64

3.6K 199 23
                                    


GABRIEL

Jeszcze raz odczytuję treść esemesa widniejącego na wyświetlaczu mojej komórki. Dotyczy on szczegółów odnośnie zbliżających się wyścigów. Godzina, miejsce i kilka bardzo wątpliwych reguł. Ani słowa o trasie czy moich przeciwnikach. Jak sądzę tor wyścigu zostanie ustalony na niedługo przed jego rozpoczęciem, żeby zminimalizować szanse na wygraną i przygotowanie się któregokolwiek z zawodników. Nazwiska moich potencjalnych rywali nie wypłyną z oczywistego powodu – nielegalności tej brudnej zabawy.

Wpatruję się w wiadomość tak długo aż ciąg liter zaczyna wirować mi w oczach.

Targająca mną od kilku dni furia tylko się zmaga, jednak o wiele gorszy jest czyhający pod nią posmak lęku. Nie obawiam się wyścigu samego w sobie, bo choć mogą czekać mnie na torze różne porąbane niespodzianki, jestem wystarczająco doby, by sobie z nimi poradzić, ale cała reszta... Nie mogę mieć pewności, czy zdołam wygrać, a jeśli przegram?

I jakie konsekwencje czają się za wygrana? Bo nie jestem na tyle głupi, by łudzić się, że po oddaniu im kasy z wygranej, Davis i Taylor poklepią mnie po ramieniu w ramach podziękowania, a następnie znikną. Nie.

Dlatego muszę mieć plan. Asa w rękawie, o którym nie będzie wiedział nikt poza mną, a potem...

– Wolne? – Wesoły głos Lucy przerywa krwawą rzeź, jaką pozwalam sobie zafundować tym dwóm sukinsynom w mojej wyobraźni.

Kurwa. Świat wyraźnie upodobał sobie naginanie moich granic do maksimum.

Nie podnosząc wzroku znad ekranu telefonu, przesuwam puszkę z energetykiem po szklanym blacie.

– Zajęte – rzucam.

Niestety. Mój znudzony ton nie przepędza tej żmii z powrotem do jej nasączonego jadem gniazda. Zamiast wyminąć mnie jak reszta tłumu, leniwym ruchem rozciąga się na krześle naprzeciwko mnie.

– Może zrobimy sobie kolejną fotkę?

Zaciskam pięści tak mocno, że aluminiowa puszka trzeszczy w moich palcach.

Cholerna suka. Wyrachowana, przebiegła suka.

– Lucy? Patrz mi na usta – Pochylam się ku niej. – Odpierdol. Się. Wreszcie. – Podkreślam każde słowo żyjącą we mnie furią, sprawiając, że brzmi niemal jak trzaśnięcie bicza.

– Ojoj, ktoś tu ma wyjątkowo drażliwy nastrój. – Ona jednak tylko przemyka opuszką wskazującego palca wzdłuż wytatuowanego na moim ramieniu tatuażu płomieni. – Czyżbyś wściekał się, że twoja mała dziewczynka zamiast rozpaczać za tobą, już ruszyła na łowy?

– Co?

Co to ma niby...?

Lucy ponownie odchyla się na oparcie fotela.

– Szybkie randki. Wracam właśnie z baru. – Zakłada nogę na nogę. – Widziałam ją. Ona naprawdę dobrze się bez ciebie bawi, wiesz?

Co takiego? Stella poszła na jakiś pieprzony wieczorek speed dateing?

– Nie wierzę – odpowiadam. Mimo to puszka w mojej dłoni odkształca się niczym rozgrzana plastelina.

Nie ma mowy. Stella nigdy by mi tego nie zrobiła. Nie ona.

Jasne, musi być na mnie wściekła z powodu mojego chujowego zachowania wobec niej. I ma do tego pełne prawo, tym bardziej, że nie ma pojęcia, dlaczego to robię, ale umawianie się na randki z innymi kutasami w kilka dni po... po...po tym, jakkolwiek nazwać aktualne kłopoty między nami... Nie. Niemożliwe.

Kocha mnie i wie, że ja też ją kocham.

A jednak... wciąż nie mogę wymazać wspomnienia rozpaczy w jej pięknych oczach, gdy mijałem ją tego dnia na korytarzy, jak gdyby była dla mnie nikim. To okazało się... tak cholernie bolesne, że byłem o ułamek sekundy od zagarnięcia jej w objęcia i wyznania całej prawdy. Setki razy przewracałem się z boku na bok w nocy w łóżku, rozważając różne scenariusze, w których powiem jej prawdę.

A potem będę błagał ją na kolanach o wybaczenie, że znowu wciągnąłem ją w coś tak porąbanego i niebezpiecznego, ale ryzyko jest tak duże, a wyścigi, które mam wygrać odbędą się już jutro więc może... może powinienem wytrzymać. Zaczekać. Kilkanaście godzin. Tylko tyle.

Ale wtedy Lucy przesuwa coś po blacie. Swoją komórkę, na której ekranie widnieje zdjęcie Stelli. Stelli śmiejącej się z czegoś, co musiał powiedzieć do niej ten rozpromieniony sukinsyn uchwycony razem z nią na fotografii.

Co to, do chuja?

Nim mogę zrozumieć, co właściwie robię, unoszę telefon, by móc lepiej przyjrzeć się temu nierealnemu zdjęciu.

Jedno mrugnięcie. Drugie. A obraz na ekranie komórki się nie rozmywa. Nie zmienia w żart.

Ona naprawdę postanowiła wziąć udział w szybkich randkach. W randkach z całą grupą napalonych, samotnych dupków.

– Ciekawe, który kandydat cię zastąpi. – Jak zza mgły dostrzegam uśmiech Lucy. – Muszę powiedzieć, że miała powodzenie.

Oczywiście, że kurwa, je miała. Jest pieprzenie idealna, wyjęta z marzeń każdego faceta.

Ale jest moja.

Kilkanaście godzin. Tylko tyle. TYLKO TYLE. Wytrzymasz.

Wytrzymasz. Wygrasz. I wrócisz. W takiej kolejności.

Tylko kilkanaście godzin.

Ale jest moja. A ja nagle nie mogę odgonić się od dźwięku jej śmiechu dzwoniącego mi w uszach. W tej chwili ktoś zupełnie inny próbuje ukraść mi jej śmiech.

Napój energetyczny wybucha w moich rękach niczym mały zbyt wzburzony gejzer. Buzująca ciecz ochlapuje mnie, Lucy i cały stoli, ale ja mam to gdzieś.

Mam to gdzieś, bo dokładnie takiego samego rodzaju eksplozji doznaję teraz w moim wnętrzu, gdy szybko odsuwam krzesło i wstaję.

I idę.

Gdzieś za moimi plecami słyszę roześmiane pytanie Lucy, domagającej się wyjaśnień, dokąd się wybieram. Pieprzyć ją, pieprzyć tych dwóch kretynów i cały świat.

Idę odzyskać moją dziewczynę. Nie za kilkanaście godzin. Teraz. Natychmiast.

*

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz