19

172 14 2
                                    

Resztę kolacji milczałam, nie wiedziałam, co miałam zrobić z matką. Przerastało mnie, że zachowywała się w ten sposób. Szukanie rozwiązań nic nie dawało, moja matka popadała w coraz większą paranoję, a ja ostatnie czego chciałam to zamknąć ją w zakładzie psychiatrycznym, choć Roberto dziś to wyraźnie zasugerował.

- Laro? - wracaliśmy do domu, ja jednak myślami byłam bardziej niż nieobecna. Mężczyzna zapewne od dłuższej chwili coś do mnie mówił, a ja nie reagowałam.

- Przepraszam, nie mogę się skupić... Moje myśli — westchnęłam, nie chciałam zaprzątać mu głowy moimi problemami. Choć zapewne potencjalne zagrożenie, w postaci mojej matki, dla jakby nie patrzeć chwilowo "jego" ludzi, zapewne uważałby za bardziej swój niż mój problem. 

- Widzę, kto do Ciebie dzwonił w restauracji? 

- To na prawdę nic takiego.

- Nic takiego? Od czasu tego telefonu jesteś nieobecna. Czy to coś, czym powinienem się zająć? 

Był spokojny, spokojnie miły a mimo to nie chciałam zrzucać tego na niego. Czułam, że to ja powinnam zająć się kłopotami, jakie powodowała moja matka. Musiałam tylko wymyślić odpowiedni sposób. Mógł sądzić i twierdzić, że sprawy Rodziny to jego problem teraz, ja nie zamierzałam oddawać mu wszystkiego ot, tak.

- Niewielkie problemy, naprawdę nie musisz się martwić. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.

- Często to słyszę z Twoich ust, a ja tylko oferuje swoją pomoc. Nie zamierzam odbierać Ci samodzielności.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nie chciałam wtajemniczać go w tę sprawę, najchętniej w żadną bym nie wtajemniczała. Gdyby moje życie zależało ode mnie, to nawet by go tu nie było. Gdy Flavio zaparkował, wzięłam swoje rzeczy i poszłam do domu, moja matka była moim celem numer jeden. Nie zaskoczyłam się, widząc ją na kanapie w salonie a obok jedną z jej przyjaciółek. Ren była w wieku mojej matki, ale wyglądała na nieco starszą. Burza jej kręconych włosów jak zwykle otulała jej twarz, gdy ona głaskała moją matkę po głowie. 

- Właśnie zasnęła — szepnęła, gdy weszłam do pokoju. W tym momencie naprawdę miałam gdzieś, czy zasnęła dwie minuty, czy dwie godziny temu. Moja matka nigdy nie ponosiła żadnych konsekwencji za swoje głupie zachowanie, co prawda ojciec wyrażał swoje niezadowolenie czy czasem się z nią pokłócił, jednak nigdy nie zrobił nic co dałoby jej jakąkolwiek nauczkę. Może, to było powodem, dla którego sądziła, że może się teraz tak zachowywać. 

- Cóż, to się zaraz obudzi — powiedziałam przez zaciśnięte zęby, jakbym co najmniej miała zaraz wybuchnąć.

- Laro, to Twoja matka. Przechodzi żałobę, ma koszmary w nocy. Daj jej się teraz wyspać.

- Gównie mnie obchodzi, co ma w nocy, nie ma prawa zachowywać się w taki sposób, w jaki to robi — mój ton doskonale wpisywał się w kanony, których uczył mnie ojciec. Nie miałam skrupułów, nawet wobec własnej matki, bo nigdy nie mogłam ich mieć. Nie zamierzałam zmieniać siebie, tylko dlatego, że ojciec odszedł. Ren wyglądała na zaskoczoną, nie spodziewała się mnie takiego zachowania, tego byłam pewna. Jednak nie mogłam poradzić nic na to, życie w bańce, w jakiej żyła mogło szybko pęknąć jeśli by próbowała mi się przeciwstawić. 

Upewniwszy się, że Flavio wszedł drugim wejściem do strefy pracowniczej, podeszłam do matki i szarpnęłam ją za ramie. Kobieta siedząca obok próbowała mnie powstrzymać, co było jej największym błędem.

- Jesteś tu, bo ja tak chce. Więc nie radzę Ci do mnie skakać. Jesteście tu z Gabriellą, bo moja matka traktuje was jak bliskie osoby, a w mojej ocenie potrzebuje teraz wsparcia. Ale nie wkurwiaj mnie, bo przestaniecie tu bywać. A z matką muszę porozmawiać, więc łaskawie idź i zrób herbatę, a ja zajmę się swoimi sprawami — mój surowy ton wywołał dreszcze na jej ciele, do tej pory jedyne osoby, które w ten sposób się do niej zwracali, to był jej mąż i syn. Żaden mężczyzna z naszego otoczenia nie śmiałby zlekceważyć kobiety swojego współpracownika, odnosząc się do niej jakkolwiek chłodno czy niemiło. Mnie te kurtuazyjne zasady nie dotyczyły z dwóch powodów... po pierwsze sama byłam kobieta, więc mi wypadało wszystko to, czego mężczyzną nie wypadała. A poza tym, byłam córką ich zmarłego dona, miałam być donem i choć tę rolę mi odebrano nie odebrano mi możliwości bycia bastone, co zaraz po śmierci ojca zagwarantowali mi najbardziej zaufani ludzie z Roberto na czele. Może i Flavio przejął oficjalne rządy, jednak jego główni ludzie wciąż byli wierni mi i mojemu nazwisku. W cieniu rządziłam ja, a mój przyszły mąż nawet nie zdawał sobie sprawy z ich konsultacji ze mną. 

- Zostaw — jęknęła zaspana matka, gdy próbowałam ją podnieść. 

- Chodź, w tej chwili — równie chłodny ton, który towarzyszył mojej wymianie zdań z Ren, wybrzmiał w kierunku mojej matki. Zdziwiła się, chciała protestować, jednak resztki zdrowego rozsądku musiały jej podpowiedzieć by, zamiast się stawiać, poszła za mną. 

Chwile później zamykałam drzwi do swojego gabinetu, matka rozsiadła się na kanapie. Czuła się swobodnie, niewinnie a ja buzowałam, jeszcze bardziej widząc, że ona nie poczuwa się w najmniejszym stopniu do jakiejkolwiek winy. Pomimo że rozmowa była przed nami powinna być, świadoma co zrobiła. Zerknęłam na nią i oparłam rękę o swój fotel, dla kogoś z zewnątrz mogłabym wyglądać nawet dość poważnie. W oczach mojej matki widziałam za to rozbawienie. Nie wiedziałam, co myśleć o jej zachowaniu, zachowywała się jakby na prawdę poskradała zmysły. Obserwowałam ją przez chwilę, swoje na co dzień długie lekko spłowiałe blond włosy związała w niedbałego koka z tyłu, na twarzy miała niewielki makijaż. Moja matka zawsze o siebie dbała, ale nie odmładzała się, więc pojedyncze zmarszczki były coraz bardziej widoczne na jej twarzy. Żałoba po ojcu uwypuklała, je jednak bardziej niż je zapamiętałam. Westchnęłam i w końcu siadając w fotelu, postanowiłam, że muszę to mieć za sobą.

- Coś Ty sobie myślała?

- O co Ci chodzi?

- Zaatakowałaś Ahera, gdy przyszedł porozmawiać z...

- Nie mają prawa tu przychodzić — przerwała mi, byłam w szoku, że w ogóle odważyła się wejść mi w słowo.

- To Ty nie masz prawda mówić, kto może a kto nie tu przychodzić — z minuty na minutę moja złość rosła coraz bardziej. 

- Zabili Ci ojca — nie poddawała się, jej twarz była pełna bólu. Ja wiedziałam doskonale, co się stało, wiedziałam, że nikt z naszych nie przyczynił do tego palca, bo było to pierwsze co zaczęliśmy sprawdzać z Roberto. Gdyby jednak w przyszłości miało okazać się inaczej, to ręczę własną głową, że nie tylko on poniesie konsekwencje, ale również jego rodzina.

- Nie matko — mój ton stał się jeszcze bardziej chłodny, nieznoszący sprzeciwu — nie zabili. I czy Ci się to podoba, czy nie to oni będą tu przychodzić. Bo to nie ty decydujesz, nie masz nawet najmniejszego prawa, by choć marzyć, że kiedykolwiek się to zmieni. Takie życie wybrałaś, wychodząc za mojego ojca.

Moja matka zerknęła na mnie jakby, nie potrafiła, zrozumieć co do niej mówię. Jej chwila konsternacji nie trwała długo, a jednak wystarczająco bym odczytała emocje, jakie w niej się kotłowały. Była moją matką, zamierzałam ją chronić, a ona nie zamierzała mi tego ułatwić. Myślała, że skoro ojciec nie żyje, ona przejmie rolę głowy rodziny, nawet nie wiedziała w jak ogromnym błędzie była. Mój ojciec nawet dobrze nie został pochowany, a Nowy Jork już podsuwał Flavio i Roberto propozycje mężczyzn dla mojej matki. Na moje polecenie Rob wyperswadował im ten pomysł z głowy, a Flavio zobowiązał się, że zadba o moją matkę, w końcu za niedługo miała zostać jego teściową. Tylko dzięki aprobacie tych dwóch, oraz moim cichym udziałem moja matka właśnie nie szykowała się do swojego ślubu gdy nawet nie pochowała męża. 

Wiedziałam jednak, że jeśli ona się nie opanuje to w końcu nawet ochrona, którą próbowałam nad nią rozłożyć, nie zadziała. Flavio nie zaryzykuje swojej postaci, a ani ja, ani Roberto nie zaryzykujemy życia naszych ludzi. Jeśli będzie taka potrzeba, zamknę ją w psychiatryku dla jej własnego bezpieczeństwa. Tylko że jeśli do tego dojdzie, nasze możliwości negocjacyjne jej statusu będą miały przegraną pozycję. Mój ojciec był dość wysoko postawiony, zapewne niedługo mógłby dołączyć do zarządu Syndykatu, w końcu zawsze był im wiernie oddany, a pozycje naszej rodziny budował jeszcze jego pradziad. Flavio natomiast, jak się nieoficjalnie mówiło, mógłby za kilka lat marzyć o tej roli, na razie jednak był za młody... a jeśli choć w małym ułamku marzył, by być, w zarządzie to nie zrobi nic, co będzie przeciw Syndykatowi. Co gorsze, ja jako jego żona również tego nie zrobię, bo przysięgi są dla mnie świętością... I chciałam trzymać się wersji, że to dla niego jako męża poślę matkę na straty, jeśli będzie taka konieczność, a nie z powodu własnego przywiązania do Organizacji.

Ona natomiast żyła w nieświadomości, która mogła być jej zbawieniem lub przekleństwem. A wszystko zależało tylko od niej.

- Nie waż się tak do mnie mówić.... gówniaro! - jej głos był słaby, próbowała brzmieć groźnie, ale wyglądała co najwyżej jak nabuzowany shih tzu. Wraz ze słowem "gówniaro" próbowała mnie spoliczkować, jej dłoń w tamtym momencie była zdecydowanie szybsza niż racjonalne myślenie.

Hidden secretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz