*#32 Ranna wilczyca

188 14 0
                                    

... byłabym straszna, gdybym tak szybko zabiła główną bohaterkę :)

Miłego czytania

Pocisk przeszył moje lewe ramię. Gdy Jade strzelała do napastnika, ja zwijałam się z bólu. Krew płynęła po mojej ręce, niczym woda z kranu. Czarnowłosa widząc to wyjęła z plecaka bluzkę i przedarła ją na pół, po czym zawiązała materiał w miejscu rany. Nie zmniejszyło to bólu, ale w pewnym stopniu zapobiegło wylewowi krwi.

Następnie Jade wyjęła radio. Wywnioskowałam, że próbuje się z kimś połączyć, lecz zawroty głowy nie pozwoliły mi się podnieść i stwierdzić, czy mam rację.
- Co... co robisz? - Zapytałam ostatkiem sił. Wydawało mi się, że za moment z nieba spadną chmury i mnie zgniotą.
- Ćśśś! - Rzuciła, a chwilę później nawiązała połączenie i krzyknęła do urządzenia. - Troy? Tu Jade, jestem w Sektorze 0, mam ranną.
- Ranną? Spokojnie, Savvy po was przyjdzie. - Powiedziała na tyle głośno, że ją usłyszałam.
- Jaki znowu Savvy? - Zapytałam zaraz po tym, jak Jade skończyła rozmowę.
- Spokojnie, to nie jest nikt groźny. Zaniesie cię do loftu.
- Gdzie?
- Nie bój się, przebadają cię tam i... Słyszysz mnie? Sethana? Hej?!

Doskonale widziałam i słyszałam Jade. Chciałam coś jej odpowiedzieć, ale nie miałam siły. Zamknęłam oczy, ponieważ nic innego nie przyszło mi do głowy.

***

Ocknęłam się w ciemnym pomieszczeniu. Leżałam na dywanie, a obok stało niebieskie, wyblakłe krzesło i biurko z laptopem, nad którym wisiały półki. Nie było tu nikogo... ani Jade, ani Troy, ani Savvy'ego. Chociaż nie wiedziałam, jak wyglądają Troy i Savvy, z pewnością zauważyłabym ich sylwetki.

W momencie, gdy próbowałam wstać, drzwi do pokoju się otworzyły, a pomieszczenie wypełniło drażniące oczy światło. Wraz z nim wszedł młody, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w czarno-białą, skórzaną kurtkę, szare spodnie dresowe i grafitowe buty do biegania z białymi sznurówkami. Jego głowa była praktycznie pozbawiona włosów, jedynie przez środek biegła ścieżka dłuższych, nażelowanych, czarnych kłaczków.

- Widzę, że już wstałaś. Jak ręka? - Zapytał.
- Prawie nie boki. - Odparłam. - Powiedz mi, jestem w tym "lofcie", o którym wspominała Jade?
- Tak. Tutaj ma swoją siedzibę Żar.
- Jaki pożar?
- ŻAR. To taka nasza mała organizacja, coś jak Brecken i jego biegacze, tylko oni mają więcej ludzi. Współpracujemy z nimi.

Zmrużyłam lekko oczy starając się "posklejać" wszystkie informacje do kupy. Niespecjalnie mi to wychodziło.

- Wiesz, kim jest Brecken? - Zapytał, zanim poukładałam sobie wszystko w mojej małej, tępej główce.
- Coś tam o nim słyszałam, ale nigdy go nie spotkałam, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Rozumiem. A ty masz na imię...
- Sethana.
- Miło poznać. - Odparł z uśmiechem, po czym wyciągnął w moją stronę dłoń i się przedstawił. - Savvy.
- Czekaj... to o tobie mówiła Troy?
- Nie wiem, o co chodzi...
- Mówiła coś w stylu "Savvy po was przyjdzie", a potem Jade dodała...
- Aaa... Wiem, już pamiętam. Mówiła, że cię zaniosę do loftu, tak?
- Coś w tym stylu... Tylko do tej pory nie wiem, jak ci się udało mnie udźwignąć.
- A ty coś w ogóle jesz? - Zapytał, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Zdarza się. - Odparłam.

Savvy podszedł do biurka i zdjął z jednej z półek puszkę z konserwą oraz plastikową łyżeczkę.

- Skoro tak, to pewnie musisz być głodna. Proszę. - Powiedział i wręczył mi jedzenie.
- Oszalałeś? Nie mogę tego przyjąć.
- Musisz coś jeść. - Mruknął otwierając puszkę.
- Dam sobie radę. - Odparłam i chwiejnie się podniosłam.
Stanie na nogach nie trwało długo, bowiem zakręciło mi się w głowie i upadłam.
- Straciłaś dużo krwi, poza tym od wczoraj leżałaś nieprzytomna. - Powiedział.
- Jak to od wczoraj?!
- Gdy cię tu przyniosłem, Troy opatrzyła twoją ranę. Czekaliśmy do wieczora, aż się zbudzisz, a później to już każdy poszedł w swoją stronę. Co jakiś czas zaglądaliśmy tu, by sprawdzić, w jakim jesteś stanie.
- A Jade? Gdzie ona jest?
- Poszła szukać zrzutu, pewnie zaraz wróci... To jak będzie? Zjesz coś?
- A mam inne wyjście? - Spytałam sarkastycznie.
- Nie. - Odpowiedział z uśmiechem i podał mi otwartą puszkę z jedzeniem i łyżkę, po czym dodał. - Smacznego.
- Dziękuję. A ty? Co będziesz jadł?

Savvy sięgnął ręką do półki, z której zdjął drugą konserwę i plastikową łyżeczkę.

- Jeszcze trochę tego mamy. - Odparł. - Udało nam się przechwycić jeden ze zrzutów. Akurat prócz medykamentów było tam jedzenie.

Mężczyzna usiadł obok mnie i razem zjedliśmy posiłek. Po zakończeniu jedzenia poczęstował mnie ciepłą herbatą.

Zanim zdążyłam wypić napój w lofcie pojawiła się Jade w towarzystwie krótkowłosej brunetki ubranej w ciemnozielony top z krótkim rękawem. Bluzka odsłaniała jej ramiona i część brzucha, poza tym miała na sobie legginsy moro oraz czarne trampki. Prawy policzek, skroń, ucho i okolice gałki ocznej kobiety pokrywała rozległa blizna, jakby ktoś oblał ją żrącą substancją.

- Jak samopoczucie? - Zapytała, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Dobrze. Savvy poczęstował mnie konserwą i dał kubek herbaty.
- Świetnie się spisałeś. - Zwróciła się do mężczyzny, po czym zadała mi pytanie. - Czujesz się na siłach, żeby iść z Jade na misję?
- Myślę, że tak, a o co konkretnie chodzi? - Odpowiedziałam.
- Zlokalizowałyśmy budynek, który mógłby służyć nam za potencjalne schronienie, niestety kręcili się tam ostatnio ludzie Raisa. - Odparła Jade. - Nawet, jeśli pomysł okaże się trefny, to wybicie kilku tych bandytów nikomu nie zaszkodzi.
- Wszystko świetnie, ale skoro mamy się z nimi bić, potrzebujemy sprawnej broni, a maczeta raczej nie wchodzi w grę. Zabiliby mnie, zanim bym do nich podeszła.
- Mogę oddać ci mój karabin wojskowy. - Zaproponowała brunetka. - Nie korzystam z niego, a muszę przyznać, że to zacna broń.
- A pani nie idzie ze mną i z Jade? - Zapytałam.
- Mów mi Troy i nie, niestety nie mogę z wami pójść. Ja i Savvy pracujemy nad pewnym projektem, ale na razie nie będę zapeszać.
- W porządku, Troy.
- Trzymaj. - Powiedziała wręczając mi broń. Miała rację, wyglądała jak spod igły i zapewne równie dobrze się sprawowała. Nie było na niej ani jednej rysy, ba! Nie było nawet śladu po użytkowaniu. W dodatku magazynek obfitował w pociski.
- Bardzo dziękuję. - Powiedziałam podekscytowana nowym nabytkiem.
- Nie ma problemu. - Odparła i podała mi zapas amunicji.
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Czy na chwilę obecną mogłabym zostawić tu swoje rzeczy? Trochę tego jest, a chcę mieć pewność, że nic mi nie zginie.
- Nie ma najmniejszego problemu. - Odparła Troy. - Życzę powodzenia w walce.
- Przyda nam się, dzięki. - Powiedziała Jade, po czym skierowałyśmy się w stronę dość wysoko osadzonych drzwi.

Rozdział jest i tak długi, więc nie będę go jeszcze na siłę przedłużała.
Dziękuję, że poświęciliście chwilę na przeczytanie go i życzę miłego wieczoru.
Ps. Zostało 37 dni do wakacji (nie liczę weekendów i dni wolnych <3 )

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz