61

4.6K 235 65
                                    


GABRIEL 

Na imię Stelli niewidzialna pętla zaciska się na moim gardle. Kiedy spoglądam w dół na Amber tulącą swoją zdobycz, ona szarpie mnie za rękaw i ciągnie z powrotem do planszy.

– Będzie jej miło. Zrobisz jej niespodziankę. – Wyszczerza szereg nierównych zębów nieświadoma, że właśnie kopie leżącego. – No łap, łap. Łap!

– Dobra, okej, w porządku. Nie krzycz tak, zbóju. – Kapituluję w akompaniamencie jej nieustającego dopingu i wracam do łapania tych miniaturowych chujostw.

– Kobcuję ci.

– Co robisz?

– Kobcuję – powtarza, ponownie przekręcając słowo i znowu zaczyna podskakiwać. – Łap. Łap. Łap!

Z mojego gardła wymyka się zdławiony śmiech.

– Kibicujesz?

– Tak!

No więc nie zwlekając, robię, co mi każe. Rzucam się na te porąbane maskotki gotów spędzić całą noc na próbie złapania którejkolwiek z nich. Jednocześnie zmuszam się do odegnania napływających myśli o Stelli, przywołanych jej wspomnieniem.

Gdyby tu była, pewnie zachwyciłaby ją ta durna zabawa. I pewnie ograłaby mnie z Amber dziesięć do zera. Bardzo chciała przyjść do tego lunaparku i...

Nagły wybuch złości rozgrzewa mi krew, ale ma też dobre strony. Wściekły okazuje się o wiele szybszy niż te maskotki i wreszcie udaje mi się chwytać jedną z nich.

– Aha!

– Złapałeś. – Amber przytula mnie z piskiem, jak gdybym jej zdaniem dokonał czegoś naprawdę fenomenalnego

Zgniatam w dłoni niewielką zebrę, której łeb jest ozdobiony różowymi kokardami, a następnie pochylam się i zagarniam pięciolatkę na ręce.

– Bo mi kobcowałaś – celowo przekręcam słowo w ten sam sposób, w jaki ona to robi.

Jej mały nos natychmiast się marszczy.

– Kibicowałam! – poprawia z oburzeniem, sprawiając, że zanoszę się śmiechem.

Co za...

– A gdzie się podziała twoja ślicznotka? – Dźwięk nowego głosu błyskawicznie ucisza mój śmiech. – Czyżby coś się popsuło?

Lucy podąża w naszą stronę, zajadając gigantyczną watę cukrową.

I tak oto resztki mojej radości szlag trafia.

Odstawiam siostrę na trawę i podaję jej portfel wyciągnięty z kieszeni.

– Kupisz nam lody? – proszę.

Nie chcę, żeby była świadkiem kolej sceny, którą może wywołać ta szajbuska.

Amber kiwa głową na zgodę i już drepczę do stojącej nieopodal budki z lodami. Po chwili jednak odwraca się z powrotem, wwiercając we mnie wzrok.

– Nie dawaj jej tej maskotki – mówi, jak jej się zdaje szeptem. Gromi Lucy niebieskimi oczami, a potem najzwyczajniej w świecie wznawia marsz do budki z lodowymi smakołykami.

Rozbawiony zerkam na pluszową zebrę w mojej garści.

Z całą pewnością nie zamierzam jej oddawać Lucy.

– Co robiłaś w tamtym barze tamtego wieczoru? – zaczynam.

Mam swoje podejrzenie i ani trochę mi się one nie podobają, dlatego postanawiam wykorzystać to fatalne natknięcie się na nią do zweryfikowania ich.

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz