28

1.1K 51 6
                                    

Nebbie

- Mamo, proszę...

Wyciągnęłam rękę w stronę mamy, ale ona odsunęła się. Wyglądało to jednak tak, jakby rozpływała się w powietrzu. Znajdowałyśmy się w jakimś mrocznym miejscu, a ja prosiłam mamę o pomoc. 

- Nie chciałam zniknąć. To nie moja wina, przysięgam. Mamusiu, wybacz mi. 

Moja mama podbiegła do mnie i przemieniła się w czarną zmorę. Uderzyła mnie w twarz tak mocno, że padłam na ziemię. Po chwili z mrocznej ziemi wyłoniło się kilka macek należących do potwora, które mnie chwyciły i wciągały pod ziemię. Patrzyłam błagalnie na moją mamę, która przemieniała się ze swojej zwyczajnej postaci w postać demona, prosząc ją o pomoc. Ona jednak tylko się śmiała. 

Nagle wylądowałam pod ziemią. Znajdowałam się w miejscu, które przypominało podziemny pałac Hadesa. Uwielbiałam grecką mitologię i Hades był moim ulubionym bogiem. Wcale nie uważałam go za czarny charakter. Był niezrozumiany i pragnął miłości. Kochał Persefonę, dlatego dopuścił się jej porwania. Coś mi to przypominało, ale w tej chwili nie byłam w stanie dotrzeć, o co chodziło. 

Upadłam na tyłek, rozglądając się panicznie po pomieszczeniu, do którego wpadłam. Powoli wstałam i przeniosłam wzrok na ludzkie czaszki, które zdobiły pokój u jego sufitu. Na środku bogato zdobionej sali stał złoty tron, po którego podłokietnikach sunęły złote węże. 

Rozglądałam się dookoła, wyczekując pojawienia się mamy. Czułam, że była blisko, ale jej energia nie należała już do niej. Po chwili zrozumiałam, dlaczego towarzyszyło mi takie uczucie. 

Zostałam rzucona na ścianę przez jakąś niewidzialną siłę. Próbowałam walczyć, obserwując materializującą się przede mną rękę. Trzymała mnie ona za szyję. Dusiła mnie, ale nie chciała mnie zamordować. 

- T-tata? 

Z niedowierzaniem spojrzałam w zielone oczy mojego taty. Uśmiechał się do mnie sadystycznie, pokazując mi swoje kły. Tata wyglądał jak wampir, ale przecież nie miało to sensu. Nic w tym miejscu nie miało sensu.

- Tato, pomóż mi!

Nagle oczy mojego taty zniknęły. Z jego oczodołów wypłynęła krew, a ja zaczęłam krzyczeć. Próbowałam walczyć z jego dłonią ściskającą moje gardło, ale nie miałam sił. Byłam wyczerpana. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością, ale przecież nie mogłam umrzeć. Po prostu nie mogłam. 

- Tatusiu, proszę...

Nagle przez otwór w suficie do sali wpadł demon z czarnymi jak mrok skrzydłami, które miały co najmniej cztery metry rozpiętości. Demon wylądował z hukiem, kucając na posadzce i podpierając się o podłogę ręką zaciśniętą w pięść. Kręciłam z niedowierzaniem głową. 

Demon się podniósł. Spojrzał mi w oczy, a ja zamarłam. Jego ślepia świeciły się bowiem na czerwono. Przypominały krew. 

Znałam tą twarz. Nie pamiętałam skąd, ale wiedziałam, że należała do człowieka, którego skądś znałam. 

Mężczyzna miał nagą klatkę piersiową, na której znajdowały się krwawiące rany. Wyglądały na ślady po pazurach. Po chwili zauważyłam, że takie pazury miał mój ojciec. 

Niespodziewanie tata mnie puścił tak, że upadłam na podłogę. Rzucił się na demona i zaczął się z nim bić. Tata ział ogniem jak jakiś smok. To nie mogła być rzeczywistość. To nie mogło być prawdziwe. Uwielbiałam czytać książki fantastyczne, ale nie miały one nic wspólnego z rzeczywistością. Dlatego kręciłam z niedowierzaniem głową. 

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz