24

1.1K 53 10
                                    

Nebbie

Rafferty przytargał do pokoju zabaw klatkę, w której miałam spędzić resztę dnia. Zabezpieczył mnie, abym nie uciekła, gdy on będzie wyciągał klatkę z otchłani piwnicy. Siedziałam na podłodze ze związanymi nogami i rękoma skutymi za plecami. Do mojej obroży mężczyzna przypiął smycz, której koniec przywiązał do kaloryfera. Po wszystkim uśmiechnął się i zajął się klatką.

Patrzyłam z niedowierzaniem na to, jak Raff wsadza do klatki koc, który następnie ładnie rozłożył. Włożył tam także poduszkę i pieprzony wibrator. Przymocował do krat klatki skórzane kajdany. Chyba śnił, jeśli myślał, że zgodzę się na to, aby mnie tam zamknął.

- Popatrz, jak ładnie to wygląda, kwiatuszku. Sam chętnie bym tam wszedł.

Zacisnęłam zęby, aby nie powiedzieć mu, że mógł sobie tam wejść.

- Podoba ci się? Będziesz miała wibrator do zabawy.

- Pieprz się.

Rafferty stanął prosto, jakby poraził go piorun. Podszedł do mnie i chwycił mnie za włosy. Sama odgięłam głowę do tyłu, aby nie szarpał mnie za nią. Jego oczy wyrażały czystą nienawiść.

- Chyba się przesłyszałem, Nebbie. Co powiedziałaś?

Patrzyłam mu dumnie w oczy, ale nic nie mówiłam. Po chwili poklepał mnie po policzku niczym posłusznego psa. Było mi wstyd, że tak mnie traktował. Mówił, że się zmieni. Obiecywał, że będzie dla mnie lepszy, ale nie mogłam mu ufać. Był zepsuty do szpiku kości i nic nie mogło go uratować. Choć z drugiej strony, wiedziałam o tym, że zasłużyłam na karę. Rzuciłam się do ucieczki, wiedząc o tym, jakie będą jej konsekwencje. Nie byłam jednak w stanie psychicznie poradzić sobie z tym, co robił mi ten człowiek. Nienawidziłam go, choć moje serce już zaczęło się do niego przyzwyczajać. Chyba Rafferty naprawdę miał rację, gdy wyjawił, że ofiary po jakimś czasie zaczynały sympatyzować ze swoimi porywaczami. Był to przykry mechanizm, ale gdy porwana osoba rozumiała, że oprócz swojego oprawcy nie miała nikogo, robiła wówczas wszystko, aby nie czuć się samotnie. Człowiek bowiem był istotą, która nie znosiła być sama. Po dłuższym czasie samotności każdemu mogło odbić.

- Nie wsadzaj mnie do tej klatki. Nie rób tego, proszę.

- Musisz ponieść karę za ucieczkę, skarbie. Wolałabyś, abym przykuł cię do krzyża i wychłostał twoje ciało?

- Jesteśmy dorosłymi ludźmi! - krzyknęłam mu prosto w twarz, walcząc z kajdanami, z których i tak nie miałam szans się uwolnić. - Nie możesz wsadzać mnie do klatki! Może innych ludzi to podnieca, ale nie mnie!

- Zwróć uwagę na to, jak się do mnie odzywasz, maleńka - poprosił łagodnie, jednak oboje wiedzieliśmy, że był to rozkaz. - Nie nazwałaś mnie panem w żadnej ze swoich wypowiedzi.

Przycisnął wargi do kącika moich ust, składając tam delikatny pocałunek.

- Nienawidzę cię...

Zaśmiał się cicho, po czym puścił moje włosy. Odpiął smycz od kaloryfera i szarpnął mną tak, abym na kolanach podążyła za nim w stronę klatki.

Stawiałam opór. Oczywiście, że to robiłam. Walczyłam z Rafferty'm, ale gdy w pewnej chwili pociągnął mnie mocniej, musiałam się poddać.

- Nie chcę, błagam! Zwariuję tam!

- Nie zwariujesz, bo twój pan będzie przy tobie, kochanie. Zaopiekuję się tobą.

- Jak możesz taki być?! - spytałam, próbując się podnieść, ale związane w kostkach nogi skutecznie mi to uniemożliwiały. - Mówiłeś, że się dla mnie zmienisz! Obiecywałeś, że będziesz lepszy, a znowu robisz to samo! Może zaraz rozłożysz mi siłą nogi i we mnie wejdziesz?! Chciałbyś tego, prawda?!

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz