*#56 Gorszy dzień...

104 10 0
                                    

Kochani! Ponieważ ostatnio mam bardzo dużo pracy i coraz mniej czasu wolnego, rozdziały będą się pojawiały średnio raz na dwa tygodnie, w zależności od ich długości, ale nie martwcie się nie zamierzam zrezygnować ze Stay Alive
Miłego czytania 😙

Od mojej ostatniej wizyty na dachu pogoda praktycznie się nie zmieniła - od samego rana padał deszcz, niebo było pochmurne, a atmosfera w Wieży dość... nieprzyjemna.

Zeszłej nocy miała miejsce walka między ludźmi Raisa a biegaczami. O co poszło? Jak zwykle - o zrzut. Tym razem jednak nie była to zwykła przepychanka pomiędzy dwoma frakcjami, a starcie, na miarę wojny, między większością biegaczy a dość liczną grupą ludzi Raisa, wzbogaconą o nocnych łowców i jednego mutanta - tyle przynajmniej dowiedziałam się od tych mniej rannych, czyli od osób, które zostały wezwane do pomocy między trzecią a czwartą rano. W zrzucie miała być rzekomo ostatnia partia Antyzyny, ale będący tam mutant tak się zaangażował w pojedynek, że koniec końców ostało się jedynie dziesięć fiolek.

Gabinet już od rana pękał w szwach od pobitych, połamanych, zakrwawionych i dumnych z wygranej biegaczy. Mieliśmy do czynienia głownie z poparzeniami, lekkimi złamaniami i ranami ciętymi, bowiem ci ciężej ranni najczęściej nie byli w stanie dotrzeć do Wieży. Często każda próba przeniesienia takiej ciężko rannej osoby, kończyła się jej zgonem po drodze.

Już od bladego świtu nieustannie wymijaliśmy się z Amanem biorąc coraz to inne medykamenty. Poszło tego w cholerę, zanim udało nam się doprowadzić wszystkich do ładu.

- Dzisiaj zejdzie się jeszcze dłużej z uzupełnianiem tych pieprzonych papierów. - podsumował Aman, pijąc już lekko zimną kawę. Mieliśmy tak dużo rannych, że do tej pory nawet nie było czasu, żeby chwilę usiąść i odetchnąć.
- Jakoś damy radę. - mruknęłam zanurzając usta w napoju. Byłam straszliwie głodna, ale o przerwie obiadowej nie było mowy.
- Zejdzie nam się do rana. - westchnął, kiedy ktoś na korytarzu zaczął przeraźliwie piszczeć.

Wybiegliśmy jak poparzeni w obawie, że któryś z rannych był zarażony i przez naszą nie uwagę nie dostał odpowiedniej dawki antyzyny. Sprawcą zamieszania była jednak kobieta, której dziecko najprawdopodobniej zemdlało.

- Wszystko w porządku? - zapytał przejęty Aman.
- Moja maleńka... - wyszlochała kobieta, po czym zaczęła przeraźliwie płakać.
- Niech pani się uspokoi - poleciłam. - proszę iść za nami.

Kobieta była tak roztrzęsiona, że ledwo szła. Gdy już dotarliśmy do gabinetu, Aman wziął od niej dziewczynkę, położył na łóżku, a następnie zaczęliśmy badania.

- Co się stało? - zapytał, gdy ja sprawdzałam puls dziecka.
- Znaleźliśmy ją w jednym z mieszkań. Było tam strasznie dużo zarażonych. Leo kazał mi ją gdzieś zanieść i znaleźć kogoś, kto jej pomoże, a on sam zajął się oczyszczaniem domu.
- Czyli... to nie jest pani dziecko? - zapytałam.
- Nie. - westchnęła.

Dziewczynka była przeraźliwie blada, brudna i wychudzona. Miała na swoim ciele wiele siniaków, oraz zadrapań. Jej stan nie był krytyczny, jednak mimo to martwiła mnie jej gorączka i obrażenia. Wyglądała, jakby ktoś wcześniej się nad nią znęcał, choć możliwe, że była ona jedynie ofiarą zombie i jakimś cudem wyszła z tego cało, a dzięki tym ludziom, niewykluczone, że wróci do zdrowia.

- Wie pani może coś więcej na jej temat? - zapytał Aman.
- Niespecjalnie. Widzi pan, ja i Leo, mój brat, opiekujemy się dziećmi, których rodzice giną, przemieniają się lub zwyczajnie nie chcą się już nimi zajmować. Czasem te dzieci umierają, czasem uciekają, a niektóre nawet... nawet popełniają samobójstwa... - Ostatnie słowa wypowiedziała płacząc - Yelda - Wskazała na dziewczynkę, ocierając twarz z drobnych łez, które wypłynęły na jej policzki. - uciekła od nas dwa tygodnie temu. Twierdziła, że widziała swoją matkę wśród zombie. Od tego czasu nie potrafię powiedzieć, co się z nią działo. Zazwyczaj Leo zajmował się poszukiwaniem jej, ja pilnowałam reszty dzieci.
- Wie pani może na co chorowała, ile ma lat, czy miała jakieś objawy zarażenia?
- Jej matka ją do nas przyprowadziła. Chciała ze sobą skończyć, ale martwiła się o dziecko. Była zarażona, bała się, że się przemieni i skrzywdzi małą. Nie mówiła nic o dziewczynce, podała jedynie powody, dla których oddawała nam dziecko w opiekę.
- Rozumiem. Zaopiekujemy się małą. - oznajmiłam. - proszę mi tylko powiedzieć, czy dziewczynka była zarażona?
- Nie, chociaż nie wiem czy te martwe gnoje czegoś jej nie zrobiły... - załkała.
- W porządku, może już pani iść, a my zajmiemy się dzieckiem. - powiedział Aman, po czym kobieta opuściła pokój.

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz