6

430 20 3
                                    


Wygrałam. Wyszło na moje. Ojciec był wściekły, choć jego wściekłość nie mogła dorównać mojej. W końcu od zawsze byłam nimi, byłam kobietą z mafii, ale nie tą, co siedzi na kanapie i zamawia kolejne szpilki czy sukienkę od projektanta. Byłam tą, która jest w środku. A on przerażony, że Syndykat się od nas odwróci, chciał mnie oddać za mąż jak mebel. 

- Po moim trupie — zaśmiałam się, opierając o drzwi swojego niewielkiego gabinetu, na szczęście nie został mi odebrany w momencie, w którym obdarł mnie z godności, oznajmiając, że będę żoną — może i będę żoną, ale nie pupilkiem. 

Kilka minut później rozległo się pukanie. A ja machinalnie odpowiedziałam "Wjedź". W drzwiach zobaczyłam matkę, choć spodziewałam się, że to zszargany ojciec. Zapewne próbował jakoś wytłumaczyć moje zachowanie. Miałam w całkowitym poważaniu to, w jaki sposób wytłumaczy Flavio, to co się stało. Grunt by nie zrobił ze mnie uległej. 

- Tak? - zapytałam nadwyraz miłym tonem. Przez ostatnie lata zmieniło się jedno. Przestałam traktować matkę jak wroga. Oczywiście, nie miałyśmy relacji jak inne jej koleżanki ze swoimi córkami. Przynajmniej na nią nie warczałam, za każdym razem gdy próbowała mi coś powiedzieć. 

- Chciałam zapytać, jak poszło. W sensie — zawahała się i podrapała po głowie — wiesz Laro, ja zrozumiałam dawno, że nie będziesz jak córki innych. Ojciec też to wie, jednak jest...

- Nie kończ, lepiej nie kończ jeśli nie chcesz się pokłócić matko — westchnęłam, co ja jej miałam powiedzieć. Mnie poszło dokładnie, tak jak chciałam, to ojciec będzie niezadowolony. Jednak wiedziałam, że ona nie zrozumie tego tak dobrze — w mojej ocenie dobrze. W ojca zapewne znacznie gorzej. Powiedzmy, że nasze zdania spotkają się we wspólnej wersji... Poszło nie najgorzej.

- Jaki on jest? Wybrał Ci kogoś... dobrego? 

Zaśmiałam się, matka nie poznała Flavio, co mnie nadwyraz nie powinno dziwić, patrząc, jak pokręcone to wszystko było. W głowie przywołałam jego obraz. Wysoki, na spokojnie mogłam nosić przy nim wysokie szpilki, a wciąż byłby ode mnie wyższy. Wąski w biodrach, ale im wyżej, tym bardziej umięśniony. Z pociągłą twarzą, z piekielnie idealnym zarostem i jeszcze bardziej idealnymi włosami. Byłby ideałem wielu kobiet. W mojej ocenie też był całkiem przystojny. Zdecydowanie miał wiele zalet. Był arogancki, ale który wysoko postawiony mężczyzna w strukturach Organizacji nie był arogancki. Był niebezpieczny, zdecydowanie należał do niebezpiecznych ludzi. Na samą myśl przeszły mnie ciarki, ale nie były to ciarki zdenerwowania. Podniecała mnie myśl o tym, że ten mężczyzna jest śmiercią, jak sam siebie nazwał. Zdecydowanie był pociągający. Tylko pytanie, czy pociągał mnie on, czy jego pozycja, szacunek. Ale czy był dobry. To zależy od definicji tego słowa. W mojej się mieścił — miał wszystko to, czego chciałam od mężczyzny. Najgorsze było jednak to, że to on odbierał mi to, czego ja tak bardzo chciałam i co powinno być moje. Co miało być moje.

- Tak matko, wybór ojca jest dobry — odparłam, próbując wybrnąć z sytuacji. Nie chciałam poznawać jej definicji dobrego mężczyzny. Miał być dobry, tak jak społeczeństwo to postrzegało, czy miał być dobry jak na kandydata na mojego męża. Choć słowo kandydata, średnio oddawało sytuację.

Wiedziałam, że matka chciałaby więcej szczegółów, jednak ja jej ich nie potrafiłam udzielić. Nie znałam własnej matki. Przeszło piętnaście lat spędziłam prawie non stop z ojcem, a ostatnie trzy lata gdy faktycznie mniej czasu z nim spędzałam, to jednak nie integrowałam się z matką nadto. Wciąż byłam częścią Organizacji, może nie miałam zostać Donem, ale miałam w niej pozostać — weszłam w nią żywa, wyjdę tylko martwa. I dla mnie ta przysięga była świętością. Tak samo, jak fragment o dbaniu o rodzinę, to ze względu na przysięgę nie nienawidziłam swojej sytuacji, aż tak bardzo. Westchnęłam, opierając głowę o fotel. 

- Matko — powiedziałam, nim zdążyła opuścić moje pomieszczenie — mogłabyś mi powiedzieć, jak to jest być żoną kogoś takiego jak ojciec?

Na jej twarzy malowało się zaskoczenie i radość, była jak otwarta księga, z której mogłam wszystko wyciągnąć. Większość ludzi tak łatwo było rozszyfrować. Dlaczego zatem ta jedna emocja, ta w twarzy Flavo pozostała dla mnie zagadką? Wskazałam matce fotel naprzeciw biurka, widząc jej zakłopotanie i brak umiejętności poradzenia sobie z samą sobą. Szybko usiadła we wskazanym miejscu, widziałam, że odczuwała ulgę, że nie musimy prowadzić tej rozmowy gdy stoi w drzwiach, jakbym miała ją za chwile wyrzucić. 

Tak jak myślałam, relacja matki na niewiele mi się zdała. Ona na ten świat patrzyła inaczej. Czuła się bezbronną owieczką, o którą należy zadbać. Widziała się jedynie w roli ofiary, ja ofiarą nie byłam, bliżej było mi do bestii, której tak bardzo obawiała się moja matka. Rola kobiety w tym chorym świecie była taka nijaka - być, trwać, spełniać zachcianki, odchować dzieci. Zagrzać łóżko. Nie było to w mojej naturze. Wiedziałam, że jeśli Flavo się z tym nie pogodzi, będzie miał ciężko, oczywiście mnie czekałaby wtedy niemała zabawa. Jednak z drugiej strony, chciałam by zaakceptował fakt, że nie jestem jak te wszystkie kobiety. Wtedy może nawet w Seattle nie czułabym się taka niepotrzebna. Odchować dzieci - owszem, ale nie zrezygnować z siebie. Nie ważne, czy będziemy mieli syna, czy córkę, każde z naszych dzieci będzie częścią naszych biznesów. Nie patrzyłam na to, jakie podejście będzie miał Santini, nie zamierzałam zrobić ze swojej przyszłej, potencjalnej, córki niewolnicy i kury domowej. Moje dzieci będą mieć wybór, no przynajmniej córki. 

Pozwoliłam matce się wygadać, w końcu sama zaczęłam ten temat. Nie protestowałam i nie bulwersowałam się na głos. Ona liczyła na jedno - skoro zostanę żoną, będę jak ona. Myliła się, jednak postanowiłam nie wyprowadzać jej tak szybko z błędu, w jakim żyła. Skoro sprawiało jej to aż tak ogromną radość, niech posprawia jeszcze przez chwilę. Gdy skończyła, pożegnałam ją, pragnąc zostać sama. Choć w kościach czułam, że ten spokój nie potrwa długo.

Hidden secretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz