42

4.7K 251 30
                                    


GABRIEL

– Złaź mi z drogi – ostrzegam.

Aktualnie buzuje we mnie tyle złości, że pchanie mnie poza krawędź kontroli to bardzo, bardzo zły pomysł.

Stella łapie się pod boki.

– Nie pozwolę ci jechać. – Jej stopa w trampku podryguje w rytm puszczanej z głośników piosenki.

Parskam wymuszonym śmiechem, a potem wyrywam jakiemuś przechodzącemu obok nas kolesiowi do połowy opróżnioną butelkę tequili. Gdy pociągam z niej długi łyk, ignorując narzekania pozbawionego alkoholu dupka, Stelli zaczyna drgać mięsień na szczęce.

– Ja z tobą pojadę. – Czyjaś dłoń ponownie wsuwa się pod mój biceps, a przy moim boku wyrasta Lucy.

Na jej widok rozciąga wargi we wściekłym grymasie.

– Oczywiście, że musiałaś wykluć się tutaj właśnie dzisiaj – syczy.

Gdyby nie okoliczności, byłbym nawet rozbawiony jej reakcją.

Jednak okoliczności są, jakie są, a ja mam zamiar się teraz zrelaksować, więc wyszarpuję rękę z dłoni Lucy tym razem na tyle stanowczo, że blondynka ledwo ustaje w pionie na tych swoich szpilkach.

– W jego urodziny też bawiliśmy się lepiej bez ciebie.

Okej, może zanim wsiądę za kółko zrobię coś o wiele bardziej brutalnego niż wyrwanie się z jej trujących szponów.

Już otwieram usta, żeby kazać Lucy się łaskawie odpierdolić, ale wyprzedza mnie Stella. Opierając się o karoserię mojego mercedesa, jak gdyby była jego właścicielką, spogląda Lucy w oczy.

– W takim razie jesteś bardzo krótkoterminową zabawką, skoro Gabriel już próbuje się od ciebie opędzić – rzuca, a jej palce od niechcenia poprawiają kolorową frotkę trzymającą jej włosy spięte w warkocz.

Pokręcone, że nawet teraz, kiedy jestem na nią zły, wciąż mam wielką ochotę zrujnować jej to gładkie uczesanie.

Nim ulegnę pokusie, łapię Stellę w pasie i przesuwam na bok, z dala od drzwi kierowcy.

– I kto to mówi? Nie widzisz, że on się z tobą nudzi?

Zjadliwy głos Lucy powstrzymuje mnie przed wsunięciem się na fotel w mercedesie niczym niewidzialne kajdany.

Krążąca w moich arteriach furia, doprawiona alkoholem sprawia, że...

– Idziesz? – woła mnie jeden z moich potencjalnych rywali czekających już na linii startu.

Zerkam w tamtą stronę, potakując ostrym ruchem podbródka.

– Proszę, nie. – Stella przykrywa moją dłoń zamkniętą na klamce mercedesa swoją.

Wygląda, jakby miała się zaraz rozpłakać, a jej dotyk... Niemal czuję, jak przenika mnie na wskroś aż do szpiku kości. Mimo to utrzymuję beznamiętny ton i wyraz twarzy.

– Ja też cię prosiłem, żebyś nie jechała. Teraz licz na tę samą odpowiedź – oznajmiam. – A ty dokąd? – warczę w kierunku Lucy, która obchodzi mój samochód i otwiera drzwi od strony pasażera.

– Potrzebujesz amuletu na szczęście. – Posyła mi promienny uśmiech.

I to on ten właśnie uśmiech kończy wszystko.

Wysadza w powietrze cała moją pierdoloną cierpliwość.

Błyskawicznie okręcam się na pięcie, dopadam do Lucy i gwałtownym ruchem popycham ją na maskę samochodu. Na na ten niespodziewany gest oczy Lucy rozszerzają się z szoku, lecz mam to w dupie. Nim zdąży choćby zaczerpnąć kolejny oddech przygniatam ją do boku wozu, a moja dłoń zamyka się u nasady jej szyi.

– I ty miałabyś nim być? Odkąd się pojawiłaś, wszystko mi rozpierdalasz – szepczę złowieszczo cichym głosem. – Zapamiętaj to raz na zawsze. Jeśli znowu się do mnie zbliżysz...– Lucy próbuje się wyrwać, więc ponownie dociskam jej plecy do mercedesa, jeszcze mocniej niż wcześniej. – Mogę zrobić ci poważną krzywdę. – Instynktownie zerkam na moją rękę wciąż trzymającą jej szyję w brutalnym uchwycie. Palce drgają mi od roznieconego w mojej krwi gniewu.

Mam wielką, naprawdę wielką ochotę zacisnąć je jeszcze trochę mocniej.

Lucy wbija mi paznokcie w grzbiet dłoni. Już nie walczy. Po raz pierwszy odkąd wróciła zauważam w jej tęczówkach błysk strachu.

I sprawia mi on cholerni dużo satysfakcji.

– To boli – chrypi, przełykając ślinę. Jej grdyka podskakuje pod moją dłonią.

Uśmiecham się bez krztyny litości.

– Co ty nie powiesz? – Nigdy przedtem nie zdałem fizycznego bólu kobiecie i jestem świadomy, że powinienem mieć wyrzuty sumienia, jednak aktualnie nie czuję zupełnie nic. A potem mój wzrok mknie do cichej, zdumionej całym zajściem Stelli. I nagle znów w moim gardle wzbiera obłąkańczy śmiech. Ta zionąca zimnem pustka w moim wnętrzu... to cała ona. – Odpieprzcie się obie. Mam większe problemy niż była psychopatka i była ze zbyt wielkimi kompleksami, by uwierzyć w moje uczucia, choćbym kurwa strzelił sobie dla niej w łeb. – Nie zwlekając dłużej, wsuwam się na siedzenie kierowcy i przekręcam kluczyk w stacyjce, chcąc wreszcie dostać się na linię startu.

– Gabriel, nie rób tego... – Wykrzywiona w przerażeniu twarz Stelli pojawia się za szybą.

Unoszę dwa palce do skroni, by jej zasalutować, a potem wciskam pedał gazu i przebijam się przez skupiony wszędzie tłum, by dołączyć do innych samochodów. Wreszcie zatrzymuję się na linii startu obok mojego kompana. Facet z brodą al'a Święty Mikołaj poprawia swoje okulary i wychyla się przez okno.

– Dajemy? – Szczerzy kły. 

******

Jak myślicie, co może być dalej...? 😁

Jest 00:53, czytacie nocą? ❤️

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz