w strefie nie ma już sensu.

Piąty krok.

Dasz radę, dasz radę, dasz radę...

Nie

Ostatni krok i gwałtowne zatrzymanie.

- Minho? -

Miała omamy. Jak nic popadła już w szaleństwo. Ale przecież... Nie mogła oszaleć. Przecież widziała każdego z nich.

- Minho! ALBY!- wykrzyknęła w tym samym momencie, co Chuck i ruszyła w ich stronę ignorując dłoń Newta próbującą złapać ją w biegu.

- Tina...?-

Minho i Thomas ciągnęli bezwładnego Alby'ego. To zdążyła zakodować, kiedy upadli na kolana, a dziewczyna w idealny sposób podparła nieprzytomnego przyjaciela obejmując go pod pachami i z lekkim zachwianiem złapała równowagę.

Czuła jak jego głowa ląduje na jej ramieniu i nie chcąc więcej go ranić delikatnie z pomocą reszty położyła bezładne ciało na trawę sprawdzając jego bardzo słaby puls.

- Alby? Alby...- otarła pot z czoła przyjaciela, widząc krew, która sączyła się po skórze głowy. Nie było dobrze. Było źle. Naprawdę źle.

A to był dopiero początek.

***

Gdyby ktoś powiedział jej, że przez te dwa dni tak dużo się zmieni uwierzyłaby. Bo czasami wystarczy sekunda, by cały świat zawalił się tobie na głowę, więc dlaczego coś takiego miałoby się nie wydarzyć.

Never Stop. ( The Maze Runner)- NewtWhere stories live. Discover now