19

5.8K 254 14
                                    


STELLA

– W skali od jednego do miliona... – Ochrypły głos przecina ciemność w chwilę później, jak gdyby i on już wcześnie gdzieś tu na mnie czekał. – Jak bardzo mną teraz gardzisz?

Choć nie udaje mi się od razu dostrzec go w mroku nocy, coś wewnątrz mnie wyczuwa jego spojrzenie. Zawsze, gdy na mnie patrzy moja skóra zaczyna zabawnie łaskotać.

Rozglądam się czujnie, jak gdybym wypatrywała drapieżnika na łowach, a gdy tylko zauważam Gabriela w ciemnościach, mój durny żołądek wywija fikołka.

– Nie możesz brać udziału w nielegalnych wyścigach, jeśli znowu cię złapią na łamaniu prawa, trafisz do więzienia – mówię, zanim zdążę pomyśleć.

Gabriel wyłania się z cienia gigantycznego drzewa rosnącego na jego podwórku i zbliża się do mnie powolnym krokiem. Cały ubrany na czarno, oświetlany wyłącznie poświatą księżyca i gwiazd, ociekający wodą po kąpieli w basenie wygląda niczym cholerny diabeł, który właśnie opuścił czeluści piekielne, wdział na siebie milion pokus i przybył, żeby skusić mnie do grzechu.

I biorąc pod uwagę to, czego dowiedziałam się o jego przeszłości z listów, to porównanie staje się jeszcze bardziej odpowiednie.

– Martwi cię to? – Opada na huśtawkę obok mnie, natychmiast rozpalając całą pieprzoną przestrzeń między nami.

Kląć pod nosem umykam na drugi koniec bujawki i wciskam się w kąt.

Muszę się na niego wściekać, a nie pragnąć go oblizać.

– Zdaję sobie sprawę, że powinnam ci życzyć długiej i bolesnej amputacji orzeszków – warczę, mrużąc groźnie oczy. – Nie uśmiechaj się!

Ale on nie słucha. Wyszczerza zęby i przesuwa ramię wzdłuż drewnianego oparcia, aż jego dłoń muska końcówki moich palców.

– Nic na to nie poradzę – nuci. – Lubię kiedy pokazujesz pazurki.

– Wiem. Najbardziej kręcą cię psychopatki. – Odsuwam rękę poza zasięg jego dotyku. – Może włamiemy się do domu sąsiadów na szybki numerek i coś im ukradniemy na pamiątkę tych magicznych chwil?

Żartobliwy błysk błyskawicznie znika z jego spojrzenia, a ja czuję ukłucie winy. Jestem rozdrażniona, ale też świadoma, że Gabriel bardzo często pod maską arogancji i dowcipu chowa swoje lęki.

– Przepraszam – szepcze.

Niech to! Kurde! Rany! Szlag!

Czasami bardzo zazdroszczę Gabrielowi swobody bluzgania, bo mi moje pseudo przekleństwa nie przynoszą ani odrobiny ulgi.

Krzywiąc się, wlepiam wzrok w listy leżące między nami na huśtawce. Mam ochotę je wszystkie podrzeć, ale zamiast tego przesuwam je tylko aż znajdą się na kolanach Gabriela.

Są jego własnością. To jego decyzja, co z nimi zrobi.

– Okłamywałeś mnie. – Ponownie wznoszę na niego wzrok. – Wiedziałeś, ile wstrętnych rzeczy przede mną zatajasz i miałeś to w dupie.

– Wcale nie. – Potrząsa głową, szarpiąc się za końcówki włosów. – Nienawidziłem tego, co zrobiłem i liczyłem... chciałem, żeby tamta brzydota nie musiała skazić tego, co jest między nami. I ciebie. – Zaciska garście na drewnianym oparciu, aż te zaczynają niebezpiecznie trzeszczeć od jego siły.

– I dlatego wściekałeś się na mnie i raniłeś moje uczucia za każdym razem, gdy zapytałam o Lucy? Super, świetny dowód miłości – ironizuję. – Czy gdyby ona tu nie przyjechała, powiedziałbyś mi o tym wszystkim?

Gabriel porusza się niespokojnie.

– Nie wiem – przyznaje po długiej chwili milczenia.

Nie wie? Serio?

Podrywam się z bujaki napędzona nową falą gniewu.

– Włamywałeś się do cudzych domów, prawie pobiłeś kogoś na śmierć w nielegalnych walkach i niezdrowo ciągnie cię do nielegalnych wyścigów. – Po każdym wykrzyczanym słowie rzucam w niego pogniecionym listem jak pociskiem. – Jak mogę ci ufać? – W końcu na miejscu wściekłości pojawia się rezygnacja, a ja zamiast okładać klatkę piersiową Gabriela papierowymi nabojami, upuszczam resztę kopert na trawę i sama osuwam się dół, padając między nimi na kolana.

Gabriel natychmiast zeskakuje z bujaki i przykręca naprzeciwko mnie.

– Stella... – Ze zrozpaczoną miną, chwyta moją twarz w dłonie i wspiera czoło na moim.

Potem żadne z nas się nie rusza. Trwa to być może minutę, a być może godzinę, gdy patrzmy sobie w oczy w blasku księżyca. Panującą między nami ciszę wypełnia wyłącznie cykanie świerszczy, łagodne podmuchy wiatru i nasze roztrzęsione nadmiarem emocji oddechy.

Wczepiam palce w bicepsy Gabriela, jak gdybym bała się, że coś, los, wszechświat albo szalona ex zabierze go zbyt daleko ode mnie.

I wszystko przepadnie bezpowrotnie.

– Jak mogę ci zaufać, że to coś w tobie, co lubiło tamto życie, kiedyś nie wróci? – pytam. – Może ty też się tym znudzisz? Nami.

– Przysięgam, że już nie chcę tamtego życia.

Pragnę mu uwierzyć. Desperacko, a jednak...

– Ale podobało ci się to, co wtedy czułeś?

Gabriel wzrusza ramiami. Jego opuszki zataczają pieszczotliwe kółeczka na mojej szyi.

– Czasami – przyznaje.

No właśnie.

– Najbardziej szaloną rzeczą, jaką zrobiłam w życiu, było pomalowanie włosów na niebiesko, gdy miałam trzynaście lat. – Parskam niewesołym śmiechem. – To mi wystarczy.

Gabriel rozciąga usta w droczącym uśmiechu,

– Mi też. – Przemyka palcami w dół aż do ramiączka mojej sukienki. – Kiedy zacznie dokuczać nam rutyna, pomalujemy sobie włosy nawzajem.

Jasne, już to sobie wyobrażam. 

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz