*#68 Maligna, czy wyznanie?

88 9 4
                                    

***

Poranek był dość zimny, to jedyne co mogłam stwierdzić po nocy na niezbyt wygodnym materacu do ćwiczeń. Dość twardy, cienki materac gimnastyczny, nie wliczał się do standardów typowego mieszkańca Wieży, jednak na nic lepszego nie mogłam chwilowo liczyć. Do tego brak poduszki i okrycie grubości firanki... Byłam wówczas pełna podziwu dla Crane'a, że ostatnie noce spędzał na takim "luksusowym posłaniu", a do tego za dnia był w stanie normalnie funkcjonować. Ja już po pierwszej nocy nabawiłam się potwornego bólu pleców.

Zaraz po wstaniu z „łóżka" uchyliłam lekko drzwi, by zobaczyć czy Timur zdążył zawitać do swojego pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu - nie zastałam go. Poszłam więc do naszej wspólnej części kuchennej i zaparzyłam wodę na herbatę, przy okazji buszując po szufladach w poszukiwaniu jakichś przekąsek.

Mój podopieczny wciąż spał jak zabity. Jego twarz nabrała nieco barw, a dreszcze ustąpiły. Postawiłam ciepły napój na biurku po czym z lekką obawą dotknęłam jego czoła. Całe szczęście nie było już aż tak rozpalone jak nocą, choć wciąż lepkie od potu.

- Głupek. - burknęłam pod nosem przegarniając jego nieświeże włosy. - Uroczy kretyn... Tego jeszcze nie grali...

Postałam jeszcze chwilę nad nim, po czym nakryłam go kołdrą i możliwie jak najciszej starałam się przepakować mój plecak. Kompletując mój ekwipunek siorbałam lekko przestudzoną herbatę, będącą formą śniadania, na które nie miałam niestety czasu. Potem zmieniłam ubrania, przeładowałam ulubiony karabin wojskowy, wrzuciłam do plecaka dwie małe chałwy i wyszłam.

Po drodze spotkałam znajomego zwiadowcę, któremu wręczyłam mój list dla przyjaciela. Porozmawiałam chwilę z kwatermistrzem, oraz odebrałam niespodziankę - całkiem nietypową maczetę. Broń była zmodyfikowana przez jednego z okolicznych rusznikarzy, więc nie mogłam się oprzeć, by jej nie wypróbować.

Wyruszyłam z Wieży na pobliską ulicę, by przetestować nowy nabytek i skroić paru zarażonych z ich ewentualnych dobrobytów. Nowa broń przechodziła przez ich ciała jak przez masło - co sprawiało, że czułam się jak bezuczuciowy psychopata.

Po paru skutecznych walkach pozyskałam trochę gotówki oraz papierosów. Nie brzydziło mnie nawet zaglądanie do zakrwawionych kurtek i pokrytych nieczystościami kieszeni spodni. Nie miałam już skrupułów, jeśli o nich chodzi. Czasem jeszcze dostrzegałam w nich ludzi... ale na krótko po tym, widząc jak przeżuwają martwe, ludzkie ciała, dostawałam amnezji i prędko pozbawiałam ich głów.

Dochodziła dwunasta, gdy zdążyłam zebrać dość pokaźną sumę gotówki i papierosów, które zamierzałam zamienić na pieniądze. Zmierzałam w kierunku Wieży, gdy kątem oka dostrzegłam bardzo nietypowy dom; Z zewnątrz był okratowany, a do tego obrośnięty bluszczem, który płożył się nawet po żelaznym ogrodzeniu. Zaciekawiona właśnie tą bujną roślinnością nie mogłam się powstrzymać, by nie splądrować jego wnętrza. Z jednej strony wydawało się to ryzykowne, gdyż roślinność była zadbana, co sugerowało, że ktoś wciąż tam mieszka. Z drugiej strony była to okazja do nawiązania kontaktu z pobliskimi mieszkańcami lub zagrabienia tego, co po nich zostało.

„Wzbogaciłoby to trochę ten nędzny ogródeczek na dachu..." - pomyślałam wspinając się po ogrodzeniu. Na moje nieszczęście w okolicy coś potwornie huknęło, a zewsząd rozeszły się okrzyki wirali. Parę z nich wyskoczyło nawet z okna domu, po którym się pięłam, co jednocześnie mnie bardzo ucieszyło... i zaniepokoiło. Kątem oka starałam się śledzić ich położenie i poczynania.

Zaraz po dotarciu na sam szczyt budynku zaczaiłam się na wirale, których położenie udało mi się zapamiętać. Zdjęłam kilku z broni palnej wyposażonej w tłumik, po czym wybadałam szczelinę między kratami prowadzącą na balkon. Tam napotkałam przeszkodę - zamek w drzwiach.

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz