12.

124 9 0
                                    

Czasami wystarczy moment, by wszystkie nasze pozytywne myśli i nadzieję runęły jak domek z kart. Jedna  sekunda, by cała nasza praca poszła na marne.

Nie kiedy w naszym życiu następuje zbyt wiele takich chwil. Chwil, które odbierają nam chęci do ponownych prób. Sprawiają, że dążenie do osiągnięcia naszych celów staje się bezsensowne.

A jednak mimo tak wielu porażek, wystarczy jedynie mały promyk słońca, by nasza nadzieja odżyła na nowo. Niewielka, szczęśliwa wygrana rozbudzająca w nas ugaszony ogień.

Ale tak jak po nocy wstaje dzień, tak samo po dniu przychodzi pora na noc.

A Valentina szybko zrozumiała, że w ich  życiu nie było miejsca na słońce.

Wszystko było w ogniu. Płonęło na ich oczach, jak huragan, wchłaniając coraz więcej do swojego wnętrza. Niebo było pomarańczowe, choć słońce już dawno zaszło za horyzont.

Wiatr z silników wiał mocniej niż wichura i wydawał się krzyczeć im do uszów, jednak nawet to nie mogło zdefiniować tego co się w tej jednej chwili działo.

Chaos. Ludzie biegali z każdej strony i w tamtym momencie Valentina doceniła głupie maski i mundury DRESZCZU, które pozwoliły jej odróżniać wrogów od przyjaciół. Chociaż nadal zamieszanie który tam panowało utrudniało całą sytuację.

Nie mogła zrozumieć, dlaczego się to działo. Gdzie popełnili błąd? Czy mogli do tego nie dopuścić?
Liczba
Starała się unikać kul lecących w różnych kierunkach,  kiedy biegła między płonącymi namiotami. Swoich przyjaciół zgubiła jeszcze na wzgórzu, gdy zaczął się ten zamęt, jednak nie miała czasu, by martwić się o ich sytuację.

Gdzieś w oddali kolejne śmigłowce nadlatywały, niszcząc wszystko na swojej drodze. Nie było nawet mowy o litości.

- Tina!- ktoś krzyknął, tak głośno, że mimo hałasu dziewczyna zdołała usłyszeć.

Jej brat Alex stał za starą ciężarówką, przeładowując właśnie ręczne działko. Nie tracąc czasu, od razu znalazła się obok niego, ciężko lądując na ziemii. Nie była pewna, ile czasu minęło od rozpoczęcia nalotu, lecz było to wystarczająco długo, by Tina zaczęła czuć zmęczenie.

- Musisz mi pomóc- powiedział do niej, nerwowo majstrując przy broni. Musiała przyznać, że nie miała pojęcia na czym polegał ten mechanizm, jednak mimo krótkiej znajomości wiedziała, że Alex miał w tym wprawę- Będziesz trzymać amunicję, tak, by nie zablokowała działka, ani się nie zaplątała- podał jej długi pas amunicji, na co od razu skinęła głową.

Trzymając się instrukcji Valentina trzymała amunicję, patrząc, jak chłopak z niemałą precyzją strzela do śmigłowców DRESZCZU. Jak widać niepozorny wygląd nie oddawał prawdziwej siły tej broni.

Niestety ich dobra passa szybko minęła, kiedy poczuła, jak ktoś przystawia jej pistolet do głowy.

- Wy dwoje wstawać- rozkazał męski głos. Synchronicznie rodzeństwo spojrzało na siebie, kiwając niepostrzeżenie głową - No już!

Powoli, by nie wzbudzić podejrzeń oboje podnieśli się z ziemii, jednak gdy tylko wyprostowali nogi, Tina odwróciła się i jednym ruchem uderzyła żołnierza kolbą jego własnego pistoletu.

Alex szybko dołożył się, posyłając mężczyznę na ziemię jednym uderzeniem metalowego kołka, który znalazł się pod ręką.

Uśmiechnęła się zwycięsko, jednak ten uśmiech szybko odpadł, gdy tylko rozejrzała się po obozie.

Zniknęły wszystkie hałasy, krzyki i szumy silników. Nastała kompletna cisza, jakby ktoś zdzielił ją czymś w głowę.

Wokół nich prawie ramię nadal walczyło, ale raz za razem coraz to kolejne osoby upadały na ziemię bez życia, lub z pistoletem przyciśniętym do głowy. Niektórzy z nich postrzeleni elektrodami sparaliżowani upadali na ziemię.  Przegrywali. Tina wiedziała o tym, gdy  w transie przyglądała się sytuacji.

Never Stop. ( The Maze Runner)- NewtWhere stories live. Discover now