12

1.3K 60 22
                                    

Nebbie

Spadłam z łóżka, obijając sobie tyłek. Nie dlatego jednak krzyknęłam.

Gdy zaraz po przebudzeniu próbowałam wstać, padłam na pupę bez możliwości chwycenia się czegokolwiek. Byłam tak nieprzytomna, że nie zauważyłam, iż mój nadgarstek przykuty był do ramy łóżka. Poza tym, moje stopy bolały tak, jakby ktoś wbił w nie tysiąc igieł i w ten sposób postanowił się nade mną poznęcać. Moja skóra płonęła z bólu, a ja płakałam, nie mogąc znieść tego cierpienia.

Klęcząc na podłodze z ręką wyciągniętą do góry, drugą dłonią próbowałam sobie pomóc. Starałam się rozkuć kajdany, ale nie miałam kluczyka. Szukałam go wzrokiem na szafkach nocnych, jednak nic tu nie było.

- Dzień dobry, kwiatuszku. Któż to się obudził?

Spuściłam wzrok i zaczęłam ciężko oddychać. Do pokoju wszedł bowiem on. Mój najgorszy koszmar. Człowiek, który nie powinien żyć.

Trzęsłam się, gdy kroki Rafferty'ego nieubłaganie zbliżały się do mnie. Przez chwilę po przebudzeniu byłam pewna, że porwanie było tylko snem. Okropnym koszmarem, z którego na szczęście udało mi się obudzić. Niestety okazało się, że naprawdę zostałam zniewolona. Nie zostało mi już nic, co mogłabym zrobić, aby się obudzić.

- Dlaczego krzyknęłaś, maleńka? Coś cię zabolało?

Rafferty ukucnął przy mnie i położył dłoń na mojej głowie. Wzdrygnęłam się, gdy to uczynił.

- Nie bój się. Nie zbiję cię, Nebbie. Przecież już ci to mówiłem.

- W-wczoraj...

- Tak?

- Ty...

- Nebbie, spójrz mi w oczy, dobrze?

Nie miałam wyboru. Rafferty bowiem chwycił mnie za podbródek i siłą nakierował moje spojrzenie na siebie. Przełknęłam ślinę, patrząc w jego jasne oczy. Te piękne oczy, które znajdowały się na przerażającej twarzy.

Rafferty nie wyglądał dziś lepiej niż wczoraj. Wciąż miał na twarzy blizny i posiadał tylko połowę nosa. Nie chciałam porównywać go do Lorda Vordemorta, ale nie było mu do niego daleko.

- Dlaczego krzyknęłaś? Powiedz mi prawdę.

- Chciałam wstać z ł-łóżka - wyznałam, jąkając się, gdyż przy nim niemożliwym było mówienie w inny sposób. - Nie wiedziałam, że jestem przykuta. Moje s-stopy bardzo bolą, panie.

Westchnął ciężko. Podniósł się do pozycji stojącej i zdjął mi kajdany z ręki. Rozmasowałam obolały nadgarstek, pozostając na klęczkach. Bałam się wstać. Bałam się Rafferty'ego. Nie wiedziałam, jakim sposobem udało mi się przespać tak wiele godzin. Co prawda nie miałam pojęcia, która obecnie była godzina, ale wnioskując po tym, że słońce znajdowało się wysoko na niebie, na pewno było już popołudniu.

- Nie dasz rady sama się poruszać, prawda? Może powinnaś poćwiczyć chodzenie na czworakach, skarbie? Wiesz, jak piesek?

Miałam ochotę obić mu twarz. Ten bandyta cieszył się z mojego cierpienia. Był diabłem w ludzkiej skórze.

- Faceci chyba jednak wolą, gdy ich kobiety udają kotki. Może będziesz dla mnie miauczeć, kwiatuszku?

- Panie, nie rób mi tego...

- Och, dobrze. Tylko się z tobą droczę, słoneczko. Jesteś taka słodka, gdy się denerwujesz.

Pochyliłam mocniej głowę, przyciskając podbródek do piersi. Nie chciałam, aby mężczyzna zobaczył łzy, które kotłowały się w moich oczach, chcąc wypłynąć na wolność. Czułam się okropnie i Rafferty Donovan na pewno zdawał sobie z tego sprawę. On jednak, zamiast mi pomóc, tylko bardziej mnie dobijał.

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz