*#21 Ucieczka

204 18 0
                                    

Rozdział zapewne jest nudny, bo nie ma nic ciekawego w uciekaniu wentylacją, jednak nie chciałam tak po prostu tego pomijać. Do mojej tępej główki wkradł się pomysł, którego nie zrealizowałabym olewając tą kwestię.
Zasiałam ziarenko niepewności ^.^
Miłego czytania 🐱

Ps. Obiecuję być mniej upierdliwa, dla dobra ludzkości i zdechłych wiewiórek.

Wędrówka ciemnym korytarzem bez możliwości zapalenia jakiegokolwiek światła była dość ciężka. Każdy najmniejszy hałas lub znak mógł przecież sprowadzić na nas uzbrojonych ludzi Raisa, a dla dwóch kobiet bez ani jednej broni byłby to prawdziwy holocaust, tyle że zamiast komory gazowej czekałaby na nas wypchana zombiakami arena.

- Mam rozumieć, że wyjdziemy w nocy? - Zapytałam.
- To nie jest takie pewne. Jesteśmy w podziemiu, a tutaj zawsze jest ciemno.
- A co jeśli wyjdziemy właśnie w NOCY? - Umyślnie podkreśliłam ostatnie słowo.
- Ty się nie zastanawiaj, kiedy wyjdziemy, tylko poszukaj jakiegoś wyjścia. - Skarciła mnie Skorpion.

Rozejrzałam się naokoło. Było tu może z dwadzieścia par drzwi...

- Może te... - Wskazałam na szerokie, jaśniejsze od pozostałych wrota z ciemną klamką. Panująca ciemność uniemożliwiała mi zidentyfikowanie koloru.
- Nie szukamy drzwi. Szukamy wentylacji. - Odparła czarnowłosa.

Obeszłam cały korytarz w poszukiwaniu kratki wentylacyjnej. Ciągle zastanawiałam się, w jaki sposób wyjdziemy otworem 15x15 cm na zewnątrz.

- Chodź. - Szepnęła po chwili Skorpion.

Podbiegłam do niej. Dziewczyna zmagała się z szafą. Pomogłam jej odsunąć mebel, co odsłoniło nam właz w suficie. Był na tyle szeroki, że mógłby pomieścić skrzynię z antyzyną.

- Gdzie to prowadzi? - Zapytałam.
- Nie wiem, ale nie zaszkodzi sprawdzić.

Położyłyśmy szafę tak, aby dotykała drzwiami podłogi, następnie stanęłyśmy na komodzie i otworzyłyśmy wejście do wnętrza - jak się okazało - wentylacji. Wspięłyśmy się do środka i zamknęłyśmy wejście od wewnątrz.

Tunel, choć cały w kurzu i pajęczynach nie prezentował się aż tak tragicznie. Biegł na jednej wysokości, co ułatwiało nam jego pokonanie, lecz na nasze nieszczęście kończył się rozwidleniem.

- Idę w lewo. - Rzuciła Skorpion.

Bez zbędnych słów poszłam więc sprawdzić przydzieloną mi część.

Moja odnoga wentylacji kończyła się kratą, za którą kryło się pomieszczenie. Obecnie urzędowało tam kilku ludzi Raisa. Degustowali się jakimś trunkiem przy świetle jarzeniówki i bełkotali niezrozumiale, zapewne przez nadmierne ilości alkoholu, którego woń roznosiła się wewnątrz pomieszczenia.

- Ćpuny... - Powiedziałam sama do siebie i zawróciłam w kierunku Skorpion.

- Znalazłaś coś? - Zapytała.
- Tylko pijacką bandę Raisa, a ty?
- Przejście do kanałów.
- Więc albo walka z pijakami, albo spacerek królestwem gówien. - Podsumowałam.
- Nie mamy czym walczyć, więc jest tylko jedna opcja. To lepiej dla nas, że wyjdziemy ściekiem. - Odparła.
- Masz rację, może tak będzie wygodniej. - Powiedziałam niechętnie się uśmiechając.

Czarnowłosa także się uśmiechnęła, a następnie zaprowadziła mnie w wyżej wymienionym kierunku.

Lada moment znalazłyśmy się w ścieku. Cuchnącej, obrzydliwej wylęgarni kału i bakterii. Całe szczęście wszystkie nieczystości z grubsza wsiąkły w ziemię, na tyle, żeby można było przejść brzegiem i zgrabnie ominąć walające się gdzieniegdzie nierówności, jeśli wiecie o co mi chodzi.

***

Wyszłyśmy na zewnątrz około godziny czwartej nad ranem. Przemieńcy wciąż grasowali po ulicach w poszukiwaniu ofiar, mimo wszystko jednak udało się. Uciekłyśmy Raisowi.

- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, zapewne nie poradziłabym sobie z ucieczką. - Odparłam.
- Nie ma za co, cieszę się, że mogłam pomóc. Mogę zadać ci jedno pytanie? - Powiedziała czarnowłosa.
- Słucham?
- Dokąd chcesz teraz pójść?
- Sama nie wiem. Muszę sobie poszukać jakiegoś schronienia, wrócę po swoje rzeczy do opustoszałej "bazy", a potem jakoś będzie.
- Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną.
- Sama nie wiem. Nie będę przeszkadzała?
- No co ty? W Wieży mamy lekarza, jest tam też mój brat Rahim, który szkoli biegaczy. Myślę, że nie będą mieć nic przeciwko, jeśli do nasz dołączysz.
- Pomyślę. - Odparłam dość niepewnie.
- A wracając do naszej poprzedniej rozmowy, wtedy u Raisa, jestem Jade Aldemir. - Powiedziała z uśmiechem wyciągając w moją stronę dłoń.
- Sethana Conte. - Odparłam i podałam jej rękę.
- To jak? Idziesz? Nasz lekarz mógłby cię zbadać i przy okazji założyłby ci szwy.

Otarłam ręką czoło. Była na nim zarówno świeża, jak i zaschnięta krew.

- Ale... ja nie mam jak zapłacić, poza tym moje rzeczy...
- O nic się nie martw, poproszę Rahima, żeby poszedł po nie z tobą, gdy tylko wydobrzejesz.

Rzuciłam okiem na niebo. Słońce powoli wschodziło oświetlając tępo patrzące w siebie zombiaki. Ukradkiem można było dostrzec uciekających co sił przemieńców.

- Mogę iść. - Powiedziałam.
- Biegniemy tamtędy. - Mówiła wskazując na zachód.
- Nie mam siły na bieg... możemy się przejść. - Odparłam.

Skutecznie zakłócam wam odrabianie lekcji i/lub naukę.
To tyle. Teraz JA muszę się iść uczyć :'(
Do zobaczenia i miłego wieczoru ❤

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz