12

340 19 26
                                    

Wpadliśmy do szpitala dokładnie trzy minuty po alarmie. Za nami wbiegło sześć osób, które były razem z nami. Wściekła przemierzałam korytarze, doskonale wiedziałam, że pod salą operacyjną spotkam więcej naszych. 

Buzowała we mnie złość, gorycz... Nienawiść i żądza zemsty. Na ten moment, sama nie wiedziałam, które uczucie było najmocniejsze. Wiedziałam, że wszystkie, a zwłaszcza zemsta znajdzie swoje ujście. 

Nim dobiegłam pod salę operacyjną, minęło zaledwie kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund. Wpadłam przez drzwi oddzielające korytarz przed salą operacyjną od reszty szpitala, prawie uderzając osobę stojącą za nimi. Mój wzrok szybko objął wszystkich zebranych. Dwoje z chłopaków było całych we krwi, troje siedziało na krzesłach i nerwowo rozmawiali przez telefon. A nieszczęśnik, który oberwał prawie z drzwi, właśnie niósł kubki, zapewne z kawą. 

Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Próbowałam pozbierać wszystkie, choć nikłe informacje w jakąś całość. Podeszłam do ubrudzonych krwią mężczyzn, jeden z nich to Paolo, osobisty ochroniarz mojego ojca. Chwyciłam go za ramie i obróciłam w swoją stronę. 

- Co się do kurwy nędzy stało! - krzyknęłam do niego, choć nie planowałam na nim wyładowywać swojej złości. Na razie nie miałam żadnych dokładnych informacji, szybko przeskanowałam pomieszczenie i utkwiłam swój wzrok w mężczyźnie. 

- Nie wiem... Znaczy — jęknął i potarł ręką czoło, zostawiając tam ślad krwi — Twój ojciec odebrał telefon, dał mi znak, bym pozostał w biurze, a sam wyszedł na korytarz pubu. Byli już tam pojedynczy klienci, ale było jeszcze dość spokojnie, by mógł skończyć rozmowę. Wykonałem polecenie. Kilkanaście sekund później padł strzał. Wypadłem z biura. Myślałem, że jacyś debile się już upili... Ale gdy dobiegłem na główną salę... Twój ojciec leżał, wokół niego była plama krwi. Dave próbował uciskać — wskazał drugiego, młodszego chłopaka, który również był cały z krwi — zacząłem mu pomagać, ktoś w międzyczasie wezwał pogotowie. Ktoś coś krzyczał. Zbiegli się nasi ludzie, zaczęli szukać napastnika. Zrobił się tłok. Nie znaleźli go, broni też nie...

Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Na swoim ramieniu poczułam dłoń. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to Roberto. Poza tym, że znałam go dość dobrze, to zapach jego perfum był nie do pomylenia z jakimikolwiek innymi w tym pomieszczeniu. Poczułam, jak napięcie opuszcza moje ciało. Chcąc nie chcąc, wiedziałam że jeśli on tu jest, wszystkim się zajmie. Ja choćbym chciała, to od dłuższego czasu nie miałam już takiego posłuchu. W dodatku, chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że zagrożenie życia mojego ojca wpłynęło na mnie bardziej, niż bym chciała.

Pieprzone uczucia. Pieprzone emocje. 

Jako capo nie mogłabym ich mieć, musiałabym zero-jedynkowo podejść do zaistniałej sytuacji, chciałam spróbować zebrać swoje myśli, ale znów zaczęły uciekać, nim zdążyłam je ogarnąć. Westchnęłam cicho i popatrzyłam po zebranych. Dla nich mój ojciec, był równie ważny co dla mnie. Każdy obecny był w jakimś stopniu przejęty, po każdym mogłam to z łatwością zauważyć, chociaż większość osób, mogłaby powiedzieć, że w pomieszczeniu byli sami mężczyźni bez krzty uczuć. 

Kolejne kilkadziesiąt minut zajęłam pracą. Siedziałam na niewygodnym krześle, obok mnie był Roberto. Oboje siedzieliśmy z twarzą w telefonach i laptopach, które dowiózł dla nas jeden z moich ochroniarzy, dosłownie kilkanaście minut po tym, jak znaleźliśmy się w szpitalu. Zdążyłam zadzwonić do Mony, która niestety wydała w międzyczasie obraz, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co zadziało się na kilka minut przed przybyciem agentki. W tym momencie jednak ten pieprzony obraz odszedł na dalszy plan.

Hidden secretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz