67

3.6K 179 11
                                    


STELLA

Gdy tylko opuszczam bar, od razu dopada mnie to samo złowieszcze uczucie. 

Być może mam zbyt wybujałą wyobraźnie, ale przez cały wieczór doskwiera mi nieodparte wrażenie bycia obserwowaną.

Śledzoną. A teraz... każde kroki rozbrzmiewające w ciemnościach nocy sprawiają, że moje serce przyspiesza. 

– Co...? – Spłoszona znowu obracam się, by spojrzeć w tył, ale otaczający mnie nieprzenikniony mrok nie pozwala mi niczego dostrzec. – Kto tam jest? – Nie okręcając się, przyspieszam kroku, by czym prędzej dotrzeć do samochodu.

Jednak zaraz potem z cienia wychodzi dziewczyna ze słuchawkami w uszach i wymija mnie, nawet na mnie nie zerkając.

Okej, zdaje się, że trochę mi odbija. Być może to pokłosie ostatnich wydarzeń. Pożaru i...

Kolejne kroki rozbrzmiewają na żwirowym podjeździe. Kamienie trzeszczą pod ciężkimi butami, a ich echo zdaje się coraz głośniejsze. Coraz bliższe.

Chwytam za klamkę samochodu i obracam się po raz ostatni. Nic. Zupełnie nic. Cisza. I brak odgłosu kroków.

Nie dając sobie czasu na zastanowienie, otwieram drzwi jeepa i wsuwam się na miejsce kierowcy. Gdy wkładam kluczyki do stacyjki coś wilgotnego i śmierdzącego przykrywa moje usta i nos.

Przerażona szarpię głowę w bok, by dojrzeć osobę oplatającą mnie ramionami, ale ten ktoś skutecznie unieruchamia mnie przy swojej klatce piersiowej, a następnie mimo moich prób oporu i szamotania się w uścisku, wywleka mnie z wnętrza wozu z powrotem na podjazd.

Nie. Nie. Nie. To się nie dzieje.

Słodkawa woń czegoś zwilżającego szmatkę robiącą za knebel tłumiący moje krzyki łaskocze mnie w nos, a ja zbyt późno uświadamiam sobie, co właściwie czuję. Co wdycham z każdym oddechem. Chloroform. Środek silnie usypiający.

Nie!

Walczę z ogarniającą mnie powoli sennością, znów próbuję otworzyć usta i krzyknąć, wezwać kogoś, kogokolwiek, przecież w każdym momencie ktoś może tędy przechodzić, za rogiem jest restauracja, w której spędziłam wieczór.

Proszę, proszę, niech ktoś tu przyjdzie.

Ale mój krzyk przypomina raczej stłumione łkanie, a moje ciało wiotczeje. Ręce i nogi robią się zbyt ciężkie, bym mogła je udźwignąć. Bym mogła się bronić.

Zostaw mnie! Wypuść mnie! Pomocy!

Te wszystkie słowa zaplątują mi się na języku i już nie umiem ich uformować.

Nie zasypiaj. Nie wolno ci zasypiać.

A jednak wiem, że już za późno. Świat się rozmywa. Staje zlepkiem kolorowych barw, aż w końcu moje powieki opadają. Ciemność zalewa wszystko wokół, odpływam gdzieś daleko. Bezsilna. Bezbronna. Przez szum w uszach słyszę jeszcze męski głos.

– Kolorowych snów, Stello.

A w kolejnej sekundzie. Nie ma już nic.

***

Budzi mnie pulsujący ból gdzieś z tyłu czaszki. Gdy próbuję się poruszyć, czuję się, jak gdyby coś mi na to nie pozwalało, krępowało moje ruchy, ale jestem zbyt ospała, zbyt zmęczona, by się na tym skoncentrować. Mój żołądek kurczy się od dokuczających mi mdłości, a na moje plecy napiera coś zimnego i twardecgo.

Co to...?

Wreszcie udaje mi się uchylić powieki, choć mam wrażenie, jakby ktoś nalał mi między nie jakiegoś super mocnego kleju.

Chryste.

Bolesny syk opuszcza moje odrętwiałe wargi, gdy uderzam o coś ramieniem. Moje oczy powoli przyzwyczajają się do panującego w pomieszczeniu półmroku rozświetlanego jedynie nikłym światłem płynącym z ustawionej w przeciwległym kącie lampy. Ściany wokół są chropowate, nierówne, chyba z jakiegoś rodzaju kamienia, nie ma też ani jednego okna, a miejsca w tym pomieszczeniu jest tyle co w średniowiecznej celi w lochach.

W lochach? Co ja tutaj...?

Mrugnięcie oka później przypominam sobie wszystko, co się wydarzyło. Mój powrót ze speed dateing, kroki śledzące mnie na parkingu, odór chloroformu i... i ten głos. Ten śmiech.

Zostałam... Zostałam porwana!

Oddech więźnie mi w gardle od przeszywającego mnie na wskroś szpikulca przerażenia, gdy dociera do mnie, że nie mogę ruszyć rękoma, ponieważ mam je związane za plecami.

Nie. Boże, proszę, nie.

Walcząc z paniką, napieram na sznury oplatające moje nadgarstki, łudząc się, że być może uda mi się je zerwać, ale wtedy drzwi do... do tej kamiennej celi otwierają się z upiornym skrzypnięciem, a do środka wchodzi dwóch mężczyzn.

Obserwuję ich w ciszy, kiedy obaj ubrani w czarne, eleganckie garnitury rozsiadają się na krzesłach pozostawionych przy ścianie naprzeciwko mnie.

– Co się dzieje? – Zbieram się na odwagę, by zadać to pytanie. – Kim jesteście?

Ich twarze wydają mi się znajome, choć... choć nie pamiętam skąd, a ich uśmiechy... Obaj uśmiechają się w ten sam sposób. Z okrutnym rozbawieniem. To uśmiech skradziony potworom stworzonym w najgorszym rodzaju koszmarach.

 – Wreszcie się obudziłaś – odpowiada starszy z lekko posiwiałą brodą i ciemnymi okularami przysłaniającymi oczy. – Powoli zaczynaliśmy się już nudzić.

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz