Rozdział 45

2.5K 170 82
                                    

Kai

- Yumi, stój... proszę!- krzyknąłem w stronę biegnącej dziewczyny.

Okłamałem ją... zachowałem się okropnie. Jak mam jej teraz wszystko wytłumaczyć? Ona mi nie uwierzy.

Na początku wszystko było inne. Chciałem zemścić się na zielonym ninja. Miałem plan, żeby zadać mu tyle cierpienia, ile on zadał kiedyś mi. Kiedy Skylor wyjechała, czułem się pusty w środku. Naprawdę myślałem, że w końcu znalazłem miłość życia. Gdy Yumi się zjawiła i dowiedziałem się o uczuciach Lloyda do niej, pragnąłem to wykorzystać. Rozkochałem ją w sobie, lecz... nie spodziewałem się tego, że...

Ja też się w niej zakocham.

To zjawiło się tak nagle. Z pierwszym pocałowaniem jej w moim sercu pojawiła się iskierka, która później wywołała ogień. Ogień znów zapłonął. Znów. Naprawdę się zakochałem. Tak, zakochałem się w dziewczynie, której niedawno nienawidziłem. Jak to niektórzy mówią, od nienawiści do miłości. Właśnie tak samo było z nami.

Było...

Teraz pewnie znów mnie nienawidzi. Nie chciałem do tego dopuścić, by prawda wyszła na jaw, bo gdy ja również ją kochałem, ona nie miała sensu. Gdyby Yumi nie dowiedziałaby się, wszystko byłoby w porządku. Bylibyśmy wciąż razem, ciesząc się sobą. Niestety, dowiedziała się.

Ale... skąd? Kto mógłby jej to powiedzieć? Kto chciałby, żebyśmy nie byli razem?

Lloyd.

Ta parszywa świnia wszystko jej powiedziała. Zniszczyła to.

Kiedy zorientowałem się, że to on, wściekły zacząłem szukać go po klasztorze. Zobaczyłem, jak szedł korytarzem, prowadzącym do miejsca, gdzie prawie codziennie wykonujemy ćwiczenia.

Szedł sobie beztrosko jak gdyby nigdy nic, patrząc w dół na swoje buty. Po chwili podniósł głowę. Kiedy mnie zauważył, stanął, dzięki czemu mogłem do niego podejść.

- O, Kai... a co ty tu...?

Zanim zdążył dokończyć, złapałem go za kołnierz koszulki i przyparłem do ściany. Lewą ręką wciąż trzymałem blondyna, a drugą zbliżyłem do jego twarzy, która natychmiast zapłonęła.

Widziałem przerażenie w zielonych oczach chłopaka. On starał się to ukrywać. Powiem, że nawet nieźle mu to wychodziło, ale nie ze mną takie numery.

- Puść mnie - powiedział ze spokojem. Wzrok zielonego ninja wciąż tkwił w płomieniu tańczącym w mojej dłoni.

- Nie boisz się? Mogłeś spodziewać się, co zrobię, kiedy przez ciebie Yumi nie będzie chciała mnie więcej widzieć na oczy!- krzyknąłem mu prosto w twarz, zaciskając uścisk. Lloyd szybko złapał za moją rękę, próbując go rozluźnić.

Głupi myśli, że mu się uda.

- Zasłużyła... na... prawdę...- wyszeptał między łapaniem oddechu.

Po części miał rację... powinienem jej powiedzieć. Co ona może teraz o mnie myśleć? Pewnie jestem teraz debilem, który mógłby w ogóle się nie urodzić. Taka jest prawda, ale ze mnie idiota. Nie umiem być z kimś całkowicie, naprawdę całkowicie szczery. Nie potrafię nikomu od tak zaufać. Jak w końcu było ze mną i resztą ninja? Długo to trwało. Może innym wydawało się, że poszło szybko, ale ja wciąż byłem nieufny. Zupełnie tak jak... Yumi.

Ona przeze mnie cierpi... a zaczęło się od tego głupiego toru przeszkód! Wtedy pierwszy raz ją zraniłem... i to specjalnie. Jestem taki samolubny. Ale Lloyd też miał w tym swój udział, mógł w końcu pogodzić się z tym, że chodzimy razem. To przez niego teraz tu jesteśmy!

Rozmyślając, trochę się rozproszyłem. Dzięki temu Lloyd dostał szansę na ucieczkę. Nieumyślnie rozluźniłem uścisk. Chłopak wyrwał się z niego i zaczął biec w stronę dziedzińca. Ja oczywiście pobiegłem za nim.

Złoty ninja chciał uciec przez kolejne wyjście z pola treningowego. Uniemożliwiłem mu to, strzelając kulą ognia w przejście, które się zapaliło. Lloyd w ostatniej sekundzie zdążył zatrzymać się przed żarzącymi płomieniami. Przerażony obrócił się w moją stronę.

- Naprawdę chcesz walczyć?!- spytał, robiąc jeden krok do przodu.

W odpowiedzi strzeliłem w niego ogniem, czego uniknął. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym powoli przyjął pozycję do walki.

Bez żadnego słowa zaczęliśmy ze sobą walczyć. W jednej chwili, za pomocą spinjitzu zmieniliśmy stroje i ruszyliśmy do ataku. Ze wściekłością strzelałem w niego kulami ognia, które najczęściej trafiały w mury klasztoru. Kilka razy udało mi się w niego trafić, przez co blondyn miał w kilku miejscach na ciele obrażenia od ognia. Ja z resztą nie wyglądałem lepiej. On swoją mocą też nieco mnie pocharatał.

W pewnej chwili zaczęliśmy walkę wręcz. Nie minęła minuta, a przewróciłem blondyna na kamienną posadzkę. Zaczęliśmy się szarpać.

Nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramiona i odciąga od zielonego ninja. Próbowałem się wyrwać, lecz to było na nic.

- Cholera, uspokój się!- Rozpoznałem Cole'a po głosie. Potem zauważyłem jak Jay odciąga Lloyda.

Gdy nieco się już uspokiłem, czarny ninja nareszcie mnie puścił. Rozmasowałem obolałe ramiona i spojrzałem z wyrzutem na czarnowłosego. On tylko założył ręce na piersi.

- Co tu się wyprawia?!- W wejściu stanął zdenerwowany sensei. Popatrzył najpierw na Lloyda, a potem na mnie.

- Zobaczyliśmy ich, jak walczyli między sobą, ale... nie wiemy dlaczego - wyjaśnił Jay.

Mistrz stuknął swoją laską o ziemię.

- Wróg czai się w ukryciu, a wy walczycie między sobą?! To jest niedorzeczne! Już nawet teraz coś mogło stać się z mistrzami i mogliśmy tego nie zauważyć!- Posłał nam karcący wzrok.- Macie działać razem. Jak drużyna. Niepotrzebnie ranicie się nawzajem.

Spuściłem wzrok w dół.

- Gdzie jest Nya? Ktoś musi pomóc mi opatrzeć tych cymbałów - mruknął niezadowolony sensei.

- Nya... ona...- Jay obrócił się wokół własnej osi.- Gdzie ona jest?

- Może jest z Yumi?- rzucił Cole.

Pewnie teraz siedzą razem i mówią, jakim jestem kretynem. Co sobie o mnie pomyśli moja własna siostra?

- Pójdę po nią - zasugerował niebieski ninja i wszedł do środka.

Odprowadziłem go wzrokiem.

- A wy na co czekacie? Mam wam wysłać specjalne zaproszenie?- zapytał Wu i zaczął iść w stronę wyjścia. My poszliśmy za nim, zachowując od siebie odpowiednią odległość.

Władcy Żywiołów I NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz