STELLA
– Spłoniemy – mamroczę.
Wszystko wokół pochłania ogień. Zasłony, dywan, część mebli i łóżka jest pożerane przez bezlitosne pomarańczowo żółte parzące zawijasy wijące się po ścianach i podłodze niczym wielkie groźne węże, które coraz szerzej rozdziawiają swoją paszczę.
Przez krótką chwilę wydaje mi się, że naprawdę właśnie to widzę snopy ognia uformowane w gigantycznego węża z kłami, sunącego ku mnie.
Swąd spalenizny kurczy moje płuca i sprawia, że po raz kolejny zanoszę się kaszlem.
Ogień. Ogień. Ogień. Gdzie nie spojrzę, za moment się tam pojawia, odgradzając mnie od wyjścia.
Płonie, parzy całe moje ciało. Grad małych iskier wciąż strzela w powietrze, a zaraz potem osiada wszędzie i na mnie, wnika pod skórę, zostawiając ukłucia bólu.
– Nie spłoniemy. Co z tobą? – Słyszę zdecydowany znajomy głos, ale brzmi jak wydobywający się z dna przepaści. Jest daleki, wyciszony, a twarz pochylająca się ku mnie dziwnie rozmyta.
Chcę stąd wyjść. Nie chcę tu być.
– Spłoniemy tak jak on – mówię. Palce mi drążą i są całe umorusane w czarnym pyle wirującym w dusznym powietrzu.
Obraz przed moimi oczami zaczyna wirować, zmienia się w mały różowo niebieski pokoik, w którym się wychowałam.
Nie. Nie. Nie.
Przestań, Stella. Otrząśnij się.
Ale nie mogę. Naprawdę widzę kolorowe gwiazdy świecące pod sufitem wszystkimi barwami tęczy. I wystruganego w drewnie kucyka na biegunach, którego zrobił dla mnie tata.
– Kto? – pyta głos z oddali.
Czuję jak moje spierzchnięte usta układają się w uśmiechu.
– Mój ojciec.
Konik na biegunach zaczyna się kołysać, a w pokoju roznosi się wesoła melodyjka. Ją też pamiętam. Pochodzi z pozytywki. Tej, którą tata dał mamie, a którą ja sama zawsze wykradałam, by posłuchać jej przed snem.
A potem wszystko znika, a na miejscu różowo niebieskich tapet powoli pojawiają się czarne długie ślady sadzy. Ogień bucha w każdym kącie, roztrzaskując moje okna, spalając kwiecisty baldachim okrywający łóżko, wypadając dziurę w puchowym dywanie.
– Stella? Gdzie jesteś, skarbie? – woła mnie ktoś.
Popycham trochę drzwi szafy, by poszerzyć szparę, przez którą wszystko obserwuję, ale coś jest nie tak. Mam małe dłonie, prawie dziecięce.
Dlaczego?
– Tato! – krzyczę na cały głos.
Kiedy się rozglądam, dociera do mnie, że siedzę ukryta w szafie. Mam na sobie białą sukienkę w żółte uśmiechnięte minki. Jest ciemno, a ja nie lubię ciemności, ale w szafie łatwiej mi oddychać, a ogień nie parzy już tak bardzo.
Co chwilę spoglądam na drzwi prowadzące na korytarz, spowijane przez ogień. Ktoś krzyczy i płacze gdzieś w oddali, chyba moja mama.
Potem tata wpada przez drzwi. Od razu zauważa mnie skuloną w szafie i szarpie za uchylone drzwi.
– Jestem, kochanie, mam cię. – Od razu bierze mnie w objęcia, a ja wtulam twarz w jego szyję, żeby nie widzieć strasznych, gorących płomiennych węży.
– Boję się, tato – szepczę. Moim ciałem znowu wstrząsa spazm. Żołądek mi się ściska i wydaje mi się, że zaraz zwymiotuję.
Już nie chcę tu być. Chcę być gdzieś indziej. Tam, gdzie nie ma ognistych potworów.
– Nie masz czego, jestem przy tobie – mówi tatuś, gładząc mnie po włosach. – Ochronię cię.
Gdy zaczyna się poruszać, zamierzając wyjść z pokoju, przeszywa mnie taka panika, że zaczynam szarpać się w jego uchwycie.
– Nie. Nie chcę iść – płaczę. – To boli.
Raz nie udało mi się odsunąć wystarczająco szybko i jeden pomarańczowy płomień drasnął mój nadgarstek. Bardzo bolało. Nie chcę ich znowu dotykać.
– Musimy iść. – Tata szybko przemieszcza się korytarzem i zbiega ze schodów prowadzących do wyjścia. – Zaufaj mi. Nic ci się nie stanie – obiecuje.
Wymija kolejne płonące snopy, aż prawie docieramy do drzwi, ale wtedy... coś trzaska o pada z hukiem. Prosto na nas. Na mojego ojca.
Wypadam z jego objęć i umykam w kąt, gdy tymczasem wielka rozżarzona drewniana belka przygniata mojego tatę do podłogi i unieruchamia.
Nie!
Szybko czołgam się do niego na czworakach.
– Nie. Tatusiu. Nie! – Szarpię go za rękę, próbując wydostać spod ciężaru.
Mój ojciec mrucz cicho coś niezrozumiałego i krzywi się, kiedy iskry przeskakują z drewna na jego ciało.
– Idź, Stella – mówi. – Uciekaj.
– Nie, nie. Nie.
Nie pójdę. Nie zostawię go.
Mocniej szarpię go za rękę, nie chcąc wypuścić, ale nie mam wystarczająco dużo siły, by mu pomóc i sama upadam na podłogę.
Chwilę później ktoś wywarza drzwi, a do korytarza wpadają mężczyźni w maskach. Jeden z nich podrywa mnie na ręce, a inni podbiegają do mojego taty.
Potem nie widzę już nic, nie wiem, co się z nim dzieje, bo strażak wynosi mnie na podwórko.
Ostatnim, co pamiętam jest krew zalewająca wykrzywioną w bólu twarz mojego ojca.
Wtedy ktoś potrząsa moim ciałem, a wspomnienie zaczyna się ulatniać...
CZYTASZ
THE LOVE BETWEEN US | Zakończone
Teen FictionOna oddała mu serce, ale on wciąż nie potrafił wyrzucić ze swojego innej dziewczyny. Kiedy Stella zaczyna wierzyć, że jej związek z Gabrielem pokonał już wszystkie przeszkody i przegnał dzielące ich dotąd sekrety, niespodziewanie do życia Gabriel...