44

816 39 8
                                    

Nebbie

Rafferty ustawił się na ławce do klapsów twierdząc, że to będzie najbardziej odpowiednie miejsce do aktu, którego mieliśmy zamiar się podjąć. 

Przykułam mojego nagiego mężczyznę do ławy za pomocą skórzanych kajdan. Krępowały one ręce i nogi Rafferty'ego. Mój niewolnik spokojnie oddychał. Wierzył, że nic złego mu nie zrobię. Ufał mi. 

Zaufanie było czymś, o czym skrycie marzyłam. W dzisiejszym świecie, gdzie każdy był po części egoistą i gonił za własnymi pragnieniami, zaufanie często było spychane na bok. Pary rozstawały się po kilku miesiącach znajomości, a nawiązywanie nowych relacji było trudniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Ludzie nie ufali sobie już tak, jak dawniej. Dlatego cieszyłam się niezmiernie, że Raff mi ufał, a ja ufałam jemu. 

- Jesteś gotowy, kochanie? 

Położyłam dłonie na jego plecach, masując jego spięte mięśnie. 

- Tak, pani. Jestem gotów.

- Dobrze. Zgodnie z obietnicą najpierw trochę cię rozciągnę. 

Podeszłam do szafki i chwyciłam butelkę z lubrykantem. Wycisnęłam trochę żelu na swoją rękę, po czym nasmarowałam dokładnie odbyt Rafferty'ego. Wzdragał się i rwał w kajdanach. Ta sytuacja na pewno nie była dla niego komfortowa, ale dla mnie także nie było komfortowe to, co robił ze mną na początku naszej znajomości. Odarł mnie z godności i poniżył tak, jak nikt nigdy wcześniej. 

Mimo wszystko, tamte czasy odeszły w zapomnienie. Już zawsze miałam czuć wyrwę w sercu spowodowaną smutkiem dotyczących mojego porwania, ale nie mogłam w nieskończoność się tym zadręczać. Miałam prawo żyć dalej. Miałam prawo być szczęśliwa. Każdy człowiek rodził się po to, aby jak najlepiej przeżyć swoje życie. Niektórzy nie wytrzymywali trudów egzystencji i wybierali śmierć. Rozumiałam takie osoby, ale uważałam, że odbierały sobie jedyną i niepowtarzalną szansę na coś, co zostało im podarowane w darze.

- Pani... 

- Tak, niewolniku? - spytałam łagodnie, będąc w stanie w każdej chwili przerwać zabawę. Rozumiałam, że mogło być to dla niego niekomfortowe. 

- Czy naprawdę mnie kochasz?

Zamarłam. Okrążyłam ławę i podeszłam do Raffa od przodu. Musiałam uklęknąć, aby zrównać się wzrokiem z nim. Wówczas chwyciłam w dłonie jego twarz i pogłaskałam czule jego policzki pokryte wojennymi bliznami. 

- Kocham cię. Naprawdę. 

Oczy Rafferty'ego zaszły łzami. 

- Stefanie... Ona...

- Tak? 

- Nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. 

- Co? - spytałam, potrząsając głową. - Przecież była twoją narzeczoną, prawda? Jak to możliwe? 

Chyba chciał wzruszyć ramionami, ale przez to, że był przykuty kajdanami do ławy, nie mógł tego uczynić.

- Owszem. Była moją narzeczoną, ale nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. Pomyliłem jej uczucia z miłością, kwiatuszku. Sądziłem, że mnie kocha, ale dopiero potem dotarło do mnie, że nigdy nie wypowiedziała do mnie tych dwóch ważnych słów. Mówiła, że jestem przystojny. Każdego dnia przesuwała palcami po mojej piersi i nazywała siebie szczęściarą, skoro miała takiego seksownego faceta jak ja. Byłem taki głupi, Nebbie. 

Kciukami otarłam łzy spływające po jego twarzy. Rafferty spuścił wzrok. Było mu wstyd, że przy mnie płakał. Nie były to jednak pierwsze łzy, jakie u niego widziałam. 

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz