71

3.5K 184 17
                                    


GABRIEL

Opuszczam spojrzeniem na grzbiet mojej dłoni. Ma wytatuowany na niej napis NICOŚĆ. Na drugiej powinienem zapisać wyraz ZNISZCZENIE, zdaje się.

Ona tam jest, z nimi. Z mordercami mojego ojca, a ja nie mogę nic zrobić. Nie mogę jej ocalić. Jeśli coś jej się stanie...

– Kurwa mać – charczę, ledwo trzymając się na nogach. – O Boże.

– Popatrz na mnie! – Stella płacze na ekranie, ponownie pochylając się nad tabletem. – Po prostu patrz na mnie.

Robię, co mi każę i jeszcze raz skupiam na niej wzrok.

– Skrzywdzili cię?

– Nie. Przysięgam – zapewnia. – Dam radę. – Ponownie uśmiecha się mokrymi od łez ustami.

Fakt, że chociaż siedzi tam związana w towarzystwie dwóch przestępców, chociaż musi okropnie się bać, a mimo to próbuje... mnie pocieszać i nie pozwala mi się poddać, sprawia, że zakochuję się w niej jeszcze bardziej.

I wiem już... dzisiaj wiem na pewno, że będę kochał tę dziewczynę do końca mojego popieprzonego życia.

W tle rozlega się dźwięk klaksonu zwiastującego zbliżające się rozpoczęcie wyścigu. Zaraz za nim świat zalewa salwa krzyków zgromadzonej, niecierpliwiej wrażeń widowni.

– Już czas. – Słyszę Daveisa, ale mam go w dupie.

Wciąż jestem skupiony na oczach Stelli. Przeciągam palcem po ekranie, chcąc dotknąć jej w jakikolwiek sposób. Gdy Mike chce odebrać mi tablet odsuwam się poza zasięg jego rąk.

– Nie rozłączajcie się. Chcę ją widzieć – mówię.

Davis wzrusza ramionami.

– Jeśli takie jest twoje życzenie. – Upija łyk jakiegoś alkoholu prosto z butelki. – Nie chciałbym, żebyś się rozproszył, nie wiedząc, co robimy sobie tutaj ze Stellą. – Uśmiecha się znowu tym samym demonicznym uśmiechem.

Mike otwiera mi drzwi po stronie kierowcy, a ja obdarowuję go spojrzeniem z dziedziny tych wołających: pierdol się i rozsiadam się na fotelu. Przekręcam kluczyk i odpalam auto, a potem wjeżdżam na miejsce wyznaczona na start wyścigów.

Rozglądając się, szybko oceniam moich potencjalnych rywali. Już wcześniej zorientowałem się, że nie znam żadnego z nich, ale część głupio spragniona uwagi i podziwu, popisywała się swoimi wyczynami rajdowymi przed tutejszą publiką. Podczas ich małych wygłupów na placu, zdążyłem wypatrzeć ich mocne i słabe punkty. Z resztą zawodników będę musiał poradzić sobie intuicyjnie.

Zatrzymuję się przed linią startową. Po obu moich stronach stoi po kilka samochodów. Każde ma zapewne silnik naszprycowany mocą i niespodziankę lub dwie do ujawnienia na torze.

Za barierkami wszędzie dookoła tłoczą się ludzie, ale wszelki hałas ledwo do mnie dociera. Ostatni raz spoglądam na tablet lezący na siedzeniu pasażera. Na Stellę.

– Zabiję cię ty skurwielu. – Kieruję oczy na Davisa. – Zatłukę.

To obietnica. Cholerna przysięga.

– Oczywiście, ale najpierw przynieś mi moje sto kawałków – odpowiada niewzruszony.

Wydaje mu się, że już wygrał. Że od początku trzyma mnie na smyczy i dobrze.

Tak właśnie powinien myśleć. Aż do końca.

Na ulicy przed nami pojawiają się cztery dziewczyny w skąpych, czarnych mundurkach. Gdy tylko ustawiają się pomiędzy samochodami, ktoś puszcza muzykę z głośników. I robi to na tyle donośnie, że odczuwam drgania basów w podłożu. Dziewczyny, jak się okazuje tancerki przeskakują i wiją się między wozami, ocierają o ich maski w rytm brzmiącej melodii, a kiedy ich pokaz dobiega końca, muzyka cichnie w ułamku sekundy. Tłum także. Snopy światła padają na każde wyczekujące znaku auto, a cztery kobiety unoszą coś ponad głowami. Małe pistolety hukowe.

Zaciskam palce na kierownicy i wciągam powietrze w płuca.

Skoncentruj się.

– Bądź ostrożny – Słyszę cichy głos Stelli.

Zerkam w bok na ekran i uśmiecham się wbrew buzującym we mnie emocjom.

– Kocham cię – mówię.

– A ja ciebie. Zawsze tak będzie, bez względu na wszystko.

Bez względu na wszystko.

Bez względu na to, czy mi się uda, czy jednak polegnę. Bez względu na to, co nadejdzie.

Cztery wystrzały rozlegają się jednocześnie, zlewając w jeden potężny huk, a ja wduszam pedał gazu i ruszam przed siebie pasmem oświetlonych ulic.

Wygram to. Muszę.

Tłum gapiów wznosi w powietrze ostatni, krzyk, gdy wszystkie wozy ruszają do wyścigu. Venom wyrywa się w ciemność z piskiem opon, a ja czuję jak moimi żyłami przemyka parząca adrenalina. Powarkiwanie silników szumi mi w uszach, a pod powieki chcą wkraść się obrazy Stelli, jej głos. To wszystko... To zbyt wiele do udźwignięcia.

Świat rozmywa się w oparach prędkości. Światła, budynki stają się jedynie strugami niewyraźnych barw. Są niczym. Ale Stella... świadomość, gdzie się teraz znajduje, z kim, rozprasza mnie i przytłacza na tyle, że kierowcy zasiadającemu w niebieskim BMW udaje się wyminąć mnie i wyprzedzić. Gdy zauważam jak jakiś facet prześlizguje się na pasie obok mnie i posyła mi przez szybę drapieżny uśmiech, nie do końca to do mnie dociera. Dopiero ślad iskier wzniecający się w powietrze, gdy ten dupek ociera się o drzwi mojego Venoma, wyrywa mnie z odrętwienia.

– Szybciej, Gabe, szybciej. – Słyszę ponaglający głos Davisa. 

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz