36

875 45 3
                                    

Nebbie

Byłam spełniona. Było mi tak dobrze.

Po dzikim seksie Rafferty rozwiązał mnie i wyjął z klatki. Mężczyzna wziął mnie na ręce tak, że zarzuciłam mu ręce na szyję, a nogami owinęłam go w pasie. Nie ufałam swoim udom, które drżały po oszałamiająco dobrym seksie, ale Raff na szczęście mocno mnie trzymał.

Mój pan niósł mnie na rękach w stronę domku. Słońce powoli chowało się za drzewami. Uśmiechałam się jak głupia. Nie sądziłam, że po takim pokazie bezbronności będę szczęśliwa, ale stało się. Może coś w mojej głowie się przestawiło, a może po prostu pozwoliłam sobie poczuć to, czego od dawna sobie odmawiałam.

Gdy byliśmy już blisko domu, Rafferty nagle stanął w miejscu. Wystraszona, że ktoś wpadł do domku i zamierzał nas zamordować, odwróciłam się. Pisnęłam cicho z niedowierzania, gdyż na tarasie zobaczyłam tą samą rodzinkę lisów, którą widzieliśmy wcześniej.

Mama i tata małych lisków znajdowali się bliżej drzwi, prosząc o jedzenie dla swoich dzieci. Z kolei małe liski znajdowały się na trawie, w pobliżu tarasu. Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem.

- Musimy im pomóc.

- Och, Nebbie. Zaraz im coś damy.

Rafferty ostrożnie postawił mnie na trawie. Oboje byliśmy nadzy, gdyż Raff po seksie wziął nasze ubrania i zarzucił je sobie na ramię. Lisom jednak zdawało się to nie przeszkadzać.

Mój pan chwycił mnie za rękę i powoli wszedł ze mną na taras. Nie bałam się lisów, ale wiedziałam, że nie były udomowionymi zwierzętami, dlatego nie chciałam się do nich zbliżać, aby ich nie wystraszyć. Ich dobro było dla mnie najważniejsze.

Mama i tata lisiątek w końcu nas zauważyli. Podnieśli się na cztery łapy. Samiczka została w tyle, jednak samiec wyszedł przed nią i powoli, jakby niepewnie, do nas podszedł.

Rafferty mocniej ścisnął mnie za rękę, ale starałam się zachować spokój, aby dać tym sposobem zwierzęciu znać, że nie miałam zamiaru go skrzywdzić. Samiec obszedł nas dookoła, po czym usiadł przed Raffem i otworzył pysk. Wyglądał tak, jakby się śmiał.

- Mogę cię pogłaskać, kolego? - spytał Rafferty, na co lis pisnął zupełnie jakby zrozumiał, co mój oprawca mówił.

Patrzyłam na to, jak Rafferty ostrożnie wyciąga rękę w stronę zwierzęcia. Lis pozwolił mu pogłaskać się po głowie. Zaśmiałam się, a wtedy lis podszedł do mnie i zaczął się łasić. Piszczał tak, jak lisy to miały w zwyczaju i łasił się o nasze nogi jak najęty. Po jakimś czasie podeszła do nas także samiczka, jednak była mniej wylewna niż jej partner. Również pozwoliła nam się pogłaskać, ale potem poszła do swoich dzieci, aby ich pilnować.

- Zaraz przyniesiemy wam coś do jedzenia. Lubicie owoce, prawda? - spytał Raff.

- Lisy lubią owoce?

- Tak, kwiatuszku. Tak się składa, że mam ich trochę w domu, więc się z nimi podzielę. Mięsa niestety wam nie dam, ale owocami też się najecie.

Nie chciałam iść do domu, gdy na naszym tarasie znajdowały się takie piękne stworzenia, ale lisy przyszły tutaj z konkretnego powodu. Na pewno znały teren domu Rafferty'ego i wiedziały, że mieszkał tu człowiek, który nigdy nie skrzywdziłby zwierzęcia. Faktem było, że zwierzęta potrafiły wyczuć dobrego człowieka. Rafferty'ego może nie mogłam nazwać dobrym człowiekiem, jeśli chodziło o jego stosunek do innych ludzi, ale do zwierząt na pewno miał dobre podejście.

Rafferty wyjął dwie duże miski i zaczął wrzucać do nich owoce. Widziałam maliny, jeżyny, jagody, jabłka, a nawet czereśnie. Nie miałam pojęcia o tym, że lisy lubiły jeść takie rzeczy, ale byłam ciekawa, jak zareagują.

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz