35

5.2K 256 32
                                    


STELLA

Nowa koleżanka Gabriela znów podpierdzieliła futro jakiejś biednej żyrafie z Afryki.

I nie, wcale nie jestem złośliwa, zazdrosna, zirytowana, ani w ogóle nic na literę Z.

Po prostu stwierdzam fakt. Obiektywnie. Be emocji.

– Może napijesz się herbaty? Soku? – proponuję dziewczynie rozsiadającej się obok Gabriela na moim puchowym dywanie. – Czegoś tam?

Chętnie zafunduję Klarze napój. Wraz ze słomką, parasolką i solidną dawką środków na przeczyszczenie.

Nie, żebym była jakaś okrutna, ale ta czerwonowłosa larwa siedzi stanowczo za blisko mojego chłopaka.

No dobra, może jestem... trochę na literę Z. Wszystkiego po trochu.

– Dzięki, Gabriel kupił nam po drodze mrożoną kawę – odpowiada.

Czyżby? Kupił? No proszę, jaki on szarmancki.

– To miło – Posyłam jej przyjazny uśmiech.

A zaraz potem gromię Gabriela spojrzeniem.

Dupek najwyraźniej bez obaw o własne życie i klejnoty rozciąga się na brzuchu na mojej podłodze, jak gdyby zamierzał uciąć sobie drzemkę.

Widać wypracowanie z Klarą potwornie go wymęczyło.

– A jak wam idzie projekt? Macie już jakieś powalające argumenty potwierdzające tezę, że słowo pisane jest najbardziej emocjonalną formą przekazu? – pyta.

Yhym, akurat będę sobie z nim teraz gawędzić.

Wkurzona na niego i na kumulującą się w moich żyłach absurdalną wściekłość, opadam na dywan obok Gabriela.

I nie, wcale nie wciskam się w tę minimalną przestrzeń między nim, a jego nową koleżanką.

– A moim zdaniem to bzdura. W liście, powieści, wierszu nie przekażesz tylu emocji, ile przekazujesz za pomocą mowy. Nie można wrzeszczeć, gestykulować, używać mimiki – śpieszy z odpowiedzią czerwonowłosa.

Zamaszystym ruchem zagarniam swój zeszyt z podłogi i wracam do pisania.

Zamierzam ich ignorować.

– Wrzeszczenie jest prymitywne i prostackie. – wtrącam, przygryzając końcówkę długopisu. – A słowo pisane to czysta magia.

Od teraz. Serio, ignoruję na sto procent. Niech sobie robią, co tam chcą.

– Ale Klara ma rację, że jest też trudniejsze dla czytelnika. Trudniej odczytać, jakie emocje na pewno miał na myśli autor – odzywa się Atrhur ze swojego miejsca na kanapie.

Super.

Jeszcze ten zdrajca popiera cętkowaną Klarę.

– Są mniej oczywiste i pozwalają nam do pewnego stopnia postrzegać się na podstawie naszych własnych wyobrażeń przestawionej sytuacji – odstaję przy swoim. Nie ma mowy, żebym przegrała w starciu z laską, która nosi leginsy w cętki a'la żyrafa. – Dlatego pisanie to też forma sztuki.

– Dziękujemy za sugestię, Stello. – Czarne oczy Gabriela nabijają się ze mnie otwarcie. – A ty co myślisz, Arnold? – Dupek okręca twarz w kierunku Arthura.

– Że nie powinieneś posługiwać się tak wyrafinowanym sposobem wyrażania emocji jak pisanie, skoro przerasta cię zapamiętanie mojego imienia – mruczy do niego tamten, nie przerywając robienia notatek.

Z mojego gardła wymyka się mimowolne zdławione parsknięcie.

– Punkt Arthura! – szepczę, za co zostaję nagrodzona chmurną miną Gabriela.

Upsi.

Wciąż rozbawiona sięgam po poduszkę, żeby zrobić z niej podkładkę pod zeszyt, ale ktoś wyrywa mi ją z rąk i wtyka sobie pod głowę.

– Słowo pisanie lepiej uzewnętrznia to co nosimy w sobie – mówi złodziej poduszek. – Mam na myśli te rzeczy, które próbujemy schować przed światem. – Zapatruje się w sufit, pogrążając się w jakiś tajemniczych myślach.

Przyglądam mu się znad skraju kartek z notatkami, a coś w moim brzuchu zaplątuje się w mały, ciasny supełek. Jak zwykle, kiedy Gabriel nieświadomie ujawnia tę wrażliwą i niesamowicie piękną część siebie.

– Tak, to prawda. Ładnie to ująłeś. Zapiszemy to – Posyłam mu uśmiech. Jednak, gdy tylko dotykam markerem zeszytu, natrafiam na pewien problem. – Pożyczysz mi długopis? Mój się wypisał – kieruję prośbę do Arthura, więc mój partner od wypracowania już, już pochyla się, by wręczyć mi swój pisak, ale kiedy tylko wyciągam po niego dłoń, moje palce zamykają się na długopisie należącym do kogoś zupełnie innego.

– Weź mój – wtrąca Gabriel znów cały w trybie zaborczego twardziela.

– Serio? O długopis też będziesz zazdrosny?

Wariat ściska moją biedną poduszkę w morderczym imadle swoich pięści.

Zakład, że wyobraża sobie, że to głowa Arthura?

– Zwłaszcza o długopis – burczy i zanim Arthur zdąży się cofnąć, wyrywa mu pisać z garści. – Zastanawiałaś się, dlaczego on tak wygląda? Ma kształt fiuta.

Co?

– Banana! – wrzeszczę aż się zapowietrzam.

Poza tym jest to najbardziej kapitalny, odlotowy i czaderski długopis, jaki w życiu widziałam. Serio. Nie tylko jest intensywnie żółty, ale też w miejscu zatyczki ma słodziutką minkę, a na drugim krańcu zaczepiony niewielki, czarny, kowbojski kapelusz.

– A banan to metafora fiuta. – Słyszę wzburzony głos Gabriela.

Nie do wiary. Co za uparty... osioł!

– Dostałem go od mojej młodszej siostry, która przeżywa fazę na przedmioty w kształcie owoców – oznajmia Arthur, a następnie z rozzłoszczonym grymasem, odbiera swój pisak Gabrielowi. – Możecie się skupić?

My? Ale przecież ja nic nie robię. To on jest szkodnikiem.

– Zróbmy sobie przerwę. – Gabriel ziewa głośno i osuwa sobie zaczepione we włosach przeciwsłoneczne okulary na nos.

Eee, czy on naprawdę zamierza tu spać?

Wyrywam poduszkę spod jego łba i walę go nią biceps.

– Nie – protestuję.

Głupek krzywi się niczym odtrącony szczeniak.

– Mam dziś urodziny!

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz