13

321 17 15
                                    

- Laro, w porządku? - spokojny głos Flavio przerwał moje rozmyślenia. Spojrzałam na niego, jakby był z innej planety. Dlaczego niby miałoby nie być w porządku? Bo mój ojciec umarł na stole operacyjnym? Nie byłam miękka jak wszystkie te kobiety, które do tej pory go otaczały i z którymi nauczył się żyć.

- Jak najbardziej, wszystko w porządku — poprawiłam swoje czarne spodnie, jakby mogło się z nimi coś stać. Mój ton był spokojny, wręcz chłodny. Flavio wydawał się spokojny, choć zdecydowanie mój spokój go zaskoczył bardziej, niż chciałby się przyznać. Zerknęłam po wszystkich, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Kilka osób wyglądało na bardziej zdruzgotanych niż ja.

To nie to, że nie miałam uczuć, bo oczywiście śmierć ojca, który był mi bliski, przez większą część mojego życia, była ciosem. Jednak nie byłam klasyczną dziewczyną, nie miałam tak emocjonalnych zachowań a co ważniejsze, od zawsze byłam przygotowywana do tego momentu. Byłam też przygotowywana do roli, którą powinnam w tym momencie objąć, jednak nie było mi to dane. Musiałam w jakiś sposób ukryć swoje pragnienia i plany, a zwłaszcza przed Flavio. Syndykat dowie się w ciągu kilkunastu, może kilkudziesięciu minut, podejmą kroki do zabezpieczenia naszej rodziny i pozycji. 

Prawie niewidzialnie skinęłam na Roberto głową, plan na ten wypadek mieliśmy opracowany od kilku lat, jeszcze z ojcem wdrażaliśmy pewne jego elementy. Gdy ojciec oznajmił, że wyjdę za mąż i nie będzie mi dane pełnić, należnej mi funkcji, postanowiłam porozmawiać z Roberto. Na szczęście, był on tego samego zdania co ja, nikt obcy, nawet jeśli miałby być moim mężem, nie może wchodzić w naszą rodzinę z butami. Tak właśnie powstał plan beta, który dla nas oczywiście był alfą. Roberto szepnął coś Flavio na ucho, po czym opuścił pomieszczenie. Za nim wyszło dwóch mężczyzn. 

- Możecie iść, ja się zaopiekuję Larą — powiedział do pozostałej dwójki. Przeklęłam w myślach, czy on naprawdę sądził, że potrzebowałam opieki? Oczywiście, że tak... W końcu dla niego nie różniłam się wiele, od większości kobiet w naszym otoczeniu — Laro? - przerwał mi jego głos, zdawało się, że coś do mnie mówił, jednak po tym jak na niego zerknęłam, miałam pewność, nic nie mówił wcześniej. On wciąż się obawiał, że jestem w szoku.

- Powinnam powiadomić matkę — w końcu ułożyłam jakiś plan w głowie. Pora zabrać się do pracy. 

- Może powinien to zrobić ktoś inny?

- Dlaczego? Sądzisz, że nie podołam poinformować matki o śmierci ojca? - mój ton wyraźnie wyrażał moje urażone ego, wciąż mnie nie doceniał. A to musiało się zmienić, musiało jeśli miałam go nie zamordować.

- Skąd! - zaoponował i w obronnym geście podniósł ręce — pomyślałem, że może to być dla Ciebie ciężkie... W końcu to Twój ojciec zginął z ręki jakiegoś bandyty. 

Miałam ochotę się zaśmiać. Może i mój ojciec zginął z ręki jakiegoś bandyty możliwe, że jakiegoś ćpuna lub samobójcy... Jednak na pewno, nie zginął z ręki nikogo bardziej niebezpiecznego, niż ludzie, którzy jeszcze niedawno tu z nami byli. Nie bardziej, niż sam mój ojciec. Nie bardziej groźnego, niż ja. 

Popatrzyłam na niego, kręcąc głową, udałam się w kierunku drzwi. Nie czekał długo, praktycznie od razu ruszył za mną. Gdy dotarliśmy na podziemny parking przy szpitalu, pozwoliłam mu się poprowadzić do jego samochodu. Bez słowa zajęłam miejsce pasażera, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Mony, która próbowała się ze mną skontaktować od dłuższego czasu.

- Cześć Mon, nie mogę teraz rozmawiać — powiedziałam obserwując Flavio, wydawało mi się, że dziewczyna wiedziała więcej o mnie niż mój przyszły mąż. O zgrozo, a on należał do tego popieprzonego świata w przeciwieństwie do niej — przyjadę do Ciebie wieczorem. Mój ojciec nie żyje, muszę teraz zająć się — dziewczyna przerwała mi, była zdecydowanie bardziej przejęta całą sytuacją niż ja sama. Flavio podejrzliwie zerkał na mnie, jakby spodziewając się niekontrolowanego wybuchu płaczu. Jeśli na niego czekał, musiał się nie mało rozczarować, ponieważ ani teraz, ani w najbliższej przyszłości nie planowałam uronić łzy z tego powodu. Zabawne, gdyby zginął ojciec jakiegokolwiek mężczyzny, to wszyscy klepnęliby go w ramię, daliby mu pięć minut na ogarnięcie się, a potem oczekiwaliby, że wróci do rzeczywistości. Jednak, jako iż to mój ojciec zmarł, Flavio oczekiwał lamentu i płaczu. Ja jednak odsunęłam wszelkie emocje na bok, były teraz rzeczy znacznie ważniejsze, niż prawo do żałoby.

Pod mój dom podjechaliśmy dokładnie pięć minut później, samochód Flavio nie miał autoryzacji. Zanotowałam w głowie, by to zrobić w najbliższych godzinach, po czym szybko potwierdziłam ochroniarzowi, że mogą nas wpuścić. 

- Ojciec nie autoryzował Twoich aut, dziwne — jęknęłam, jakby była to niedogodność, która powinna być już dawno załatwiona. Poniekąd dokładało mi to w tym momencie pracy, jednak nie aż tak sporo bym miała się czym przejmować. 

Przed otwarciem drzwi do domu wzięłam głęboki oddech, może i ja nie potrzebowałam żałoby. Jednak nieważne jak bardzo moi rodzice się nie dogadywali, matka kochała go całym sercem, a on na swój pokręcony sposób ją. Wiedziałam, że z jej strony spotka nas ogromny lament, płacz a żałoba nie zakończy się tak szybko, jak bym chciała. Odkładając klucze do skrzynki, specjalnie zrobiłam więcej hałasu, chciałam dać jej znać, że wróciłam do domu. Liczyłam, że cokolwiek robi, nie będzie to nic, co wprawiało ją w ogłupiająco radosny nastrój. Moje marzenia szybko poszły w niepamięć, gdy zobaczyłam, że moja matka wraz ze swoimi dwoma przyjaciółkami właśnie urządzała SPA w domu. 

Nie mogły sobie wybrać gorszego dnia. Gorszego momentu. 

- Matko... musimy porozmawiać — powiedziałam spokojnym tonem, patrzyłam na nią wręcz błagalnie. Chciałam, by zrozumiała powagę sytuacji, by wyprosiła Ren i Gabrielle z domu. Ona jednak nie zrozumiała mojej aluzji, wskazując ostatnie wolne miejsce. Oczywiście, że je dla mnie przygotowała. Zawsze tak robiła, licząc, że do nich dołączę. Szybko rozważyłam za i przeciw mogłam sprawić jej choć raz przyjemność, jednak poddanie się tej torturze nie ułatwi jej przyjęcia tych wiadomości, a mi prób uspokojenia jej — myślę, że powinnyście przełożyć wasze SPA na inny dzień — powiedziałam, wskazując ręką w kierunku korytarza prowadzącego do mojego i jeszcze ojca, gabinetów. 

Jej koleżanki nie były zadowolone, zawsze uważały mnie za dziwną. 

Gdyby tylko wiedziały, gdyby one tylko wiedziały... 

Nie planowałam odpuszczać, patrzyłam w kierunku matki wyczekującym wzrokiem. Po chwili się poddała. Przeprosiła swoje koleżanki, obiecując, że wrócą do tego jutro. Ja nie byłam pewna, czy będzie w stanie dotrzymać tej obietnicy. Poprosiłam Aurorę, naszą gosposię, by pomogła panią i się nimi zajęła gdy będą się zbierać. A matkę niemo poprosiłam, aby szła za mną. Nie oponowała, a Flavio wyraźnie był zaskoczony jej ugodą w moją stronę. Szybko przeanalizowałam, które z biur będzie lepszym wyborem. I choć moje biuro ojca było lepiej wygłuszone, moje było zdecydowanie lepszym wyborem, by nie dokładać jej bólu. Otwarłam drzwi, czekając, aż wejdzie. 

- Matko — usiadłam obok niej, nigdy tego nie robiłam. Sięgnęłam po jej dłoń, próbując zebrać słowa w logiczne zdanie, nieważne jak bym go jednak nie sformułowała, wiedziałam, że ona i tak nie zrozumie za pierwszym razem — bardzo mi przykro, przykro mi też, że ja muszę, Ci przekazać Ci tę informację. Myślę, że ze wszystkich osób, które mogłyby to zrobić, to ja będę najbardziej odpowiednią. Twój mąż, a mój ojciec... nie żyje. 

Było dokładnie tak, jak się spodziewałam. Nie dotarło do niej, co właśnie powiedziałam. Musiałam jeszcze dwa razy powtórzyć, nim nadszedł etap zaprzeczania. Wzięłam kolejny głęboki wdech, jednak nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, moja matka wybuchnęła niekontrolowanym płaczem, wręcz rykiem. 

Stało się. Mój ojciec, jej mąż, głowa rodziny - nie żył. 

Hidden secretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz