*#52 Wizytówka

82 9 0
                                    

Ponieważ dawno rozdziału nie było, bez zbędnego przedłużania życzę miłego czytania 😘 :*

- Jak minęła podróż? - zapytał niepewnie czarnowłosy, przerywając niezręczną ciszę wzbogaconą o krzyki bawiących się na korytarzu dzieci.
- Szybko i bez większych problemów. Blake to bardzo sympatyczny człowiek, nie sądziłam, że tak dobrze się dogadamy.
- Wiedziałem, że w jego towarzystwie czas zleci ci szybciej. - To mówiąc wyjął z kieszeni spodni klucz z granatowym breloczkiem. - Trzymaj, pokój 194, zaraz obok windy.
- Tam będę pracowała? - spytałam biorąc przedmiot od mężczyzny.
- Nieee, chyba, że będziesz chciała uzupełnić dokumentację, lub coś takiego... Jest twój.
- Jak to "mój"? - jęknęłam.
- Normalnie. Rozłożysz swoje rzeczy, prześpisz się... Będziesz mogła robić tam, co tylko będziesz chciała. Wysprzątaliśmy go zeszłej nocy, więc o to nie musisz się martwić.
- No, no... Ciężko mi będzie wrócić do Sektora 0. - To co powiedziałam po części prawdą nie było. Chciałam w jakiś sposób docenić pracę i zaangażowanie czarnowłosego.
- Możesz zostać u nas ile tylko będziesz chciała. - wtrącił brunet.
- Troy mówiła mi to samo. - westchnęłam. - Stwierdziła, że będzie mi tu lepiej.
- Bez względu na to jaką decyzję podejmiesz, pokój będzie na ciebie czekał. - oznajmił czarnowłosy.
- Zobaczymy, może po powrocie Leny zostanę na jakiś czas...

Brunet spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Nadarzyła się okazja, żeby popatrzeć w jego piękne, ciemnobrązowe tęczówki. Nie mam pojęcia czym różniły się od pozostałych oczu tego koloru, że nie mogłam oderwać od nich wzroku.

Ponownie nastała głucha cisza. Każdy każdego obserwował. Czarnowłosy co chwilę spoglądał to na mnie, to na zegarek, następnie na drzwi i ponownie w moim kierunku. Czułam się dość nieswojo.

- Jeśli panowie chcecie, mogę wam od czasu do czasu pomóc w misjach. - rzuciłam. Mój pomysł spotkał się z niemałym zaskoczeniem.
- S...słucham...? - wyjąkał czarnowłosy.
- No... jeśli nie byłoby zbyt wielu pacjentów... to czemu nie...?
- Nie wierzę w to, co słyszę. Naprawdę. Tacy ludzie, jak ty, zdarzają się naprawdę rzadko.
- To znaczy?
- Oferujemy ci ciepłą posadkę w Wieży, bez zombie, bez zbędnego wysiłku fizycznego, a ty oferujesz nam pomoc w misjach... Gdzie ty do tej pory byłaś? - zaśmiał się na koniec, na co odniosłam wrażenie, że się zaczerwieniłam.
- Domyślam się, że już nie raz się widzieliśmy, tylko żadne z nas siebie nie rozpoznaje.
- Nie rozumiem...
- Byłam już kiedyś w Wieży, z Rahimem. Siedzieliśmy na dachu. Widok stamtąd jest cudowny!
- Znałaś Rahima? - powiedział zdziwiony czarnowłosy.
- Pewnie, że tak! Jego, Jade, doktora Zere'a... A, właśnie... Jest tu gdzieś w Wieży? Jak się ma?

Mężczyźni spojrzeli po sobie.

- Ludzie Raisa go dorwali... - zaczął ponuro brunet. - splądrowali jego laboratorium, a potem go zabili.
- Och... tak mi przykro... - westchnęłam. - Całe szczęście jego badania przetrwały. - To mówiąc sięgnęłam do plecaka i wyjęłam z niego wspomniany plik. Wraz z nim wypadła na ziemię mała, biała karteczka, podarek, który otrzymałam pamiętnego dnia pod stadionem.
- Co to? - zapytał czarnowłosy.
- Cholera, przecież miałam ją w portfelu. - przeklęłam, a następnie podniosłam przedmiot z ziemi i wręczyłam czarnowłosemu razem z badaniami. - Dostałam tą wizytówkę od jakiegoś gościa pod stadionem. Mówił coś o szkole parkour jakiegoś Harrisa Breckena, czy jakoś tak.

Czarnowłosy zaczął się śmiać.

- No i do tego nazwał moją przyrodnią siostrę moją córką. - dodałam również nie mogąc powstrzymać od chichotania.
- Może... może przejdziemy na "ty"? - zaproponował, nie wiedzieć czemu, piwnooki.
- Sethana Conte. - powiedziałam wyciągając w jego stronę dłoń.
- Harris Brecken, miło mi poznać. - odparł podając mi rękę. Spojrzałam na niego zdumiona i jednocześnie zawstydzona.
- Chwila... to pan dał mi wtedy tą wizytówkę, nie mylę się...?
- Mów mi Brecken. - poprawił mnie - I tak, masz rację, to byłem ja. Wybacz, że wziąłem cię za mamę twojej siostry. Była trochę do ciebie podobna.
- Może odrobinę. Byłyśmy identyczne, ale tylko pod względem charakterów. Moje obie córki nie żyją.
- Obie...? - jęknął brunet.
- Jak na dwudziestodwulatkę mam bardzo bogate doświadczenie życiowe.
- Bardzo mi przykro. - mruknął.
- Przecież to nie twoja wina. Miałam wypadek, długa historia. Ich ojciec specjalnie się nimi nie interesował, a już sam fakt, że to były bliźniaczki... nieważne, nie chcę was zanudzać opowieściami z mojego życia.
- Nie będziemy naciskać. - oznajmił Brecken. - Nie jest to najlepszy temat do rozmów.
- To prawda. - dodałam.

W tym momencie ktoś połączył się z brunetem przez radio. Mężczyzna wyszedł, a ja zostałam z piwnookim sam na sam.

- Pewnie jesteś zmęczona po podróży. - zaczął.
- Tylko odrobinkę.
- Jeśli chcesz, możesz skorzystać z toalety, pójść się odświeżyć... Jestem pewien, że poczujesz sie lepiej. Łazienka jest tam - powiedział wskazując na drzwi po prawej od szafy.
- Macie tu wodę?! - spytałam.
- Wprawdzie nie nadaje się ona do picia, ale można się nią spokojnie umyć. - odparł. - W jednej z szafek są kosmetyki.
- Okey, dziękuję. - powiedziałam, po czym chwyciłam plecak i ruszyłam w kierunku pomieszczenia - Będę za piętnaście minut.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz więcej czasu...? - zapytał.
- Nieee... - rzuciłam otwierając drzwi.

Moim oczom ukazała się średniej wielkości łazienka z dość dużą wanną w zabudowaniu, pralką, umywalką, sedesem, oraz kilkoma szafkami. Co ciekawe, wanna oddzielona była od pozostałej części łazienki dość szerokim filarem. Całość zdobiły seledynowe kafelki.

- Zmieniam zdanie. - zaczęłam. - wyjdę za pięć godzin.

Brecken roześmiał się na cały głos, kiedy to do pokoju wrócił brunet. Zdezorientowany nie wiedział, dlaczego jego towarzysz wręcz tarza się ze śmiechu. Ja również rżałam, niczym szkapa, widząc minę mężczyzny. Dopiero po chwili Brecken nieco się uspokoił, a ja wraz z nim. Oznajmił, że idzie zaparzyć herbatę, a ja w tym czasie zamknęłam się w łazience, rzuciłam torbę na podłogę i zadowolona zaczęłam korzystać z otrzymanego przywileju.

Hejka, hej :) Mam nadzieję, że podobał wam się mój skręcony na szybko rozdział.

Jak wiecie zaczął się drugi semestr, a dla mnie jedna wielka masakra. Projekt naukowy, pomniejsze projekty z różnych przedmiotów i tony kartkówek, sprawdzianów i innych takich.

Staram się, żeby rozdziały pojawiały się przynajmniej raz w tygodniu, niestety nie zawsze mi to wychodzi tak, jakbym chciała.

Jeśli macie ochotę, powiedzcie jak Wam mija drugi semestr, albo ferie ;P

Do następnego :* 😙

Stay AliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz