*#70 Pod wilczą skórą

90 11 0
                                    

- Nie jestem dobrym człowiekiem... - zaczęłam kucając nad małą kupką ziemi, na którą ktoś rzucił parę polnych kwiatów. - Oboje byliśmy źli... żałuję, że nie mieliśmy okazji przejść przez to razem, od samego początku...

Na moment wstałam. Nie minęła piąta rano, gdy wymknęłam się z Wieży, by odwiedzić pamiętne miejsce nieopodal osady rybackiej. Siedziałam sama, co jakiś czas wyskubując źdźbła trawy, lub bawiąc się leżącymi, nieco zwiędniętymi roślinami.

- Nie wyobrażam sobie, co czuła Kasumi, gdy odszedłeś... Znała cię lepiej, niż ja, była do ciebie zdecydowanie bardziej przywiązana... Na samą myśl o tym mam ciarki. Boję się, że Crane podzieli twój los, rozprawiając się z tym cholernym gniazdem. Strach zawładnął mną do tego stopnia, że uciekłam... z obawy, że wybuchnę nagłym atakiem histerii i będę próbowała go powstrzymać, dasz wiarę? To jest tak ironiczne...

Na moment zamilkłam. Kwiaty na grobie zakołysały się lekko pod wpływem wiatru.

- Pamiętam, jak piękne bywały niegdyś ferie... Odpoczynek od nauki, więcej czasu, by zarabiać... Zawsze mnie ciekawiło, jakby to wszystko wyglądało, gdybyśmy szli przez to oboje? Od najmłodszych lat, brat i siostra. Może... było by łatwiej, niż osobno...

Z oddali padło kilka strzałów. Wyrwana z refleksji naciągnęłam kaptur na głowę.

- No, cóż, to chyba moment, by się pożegnać. Powinnam odwiedzać cię częściej, ale przez to wszystko... wiesz sam, jak jest. Domyślam się, że spoglądasz na to wszystko z góry i cieszysz się spokojem...

Mimowolnie uroniłam małą łzę. Przez chwilę wpatrywałam się w kołyszące się źdźbła trawy, po czym oddaliłam się. Nie zachodziłam do Kasumi, było zbyt wcześnie. Starałam się zająć czymś głowę, by pod wpływem emocji nie naprzykrzać się też Crane'owi. Nie chciałam, by moje zauroczenie jego osobowością i charakterem wyszło na jaw. A wraz z tymi uczuciami podążała nadmierna opiekuńczość i obawa, że coś lub ktoś przysporzy mu cierpień. Taka już byłam - niepoprawna pod wieloma względami.

Teraz szłam powolnie uliczkami Harranu. Obserwowałam otaczającą mnie przyrodę, o ile w ogóle można tak było nazwać te zgliszcza, murale i pozostałości po obecności ludzi w pełni świadomych i rozumnych. Niektóre z budynków przywoływały w głowie obrazy z Rockford - dobrze znane dzielnice, po których kręcili się tylko ci będący zdolni do samoobrony lub napaści. Znów naszła mnie melancholijna refleksja, jednak tylko na moment. Otrząsnęłam się ze wspomnień słysząc wrzask wirali. Szybko pozbyłam się emocji i uczuć, które były mi zbędne - jak to miałam w zwyczaju - i ruszyłam skupiona z bronią w dłoni.

W ślepym zaułku znalazły się dwa wirale - kobieta i mężczyzna bez lewej ręki. Szybkim zwinnym ruchem pozbawiłam głowy żeńskiej zarażonej, mężczyznę najpierw uziemiłam, później dobiłam kopniakiem. Czułam się niczym wojowniczka ze średniowiecznych czasów, zapewne dlatego, że dziś władałam kordelasem - o dziwo ostrym i bardzo poręcznym.

Tuż po krótkim starciu przeszukałam ich ciała. Właśnie wtedy skontaktował się ze mną Camden

- Jesteś może w trasie? To bardzo ważne. - powiedział bez zbędnych uprzejmości.

- Tak, powoli zmierzam do Wieży. - odparłam idąc ociężale w dobrze znanym kierunku.

- Mogę mieć do ciebie prośbę? Potrzebuję kogoś, kto dostarczy mi przesyłkę ze szlaku przemytowego. Czeka tam dostarczyciel z „paczką dla Wilczycy". Pozwoliłem sobie przedstawić cię w ten sposób, ze względu na... no wiesz.

- Kumam. I mam ci ją dostarczyć dzisiaj? - spytałam niepotrzebnie.

- Jeśli to nie problem. Odwdzięczę się.

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz