*#61 Schodami w dół

81 12 0
                                    

Uprzedzam, dzisiejszy nocny rozdział jest dość ironiczny. Potraktujcie go, proszę, z dystansem 🤪😂
Chyba że znajdą się tu fani takich wątków jak dzisiejszy.
Dajcie znać jeśli w którymś miejscu moja kochana autokorekta zrobiła mnie w konia. Jest druga w nocy, ja powoli zmieniam się w zombie, ale rozdział być musi.😄
Miłego czytania 🌷

Zwykły, niezadbany pokój; kurz, brud, sterta śmieci... raczej rzadko ktokolwiek tu zaglądał. Stos pudeł oznaczonych żargonem wojskowym, nietrudnym do rozszyfrowania, a na środku malutka metalowa skrzyneczka z wyświetlaczem i równie małą klawiaturą obok. Krok w przód, uruchomienie alarmu i informacja - "Pozostało trzy minuty do autodestrukcji."

Serca podeszły nam do gardeł. Biegliśmy tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy przedtem. Byle naprzód, byle szybciej! Każde z nas straciło rachubę, czy to jeszcze minuta do eksplozji, czy już tylko kilka sekund dzieli nas od pewnej śmierci. Dawno tak szybko nie pokonałam tak długiego dystansu. Crane, myślę, miał podobne odczucia.

Nie wiem dokładnie, ile zajęło nam opuszczenie budynku. Zdyszani i ledwo żywi przycupnęliśmy na dachu jednego z bardziej oddalonych domów i z uwagą wpatrywaliśmy się w szkołę. Upłynęło ponad pół godziny, zanim zdaliśmy sobie sprawę z tego, co przed chwilą miało miejsce i jak wielkimi debilami jesteśmy...

- Niewypał? - zaśmiał się Crane.
- Zarówno tam jak i w naszych łbach. - parsknęłam. - To co, wracamy po resztę fantów jutro?
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Mężczyzna nerwowo podrapał się po karku. - Ja bym sobie darował, to nie ostatni magazyn Raisa jaki jeszcze nie został w stu procentach obrobiony. Będzie ich więcej, nic się nie stanie jeśli akurat temu już podziękujemy.
- Ugh... może i masz rację... Wracajmy do Wieży.

***

- Sethana! - powitał mnie od progu Brecken, po czym mocno uścisnął.
- Hej, stary! - zaśmiałam się. - Mam nadzieję, że trochę odpocząłeś?
- Spokojnie, Lena mnie dopilnowała, a Timur wyręczył w kilku zmianach.
- Cieszę się, że chociaż trochę udało nam się ciebie odciążyć. - westchnęłam ze zmęczeniem.
- To teraz wam należy się odpoczynek - zwrócił się także do Crane'a, który wyglądał jak cień człowieka. - zdrzemnijcie się, do końca dnia macie wolne.
- Ale Brecken - odezwałam się - nie jest ze mną tak źle, ja mam siłę na kolejną akcję...
- Odpocznij - przerwał mi - pamiętasz co mi wtedy mówiłaś? Zmęczenie nie wpływa pozytywnie na pracę.
- Ugh dobra... - burknęłam, na co mężczyzna szeroko się uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.
- Odprowadzę cię. - zaproponował Crane.

Przytaknęłam mu z uśmiechem, po czym zostawiliśmy nasze zdobycze u kwatermistrza i wsiedliśmy do windy.

***

- Łóżeczkooo! - wrzasnęłam wskakując na miękki materac.

Crane zaśmiał się

- Dawno nie widziałem, żeby ktoś się tak cieszył na widok łóżka. - mruknął.
- Brakuje mi tylko przytulanki. - zażartowałam.
- Blake pewnie zaraz tu przyjdzie. - fuknął.
- Znowu to samo? - oburzyłam się. - Nie rozumiem twojego tonu.
- Ehh...
- Coś jeszcze ci nie pasuje w Blake'u?
- Nic, po prostu wydaje mi się, że to nie facet dla ciebie. Nie ufam mu. Ma żonę i dziecko a i tak zawraca ci głowę...
- Crane... Uhh... po pierwsze, nigdy nie myślałam o Blake'u jako o partnerze. Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. A po drugie, uważam że powinieneś już iść do siebie i trochę się zdrzemnąć, bo ze zmęczenia pieprzysz głupoty. Później o tym porozmawiamy...

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz