Rafferty
Nadszedł dzień mojego powrotu do domu. Byłem przerażony tym, co miałem tam zastać.
Od dnia, w którym przywieziono mnie do szpitala w Altancie, minęło już dziesięć tygodni. Dziesięć tygodni, podczas których dochodziłem do siebie i niejako uczyłem się żyć na nowo.
Musiałem zaakceptować siebie, co nie było łatwe. Mój nowy wygląd mnie przerażał. David mówił, że mógł podjąć się operacji mojego nosa, aby przywrócić go do w miarę normalnego stanu, ale na razie nie chciałem o tym słyszeć. Zamierzałem przekonać się bowiem na własne oczy, czy to, o co podejrzewałem Stefanie, mogło być prawdą.
Moja piękna narzeczona nie skontaktowała się ze mną ani razu. Tak samo jak moja mama i mój starszy brat. Obawiałem się, że ktoś ich wymordował, ale David i Wesley zapewniali mnie, że nic złego im się nie stało. Miałem nadzieję, że mnie nie okłamywali, gdyż tego bym nie zdzierżył. Mogłem znieść najgorszą prawdę, ale kłamstwo zawsze było kłamstwem.
Ze łzami w oczach wyszedłem przed szpital. David prosił, abym pozwolił mu odwieźć mnie do domu, ale nie chciałem tak się nim wyręczać. Doceniałem to, że ten facet stał się moim przyjacielem, ale uporanie się z powrotem do rzeczywistości musiałem zostawić samemu sobie. Nie miało być łatwo, ale nikt nie mówił, że tak będzie.
- Życzę ci powodzenia w twoim nowym życiu, Raff.
David podał mi rękę, mocno ją ściskając. Uśmiechał się do mnie życzliwie, ale podświadomie czułem, że uśmiechał się do mnie z politowaniem.
- Ja również życzę ci wszystkiego dobrego, Davidzie. Dziękuję ci za wsparcie.
- Nie ma za co. Byłeś moim ulubionym pacjentem.
Uśmiechnąłem się, lekko kiwając głową.
- Na pewno każdego dnia miałeś mnie dość.
Wzruszył ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni szpitalnego fartucha.
- Musisz być dobrej myśli, chłopie. Życie stoi przed tobą otworem. Możesz dokonać wspaniałych rzeczy, ale musisz w siebie uwierzyć. Nigdy nie pozwalaj sobie wmówić, że jesteś niewystarczający. Jesteś wspaniałym facetem i gdybym był gejem, chętnie walczyłbym o twoje względy.
- Nie wiedziałem, że jesteś psychologiem - odparłem, na co ten lekko szturchnął mnie w ramię.
- Muszę nim po części być, gdyż mam w obowiązku pocieszać swoich pacjentów. Ciebie jednak nie pocieszam z litości, Rafferty. Masz w sobie wiele pięknych cech. Poznałem cię na tyle, aby w pełni świadomie móc stwierdzić, że jest w tobie coś wyjątkowego.
- Dzięki, Davidzie. Wiesz, co powiedzieć, aby poprawić człowiekowi humor.
Odwróciłem się plecami do niego, aby pójść na postój taksówek. Naciągnąłem na nos, a raczej ten wybrakowany kikut, szalik. Nie chciałem, aby Stefanie krzyknęła, gdy mnie zobaczy. Poza tym obawiałem się, że żaden taksówkarz nie będzie chciał mieć ze mną do czynienia, gdy zobaczy pokrytego bliznami weterana wojennego, który nie miał połowy pieprzonego nosa.
- Raff?
Spojrzałem na Davida. Najwyraźniej dupek nie chciał puścić mnie wolno. Jeszcze moment, a pomyślę, że naprawdę był gejem i mu się podobałem.
- Słucham?
- Twój brat po ciebie przyjechał. Pozwoliłem sobie się z nim skontaktować. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Uniosłem brwi w zaskoczeniu. Nie miałem pojęcia, że Ven, który miał mnie gdzieś od dziesięciu tygodni, gdzieś tutaj był. Zmartwiłem się, a moje serce zaczęło szybciej bić. Obawiałem się tego, jak zareaguję, gdy zobaczę swojego starszego brata. Powinienem go uściskać wiedząc, że był członkiem niewielkiej rodziny, która mi pozostała, ale miałem zamiar skopać mu dupę za to, że mnie olał. Gdyby to Ven trafił do szpitala, spędzałbym z nim każdy pieprzony dzień. On jednak chyba mnie nie kochał, skoro postanowił postąpić wobec mnie jak skurwiel bez serca.
CZYTASZ
Rafferty
AcciónRafferty Donovan pojechał na wojnę z nadzieją, że pomoże mu to poukładać w głowie pewne sprawy. Niestety stało się inaczej. Będąc świadkiem śmierci swoich przyjaciół, jego umysł przestaje funkcjonować prawidłowo. Raff staje się ofiarą wrogów i jest...