Przemyślenia Sary (Maraton)

527 56 29
                                    

Zostali już tylko kapitanowie z: pierwszego, drugiego, szóstego, siódmego, ósmego, dziesiątego i dwunastego oddziału.
Szóstka walczył już ze mną jakiś czas temu, więc raczej nie zaatakuje mnie tak pewnie.
Dwunastka i jedynka wydają się najbardziej straszni - szalony wariat i przewodzący wszystkim pozostałym. Wszyscy są w kiepskim stanie więc najpewniej uderzą naraz, chociaż... Mają w sobie już mało reiatsu, a ich ciała są mocno osłabione. Ale dwunas
ty i szósty raczej nie współpracują z nikim.
Soi Fong lubi badać przeciwników, ale ze mną już walczyła. Podobnie jak 6-ty prawdopodobnie kombinuje nad planem. Chociaż... to dziwne, że nie wykminiła żadnego przed tym jak wyszli z ukrycia i mnie zaatakowali.
Ósmy nie zaatakuje z własnej woli; jest zbyt pokojowy.
Pierwszy raczej pełni swoją rolę przywódcy... Nie poniży się do tego stopnia. Raczej.
Dziesiąty boi się o tą swoją dziewczynę.Wie, że jeśli mnie zaatakuje mogę zrobić jej krzywdę, a z drugiej strony wie, że mimo okazji jaką miałam, nie zabiłam jej.

Efekt "życzenia" skończy się za jakieś osiem-siedem minut. Może jeszcze szybciej. Czy do tego czasu na serio nikt nie zamierza się ruszyć? Z jednej strony to nawet dobrze, ale z drugiej... Kiepsko.

- Chcecie pogadać teraz o tym? - Spytała nagle. W jednej chwili ta maleńka postać, słodka i urocza, stała się jedną z bardziej spokojnych, opanowanych osób, starających się w dorosły sposób zająć całą sprawą. Mimo swojego wyglądu, który z jednej strony zdawał się być słodziutki, - maleńki człowieczek w kimonie - a z drugiej straszny - wojowniczka z rysami krwi na ciele i z brutalną bronią w dłoniach - zdawała się teraz budzić respekt, może nawet i większy niż ktokolwiek inny w tej chwili. - Ja wciąż będę upierać się, że jestem niewinna, ale tak jak wcześniej, nie zamierzam wam o tym mówić za pomocą ostrza. Chyba, że mnie zaatakujecie i nie będę miała wyboru.

Kilka wymownych spojrzeń, gestów, chwilowego milczenia, a także ciężkiego powietrza, które zaczynało jakby napierać na wszystkich, lecz po tym wszystkim krótka wypowiedź Genryusaya:
- Co masz jeszcze do powiedzenia, dziecko.

Dziecko - jest nadzieja. Gdy tata mówił mi o Soul Society wyłapał nawet ten szczegół. Teraz na pewno mnie nie zaatakuje. A przynajmniej nie przez czas mojej wypowiedzi.
Powinnam to dobrze rozegrać z tym... z tym, że nie jestem w tym najlepsza. Mój mózg jest dobry w zapamiętywaniu wielu szczegółów i faktów; jeśli chodzi o jakieś plany nie jest źle - wiem co jest wadą wielu ludzi i jak to przeciw nim wykorzystać, ale to dzięki danym, które znam; jeśli mam wymyślić to co mam mówić... Gorzej.

- Co mam mówić? Jestem niewinna i będę się przy tym upierać aż do końca. Nigdy nie zaatakowałam żadnego shinigamiego jeśli on nie zrobił tego pierwszy... albo nie zranił mojej rodziny czy znajomych na moich oczach. Nie zaatakowałabym żadnego człowieka bez żadnego powodu, a wy na serio myślicie, że rozgromiłam kilka drużyn złożonych z shinigami z wieloletnim doświadczeniem, gdzie swoje moce dostałam dopiero od Ginigro Shirogane? Widzieliście go przed tym jak wyruszył z Seiritei - był shinigamim i posiadał wszystkie swoje moce. Gdybym mu je ukradła na pewno nie zapanowałabym nad nimi tak szybko.

- A świadkowie? - Odezwał się kapitan 12-ego oddziału. Wymalowany mężczyzna miał dosyć specyficzny głos. Niby trochę skrzeczący przepełniony mylącymi emocjami, które po części były na tyle sztuczne, że aż zdawały się brzmieć naturalnie. Jego absurdalizm sięgał takiego szczytu, że aż mieszał się ze zwyczajnością zwykłego człowieka. - Niby jak inaczej wytłumaczyć ich zeznania?
- A chuj mnie obchodzą świadkowie! - Na chwilę podniosła głos, dając swojej wybuchowej naturze zbyt wiele swobody. - Przepraszam. - Dodała po chwili. - W każdym razie z tego co wiem zmienianie wspomnień jest jedną z czynności, która nie jest shinigamim obca, no nie?* Z resztą... skoro wy to umiecie, to czemu ktoś inny by nie umiał.
- Niby po co ktoś miałby to robić? - Odezwał się zamyślony Hitsugaya. Mimo że był dosyć niski, jego głos wybijał się ponad wszystkie inne, nawet gdy chłopak nie przykładał do tego wagi.
- Jest wiele powodów. I żaden potwierdzony.
Ponownie zapanowało milczenie.

Pięć minut... Coś koło tego. Albo ruszą teraz do walki, albo niech ją porzucą. Innego wyjścia nie ma. Ta technika męczy... Jeśli po tym będę musiała dalej walczyć, nie dam rady.

- Dokładnie opowiedziałam wam co się stało kiedy byliśmy w kronice. Co mam powiedzieć więcej? Nie wiem dlaczego nagle pojawiły się te hollowy. Nie wiem dlaczego akurat natrafiłam na oddział shinigamich. Nie wiem jakim cudem udało mi się przeżyć. Ale skoro już żyję i w dodatku niosę ze sobą nie tylko swoje życie, ale i tego, dzięki, któremu jeszcze dycham, to nie zamierzam puki co umierać.
Wbiła mocno swojego zanpaktou w podłogę. Na białej ziemi pojawiły się czerwone rysy w najróżniejszych odcieniach. Pęknięcia zaczęły się poszerzać i szły coraz dalej i dalej.

Trzy minuty... Może dwie.

- Jeśli nadal chcecie ze mną walczyć - to ja innego wyjścia nie mam. Ale jeśli tak jak ja chcecie ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi... to uspokójcie się i spróbujmy do tego dojść na spokojnie.


----------------------

Tak, wiem długo zeszło, ale musiałam w międzyczasie zrobić kolację, którą no nie powiem długo przygotowałam, a i zdecydowałam się mimo wszystko podnieść tamtą poprzeczkę. Jeśli chodzi o maraton to chyba na tyle. Trzy rozdziały - ale zawsze coś. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ten czas byli tu, czytali, gwiazdkowali, komentarzy było mało, ale też się jakiś zdarzył - dziękuję :)


* Na początku serii Rukia zmieniła wspomnienia rodzince Ichigo, po tym jak Hollow ich zaatakował i rozwalił z pół domu.




Ichigo, Nie Jesteś Jedyny...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz