5

1.2K 71 10
                                    

Rafferty

Zabiłem ją. 

Zabiłem jego. 

Minął miesiąc od dnia, w którym odebrałem życie Stefanie oraz Venowi. Po zamordowaniu ich postanowiłem wrócić do domu, aby pozbyć się ich ciał. Zrobiłem to w okrutny sposób, o którym nie chciałem więcej myśleć. Można jednak powiedzieć tyle, że moja córeczka została potraktowana po swojej śmierci o wiele łagodniej niż Stefanie i Ven. 

Po tym, jak pochowałem ciała moich najbliższych, zacząłem badać sprawę zamordowania matki. Wystarczyło, że poszperałem trochę w dark necie i zrozumiałem, że Stefanie naprawdę ją zabiła. Zamordowała własnoręcznie matkę moją i Vena, a mój zjebany braciszek i tak z nią był. Nie mieściło mi się to w głowie. Mój brat był pierdolonym tchórzem. 

Początkowo nie wiedziałem, gdzie się podziać. Krążyłem po Altancie jak ćma. Myślałem nad odebraniem sobie życia, ale to byłoby zbyt łatwe. Musiałem żyć, aby cierpieć i móc w ten sposób ponosić karę za to, czego się dopuściłem.

Kiedy uporządkowałem swoje sprawy, zrobiłem mojej córeczce pogrzeb. Nie miałem już jej ciałka, więc nie mogłem jej jako tako pochować, ale wykonałem grawerunek nożem na kamieniu i postawiłem go pod ładnym, rozłożystym drzewem. Narwałem sporo kolorowych kwiatów i położyłem je na trawie. 

- Przepraszam, że mnie przy tobie nie było, aby cię uratować, córeczko. 

Łzy spływały mi po policzkach, ale miałem to gdzieś. Znajdowałem się na odludziu, gdzie nikt mnie nie widział. Miałem w dupie to, czy ktoś powiąże mnie ze sprawą zniknięcia Vena i Stefanie. Lokalna policja mogła mnie szukać po to, abym złożył zeznania, ale ja już postanowiłem, co zrobię. Po prowizorycznym pogrzebie Sophie miałem stąd uciec. Zniknąć. Zapaść się pod ziemię. 

Uklęknąłem na ziemi, brudząc sobie dżinsy trawą. Schowałem twarz w dłoniach i szlochałem, opłakując stratę życia, którego moja córka nie miała nawet szansy zasmakować. Może miałaby ojca potwora, ale przynajmniej miałaby tatę, który ją kochał. 

- Wybacz mi, Sophie. Proszę, wybacz mi. 

Nagle poczułem, jak zimny wiatr pieści mój kark. Odwróciłem się, mogąc przysiąc, że było to najdziwniejsze uczucie w moim życiu. Może byłem już tak nienormalny, że czułem obecność duchów, a może faktycznie istniały zjawiska nadprzyrodzone. Może moja córka naprawdę tu ze mną była. Nie jako człowiek, ale jako duch. 

Po chwili jednak potrząsnąłem głową, uznając to za coś idiotycznego. Uznałem, że wojna popierdoliła mi w głowie tak bardzo, że nie odróżniałem już fikcji od rzeczywistości. To oznaczało, że było coś ze mną bardzo nie w porządku, ale nie czułem potrzeby, aby się starać. 

- Kocham cię, Sophie. Może powinienem do ciebie dołączyć, co? 

Wiatr znowu zawiał. Nie było mi już jednak przyjemnie. Poczułem dreszcze.

- Czyli mam nie umierać? 

Odpowiedziała mi cisza. Nic dziwnego, skoro rozmawiałem sam ze sobą.

- Dobrze, promyczku. Pożyję jeszcze trochę, ale wiesz co? Nie będę już taki, jak wcześniej. Potrzebuję zemsty. Czuję żądzę krwi. Dobrze, że ciebie tu nie ma, bo nie musisz patrzeć na to, jak twój tatuś wariuje. 

Zaśmiałem się, kręcąc głową. Dla mnie nie było już ratunku. 

- Obiecuję, że pewnego dnia się zobaczymy, księżniczko - wyznałem, całując dwa palce i przyciskając je do ziemi. - Może wyglądam jak potwór, ale mam serce, które pragnie kochać i chce, aby je kochano. Niestety nie będzie mi to dane, moja mała Sophie. Twój tatuś stał się mordercą. Nie mam innego wyjścia. Aby znaleźć miłość, muszę posunąć się do czegoś okrutnego, dziecinko. 

RaffertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz