*#44 Baddest girl in town

119 14 0
                                    

Tytuł nawiązuje do piosenki, która leciała w radiu, gdy pisałam rozdział. :P
Później puścili inną piosenkę:

Moje pytanie brzmi: Czy oni wszyscy mszczą się za śmierć Sophii? 😓
Miłego czytania ❤ 😘

Ps. Będę wdzięczna, jeśli przeczytasz notkę na dole

Obudził mnie straszliwy hałas dobiegający z korytarza, coś jakby odgłos wiercenia i piłowania w jednym. Podminowana zaczęłam kopać w drzwi. Po kilku minutach dźwięk ustał, ale byłam pewna, że to nie ze względu na moje zachowanie, toteż nie przestawałam się na nich wyżywać.

- Nic ci to nie da. - Usłyszałam męski głos zza ściany.
- Paściarz... - burknęłam. Chwilę później otworzyły się drzwi, następnie do mojego "więzienia" wszedł niewiele wyższy ode mnie mężczyzna. Jego wygląd był dość... specyficzny. Na głowie miał kaptur owinięty chustą, która zapobiegła zsunięciu się nakrycia głowy, zakrywając przy tym usta i nos. Jego ręce, niewiele większe od moich, okryte były rękawiczkami bez palców. Prócz tego miał na sobie szerokie, dresowe spodnie zwężane w kostkach i trampki.
- Dogadamy się. - powiedział zamykając drzwi na klucz.
- Nie jestem kompromisowa.
- Na pewno? - Zapytał kpiąco, po czym zbliżył się do mnie - Nikt tu więcej do ciebie nie przyjdzie.
- Pieprzeni mordercy zabiliście Jade! - wrzasnęłam, po czym pchnęłam mężczyznę. Uderzył głową o ścianę, a następnie upadł, zostawiając na tynku krwistą smugę.

Przerażona podbiegłam do ciała. Ręce trzęsły mi się nieubłaganie, jak nigdy. Czułam, że za zabicie żołnierza będą w stanie mnie powiesić na pierwszej lepszej gałęzi. Spoliczkowałam go kilkakrotnie, jednak on ani drgnął. Do głowy przyszedł mi niecodzienny pomysł: ostrożnie zdjęłam z martwego chustę, bluzę oraz spodnie. Pospiesznie założyłam na siebie poszczególne części garderoby i zawiązałam na twarzy czarny materiał.

Bluza była na tyle długa, że sięgała mi do kolan, jednak muszę przyznać, że martwy mężczyzna wyglądał w niej podobnie. Spodnie, choć cuchnęły, były bardzo wygodne. Jedynie buty mężczyzny były na mnie za duże. Po cichu liczyłam, że nikt nie zwróci uwagi na ten jakże drobny szczegół.

Sięgnęłam do dość głębokiej kieszeni, by wyjąć klucze. Oprócz pożądanego przeze mnie przedmiotu, znajdowały się tam też dokumenty zmarłego. Nie były one zbyt szczegółowe. O nieboszczyku dowiedziałam się jedynie tyle, że nazywał się Jake Spain, miał piętnaście lat i pochodził z New Jersey.

Papiery Jake'a zostawiłam w spokoju, natomiast kluczem posłużyłam się do otwarcia i ponownego zamknięcia drzwi. Miałam w planach odwiedzić jeszcze jedno miejsce...

***

Idąc korytarzem zastanawiałam się, gdzie Rais trzyma zrzuty. "Przecież jego ludzie przechwytują więcej, niż połowę zaopatrzenia dziennie." - Pomyślałam, gdy nieoczekiwanie wpadłam na wyżej wspomnianego.

- Uważaj jak leziesz. - Burknął.
- Przepraszam, jestem tu nowy. - mruknęłam nieco zniżonym głosem
- Taa? Powiedz mi, jak bardzo byłem pijany albo głupi, żeby przyjąć cię w swoje progi, hmm? Jak cię zwą?
- Spain.
- A, to ty jesteś tym czternastolatkiem bez mutacji, który chciał wydymać Karima i mnie, przy okazji?
- Mam piętnaście lat i o ile pamiętam przyniosłem wam kilka razy Antyzynę ze zrzutu.
- Doprawdy? - zaśmiał się, a ja zmrużyłam oczy, dając mu do zrozumienia, że tracę cierpliwość. - No dobra, nie mam czasu się z tobą bawić. Zanieś co masz i idź po następny.
- Ostatnio dałem fiolki jakiemuś burakowi z korytarza, nie wiem gdzie to się tutaj składuje.
- Pokój 256, w podziemiach. - To mówiąc rzucił we mnie kluczami. - Tylko dobrze zamknij, bo ostatnio siadł nam monitoring. Jeszcze tego brakuje, żeby ktoś podpierdolił nam cały asortyment.
- Rozumiem. - powiedziałam, jednak trudno było mi zachować powagę. Miałam ochotę skakać po suficie. Sam Rais dał MI klucze. Jego debilizm mnie zadziwia...

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz