Uderzyła we mnie adrenalina. Rozejrzałem się rozpoznając ten kawałek parku.
-"Chyba mam. Od fontanny na prawo, obok altaki z różami"- powiedziałem.
-"Już idę, dowiedz się czegoś, czegokolwiek. Dasz radę Lixie"-
Wziąłem głęboki wdech i podszedłem do osoby.
-"Chenle..?"- zamarłem widząc znajomą twarz. Po moim ciele rozlało się dziwne, nowe uczucie, którego nie jestem w stanie określić.
Szybko przykucnąłem obok niego. Brunet jest cały zapłakany.
Młodszy dosłownie chwilę po zobaczeniu mnie wtulił się we mnie szlochając. Objąłem go mocno.
Na puszystym śniegu zauważyłem pudełko. Serce zabiło mi mocnej.
-"Chenle chcę ci pomóc okay? Ale musisz mi powiedzieć ile, kiedy i co wziąłeś"- powiedziałem łagodnie równocześnie bojąc się że mogę jakoś spłoszyć chłopaka.
-"...Ibum Express Forte.. całe... Nie pamiętam kiedy.."- wyszeptał.
-"Ibum Express Forte, 12, okay, spokojnie"- powtórzyłem aby mieć pewność że Chan też to usłyszy. Po sekundzie chłopak rozłączył się więc miałem pewność że wie. Wróciłem telefon do kieszeni.
Ciemnowłosy po sekundach zaczął się otwierać. Mówił czemu, jak do tego doszło, jakie miał i wciąż ma myśli.
-"Możesz myśleć że nikogo nie obchodzisz, ale to zawsze ale to zawsze będzie kłamstwem. Sam się o tym przekonałem. I możesz mi nie wierzyć, ale jestem szczęśliwy że ktoś dał mi kolejną szansę na życie"- powiedziałem a chłopak wtulił się bardziej. -"Bo każdy na nią zasługuje, bo zawsze jest wyjście z danej sytuacji"-
-"Czy dla mnie... czy dla mnie też jest taka szansa...?"- zapytał.
-"Jest, zawsze jest"- powiedziałem ledwo co powstrzymując łzy.
Zauważyłem kwiaty, te same kwiaty, które leżały za każdym razem obok mnie kiedy Chris mnie powstrzymywał, kiedy mnie ratował.
Lekko odsunąłem od siebie Zong'a. Złapałem kwiatki w dłonie.
-"To jest ten znak. Kwiaty migdałowca. Reprezentują nadzieję, którą w sobie masz Chenle"- oznajmiłem podając mu roślinki.
Chłopak przyjął je i lekko się uśmiechnął. -"Dziękuję"- wyszeptał zaciskając powieki.
Zamknąłem młodszego w uścisku.
Zaraz potem usłyszałem chrupanie śniegu. Zerknąłem na Chan'a. Chłopak posłał mi uśmiech dający otuchy i podszedł do nas.
-"Chenle, jest teraz z nami mój chłopak Chan, czy dasz radę z nami pójść w stronę wyjścia? Przyjadą lekarze i oni ci pomogą okay?"- wyjaśniłem.
Chłopak zgodził się. Powoli wstaliśmy, ale widząc jak chłopak się chwieje zacząłem się jeszcze bardziej martwić.
-"Hyung, możesz go wziąć na plecy?"- zwróciłem się do blondyna.
-"Tak, czy jest to z tobą okej Chenle?"- zapytał bruneta a kiedy ten się zgodził Bang podał mi telefon i podniósł młodszego.
Zaczęliśmy iść do wyjścia ułatwiając ratownikom dotarcie do poszkodowanego.
-"W jakim stanie jest chłopak?"- zapytała operatorka numeru alarmowego.
Zerknąłem na przyjaciela. -"Uspokoił się, ale wciąż ciężko oddycha"- odpowiedziałem.
-"Karteka zaraz przyjedzie. Monitorujcie jego stan. Ja ciągle będę z wami na linii"- zapewniła kobieta.
Kiedy dotarliśmy do wyjścia, ratownicy już szli w naszą stronę. Przekazaliśmy im chłopaka aby mu pomogli.
Oddałem Bang'owi telefon kiedy opertaor się rozłączyła.
-"Jestem z ciebie dumny Lixie, naprawdę"- powiedział i przytulił mnie mocno. -"Dałeś sobie świetnie radę. Dałeś radę mu pomóc"- cmoknął mnie w usta.
Niespodziewanie wszelkie emocje siedzące we mnie wypłynęły.
Czemu Chenle? Jak, czemu, jakim cudem do tego doszło? Zawsze był radosny. On tą radość udawał, tylko czemu? Czemu się nie zwierzył? Czemu nic nie zauważyłem, mogłem mu pomóc wcześniej, wtedy nie doszłoby do tego.
Chan momentalnie przyciągnął mnie do uścisku i wplątał dłoń w moje włosy. Wtuliłem się w niego.
-"Wyrzuć to z siebie Lixie. To na pewno było dla ciebie stresujące. Jest już po wszystkim i możesz się wypłakać"-
Chcę się uspokoić, ale równocześnie nie chcę. Chcę krzyczeć, płakać i tak samo mocno chcę przestać czuć.
Po jakimś czasie dało się zobaczyć migające niebieskie i czerwone światła radiowozu. Ścisnąłem dłoń Chan'a czując brak wcześniejszego przypływu odwagi.
Z pojazdu wyszła dwójka mężczyzn.
-"Cześć wujku"- przywitał się Bang.
-"Nikt inny niż ty Chan"- odparł żartobliwie mężczyzna.
-"A, jeszcze nie poznałeś, to jest Felix, mój ukochany"- wskazał na mnie. -"Lixie, to tata Jisung'a Hyung'a"- wyjaśnił.
-"Dobry wieczór"- szybko przetarłem oczy i ukłoniłem się.
Brunet odpowiedział tym samym. -"Miejmy to za sobą co nie?"-
Po opowiedzeniu wszystkiemu policjantom podrzucili nas do domu.
Pożegnaliśmy się z nimi i weszliśmy do środka.
-"Kurwa mać Hyung!"- podskoczyłem kiedy pierwsze co zobaczyłem to Minho stojący w korytarzu. -"Jezu przepraszam"- powiedziałem szybko i ukłoniłem się zawstydzony. Następnie schowałem twarz w dłoniach wciąż się pochylając i przy okazji po raz chyba już setny przetarłem oczy.
Minho zaśmiał się. -"Okej, tego nigdy bym się nie spodziewał"- przyznał. -"Nic się nie stało Bok"- zapewnił.
Wyprostowałem się i zająłem kurtkę oraz buty.
-"Byliście na jakiejś tajnej randce czy co?"- z pokoju wyłonił się Han. -"Nagle żeście tak wybiegli że myślałem że się pali"- zachichotał.
-"No pożarem można to nazwać"- odpowiedział Bang.
Mina pary spoważniała. -"Nie mówcie mi że"- Ji nie dokończył.
-"No niestety"- odparł blondyn idealnie rozumiejąc o co chodzi jego kuzynowi. -"Ale chyba się udało..? Wujek obiecał że nam napisze"-
-"Jak to zniosłeś Bokkie?"- Han zwrócił się do mnie.
-"To był Chenle"- wyszeptałem a nowe łzy szybko znalazły ujście. -"Zawsze był taki radosny i... i pozytywny... Byłem ślepy, nie zauważyłem że tak naprawdę cierpi.. Mogłem mu pomóc dużo wcześniej..."- wyrzuciłem to z siebie. Wszystkie te myśli, te uczucia. -"Wczoraj z nim byłem, wydał się radosny, roześmiany... Ja nie rozumiem dlaczego"-
Chan zamknął mnie w uścisku starając się mnie uspokoić.
Ale wątpię że mogę być spokojny po tym co miało miejsce.
˚✧ ₊˚ʚ♡ɞ ˚₊ ✧˚✧ ₊˚ʚ♡ɞ ˚₊ ✧ ゚
CZYTASZ
We must save someone |Chanlix|
FanfictionDruga część 'Please, don't save me again' -"Cierpienie skończy się dopiero jak uratują kogoś razem. W przeciwnym razie może nie być tak kolorowo"- westchnąłem ciężko. Ale przecież nie każdemu możemy pomóc, nawet jeśli bardzo się staramy...