14

1.3K 55 8
                                    

Nebbie

Rafferty piętnaście minut temu powiedział mi, że niebawem do mnie wróci. Prosił, a raczej grzecznie rozkazał, abym była grzeczna. Zamknął mnie w sypialni, która znajdowała się na pierwszym piętrze domku. Nie byłam skuta ani w żaden inny sposób unieruchomiona. Mogłam więc przynajmniej spróbować poszukać drogi ucieczki. Zamierzałam wykorzystać taką okazję. 

Siedziałam na łóżku, zastanawiając się, od czego powinnam zacząć. Nie mogłam na razie wyjść z sypialni, gdyż mój porywacz mógł gdzieś tu się kręcić. Powoli podeszłam więc do okna. Moje stopy niemiłosiernie bolały, ale podtrzymywałam się mebli, aby nie upaść. Krzywiłam się przy każdym ruchu, ale musiałam wykorzystać daną mi szansę. Uznałam, że skoro czułam ból, wciąż byłam żywa. To było najważniejsze. 

Gdy znalazłam się przy parapecie, zrozumiałam jedno. Było tu zbyt wysoko, abym mogła skoczyć. Gdybym to uczyniła, złamałabym sobie kark, co skończyłoby się kalectwem albo śmiercią. Ucieczka przez okno więc odpadała.

- Myśl, Nebbie.

Zaczynałam mówić do siebie, co nie było dobrą oznaką. Jak to jednak mawiała Amber, czasami trzeba było pogadać z kimś inteligentnym, prawda?

Wróciłam na łóżko i westchnęłam. Powędrowałam palcami dłoni do zapięcia obroży. Próbowałam manewrować przy kłódce, ale ona za nic nie chciała się ruszyć. Byłam tak zdenerwowana, że ze złości zacisnęłam palce na swoich włosach i zaczęłam za nie ciągnąć. 

Nie mogłam pogodzić się z tym, że nie byłam w stanie zawalczyć z Rafferty'm. Na pewno miał jakiś słaby punkt, o którym jeszcze nie wiedziałam. Rozpaczliwie chciałam się o nim dowiedzieć. Może gdyby udało mi się znaleźć coś, co było jego słabością, łatwiej byłoby mi się stąd uwolnić. 

Nie mogłam dłużej czekać. Rafferty nie wracał do mnie już od blisko pół godziny, więc musiałam działać. Jeśli nie teraz, to już nigdy. 

Starając się zignorować okropny ból w podeszwach stóp, przytrzymując się ściany podeszłam do drzwi. Położyłam dłoń na klamce czując, jak szybko biło moje serce. Uświadomiłam sobie bowiem, że gdy okaże się, że Rafferty stoi za drzwiami, dostanę kolejną karę. Nie byłam pewna, jak wiele było w stanie przyjąć jeszcze moje ciało, ale musiałam działać. Może byłam słaba w porównaniu z moim oprawcą, ale poddanie się nie było opcją.

Kiedy otworzyłam drzwi, westchnęłam z ulgą. Okazało się bowiem, że na korytarzu nie było śladu po moim porywaczu. Powoli i z ciężkim oddechem zeszłam na dół. Chodzenie po schodach było tak bolesne, że płakałam tak, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Nigdy nie przypuszczałam, że człowiek był w stanie czuć aż tak ogromny ból w swoich stopach. Mogłoby się wydawać, że stopy były jedną z najbardziej wytrzymałych części ciała człowieka, ale nic bardziej mylnego. 

Gdy zeszłam na dół, nigdzie nie zobaczyłam mojego oprawcy. Rafferty'ego tu nie było. Uśmiechnęłam się z nadzieją i powędrowałam do kuchni. W pewnym momencie potknęłam się, ale szybko udało mi się odzyskać równowagę. Westchnęłam z ulgą, gdy powróciłam do pozycji pionowej i poszłam dalej przed siebie. 

Moje serce drgnęło niespokojnie, gdy do moich uszu dotarł dźwięk dobiegający z pierwszego piętra. Czym prędzej złapałam za ostry nóż i wyszłam z kuchni. Chciałam biec, ale nie było na to szans. Nie pozwalałam odpocząć swoim stopom, katując się tak bardzo, jak się dało, ale wierzyłam, że moje ciało mi to wybaczy. Musiało mi pomóc, jeśli chciałam uwolnić się z tego piekła. 

Wyszłam na zewnątrz, z ulgą odkrywając, że drzwi były otwarte. Uśmiechnęłam się tak, jak wtedy, gdy doktor powiedział, że mojemu braciszkowi poprawił się stan zdrowia. Kilka dni później Jake stracił przytomność i wszyscy zrozumieliśmy, że nasza nadzieja powoli umierała. 

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz