*#65 Problemy należy tłumić w zarodku

62 11 8
                                    

Notka: w poprzednim rozdziale pojawiały się małe problemy techniczne po publikacji - w dziwnych miejscach robiły się przerwy i/lub tekst się wyśrodkowywał. Jeśli tu również pojawią się takie "kwiatki" informujcie mnie proszę na bierząco, a ja postaram się jak najszybciej to naprawić.

***

Do Loftu weszłam sama. Crane pożegnał się ze mną tuż pod rusztowaniem, po czym znikł wśród wieżowców. Nie chciał wejść ze mną do środka, a ja nie miałam ochoty namawiać go w nieskończoność, toteż do Troy zawitałam sama.

Brunetka także nie wyglądała najlepiej. Była poddenerwowana, a jednocześnie nieco zmartwiona. Patrząc na jej przepełnioną emocjami twarz, trudno było jednoznacznie powiedzieć, co tak właściwie działo się w jej głowie.

Na mój widok niemrawo obróciła się na krześle, spojrzała na mnie kątem zabliźnionego oka, po czym zanurzyła usta w kawie. Wyglądała jak cień człowieka.

- Boże drogi... Troy, co się stało?! - wyrzuciłam z siebie po chwili.
- Wszystko w porządku, Seth. - mruknęła tępo patrząc w kubek z kawą. Po chwili przechyliła naczynie, wylewając przy tym parę kropel na biurko, po czym powtórzyła obojętnie - Wszystko w porządku.
- Kto umarł...? - Wydusiłam robiąc krok w jej stronę.
- Co? Nieee, nikt nie umarł... - Zaczęła przeciągając drugie słowo. Znów pokręciła kubkiem, w efekcie czego parę kropel wylądowało tym razem na jej spodniach. Ponownie, jak w mantrze, rzuciła nie patrząc w moim kierunku - wszystko w porządku.
- Nie kłam. Widzę, że coś cię dręczy...
- Zawiodłam się, Seth! - ryknęła niespodziewanie uderzając pięścią o biurko. Wzięła głęboki wdech i popatrzyła na mnie ze smutkiem. - Ja... po prostu miałam nadzieję na coś... co nigdy nie nastąpi. Wiedziałam, że to niemożliwe, a jednak. Czuję teraz zawiść, a jednocześnie żal, który nijak ma sie do idei loftu, do tego całego ŻARU!

Ostatnie słowa, jakie padły z jej ust wykrzyczała energicznie gestykulując pięścią. Gdy skończyła, wstała z krzesła i cisnęła łyżeczką do kubka, rozchlapując jeszcze więcej kawy.

- Nie jestem w nastroju... - dodała ostrym tonem, stojąc do mnie plecami.

Podeszłam bliżej brunetki.

- Opowiedz mi wszystko, od początku. - szepnęłam, chcąc ją ciepło objąć.
- Nie ma o czym opowiadać! Świat jest jedną wielką porażką...! - wykrzyknęła odtrącając moją dłoń.
- Powiedziała to najbardziej optymistyczna osoba jaką znam... - dodałam krzywiąc się.
- Rozmawiałam z Crane'm. - kontynuowała, tym razem patrząc na radionadajnik. - Mieliśmy nieprzyjemną wymianę zdań. Długa historia, której nie chce ci streszczać. Po prostu... zawiodłam się na nim...!
- Dlaczego? - spytałam odruchowo.
- Zwierzył mi się z czegoś, o czym chyba wolałabym nie wiedzieć... Chodzi o moją przyjaciółkę... i... i o niego...
- Więc dlatego jesteś zawiedziona, Troy? - ponownie spytałam, wciąż nie mogąc zrozumieć zachowania dziewczyny.
- Nie. Zawiodłam się na nim, ponieważ nie ma w sobie tyle odwagi, by jej to wyznać, a ona dzień w dzień nieświadoma niczego ryzykuje dla nas swoje życie! Gdyby o tym wiedziała... eh... myślę, że bardziej by na siebie uważała. Któregoś dnia najpewniej coś jej się stanie, a wtedy będzie gorzko płakał... - Dziewczyna zawahała się, popatrzyła na chwilę w stronę wyjścia, po czym pospiesznie otarła jedną z łez, wędrujących po jej twarzy. - Tak gorzko jak ja, gdy zrozumiałam że ostatnia nadzieja Sektora 0 nie była mi przeznaczona...
- Tylko nie płacz, proszę. - jęknęłam przerażona. Miałam wrażenie, jakby Troy była wściekła nie na bruneta, lecz na mnie.
- Wiesz... gdy naprawił wzmacniacz i pierwszy raz usłyszałam jego głos... tu, w zerówce... nie sądziłam że dokona tego wszystkiego. Nie myślałam, że zgładzi Raisa, że pomoże tylu tutejszym ludziom! A jednak... zrobił wiele dla Żaru i innych ocalałych, a przy tym tyle czasu poświęcił dla mnie, Savvy'ego i dla Jade... dla Jade której kurwa szukał tygodniami i która ignorowała go przez cały czas na wszystkie sposoby... A teraz? Teraz pakuje się w jeszcze bardziej skomplikowaną relację z tą durną...
- Czyli już po przyjaźni? - wtrąciłam marszcząc czoło. Coraz więcej gniewu i łez wstępowało na twarz dziewczyny.
- Nieee... chyba nie. - zawahała się. Otarła twarz, po czym kontynuowała spokojniejszym tonem. - Z czasem mi pewnie przejdzie, jak zwykle. Po prostu na chwilę puściły mi nerwy. Wiesz jak to jest... kiedy człowiek oczekuje na przełom w kwestii leku na wirusa, zaczyna szukać czegoś, co wypełni mu wolną chwilę. - To mówiąc opadła zrezygnowana na swoje krzesło, zaplamione w kawie. - Zaczyna szukać pierdolonej miłości... relacji bliższych niż przyjacielskie...
- Taa... wiem cos o tym. - mruknęłam ocierając jedną z łez na twarzy dziewczyny.

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz