Weszła do niezadbanego, porośniętego chwastami ogrodu, na środku którego rosła dorodna jabłoń. O pień opierał się stary, zardzewiały rower, którego Pavor regularnie używał jako środka transportu. Mężczyzna nie ufał samochodom czy autobusom. Wierzył w siłę własnych mięśni, które — jak sam twierdził — nigdy go nie zawiodły.
Penelepa spróbowała otworzyć tylne wejście, lecz bezskutecznie.
Usiadła na mokrej kostce i wyjęła z kieszeni telefon. Zadzwoniła. Odczekała chwilę, ale nikt nie odebrał. Zrezygnowana wstała, ocierając ręką zabrudzone spodnie.
— Chyba będzie musiał wymienić zamek — oświadczyła, uśmiechając się złośliwie.
Podskoczyła w miejscu kilka razy. Podniosła nogę na wysokość piersi, uginając ją w kolanie. Zebrała siły, po czym gwałtownie wyprostowała nogę, zadając porządnego kopniaka drzwiom.
Wejście otworzyło się. W progu stanął Pavor ubrany jedynie w biały ręcznik. Jedną ręką zablokował cios, a drugą chwycił Penelopę, która straciła równowagę.
— To już czwarty raz w tym miesiącu, kiedy próbujesz wyważyć mi drzwi. — żachnął się. — Właśnie brałem kąpiel, więc nie zdążyłem odebrać, a ty, jak zawsze — dodał — myślisz tylko o niszczeniu.
— To daj mi wreszcie cholerny klucz do domu! — krzyknęła.
— Nie — odpowiedział szybko. — Zgubisz i moje życie będzie zagrożone.
Przewróciła oczami.
— Tak, a Zeus stąpi z Olimpu, Hades poruszy Podziemiem, a Posejdon zaleje nas Bałtykiem — zażartowała.
— Zabawne — odparł obojętnie. — Właź, bo mi zimno.
Przyciągnął do siebie studentkę, po czym popchnął w kierunku przedpokoju. Wyglądał na zirytowanego. Ciągle kręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że Penelopa nie zna słowa „cierpliwość".
Zamknął za sobą drzwi na klucz, równocześnie drapiąc się po głowie. Zebrał mokre włosy, łapiąc je w niewielki kucyk. Syknął, gdy zahaczył dłonią o dużą bliznę, która przechodziła przez policzek, skroń i część czoła. Często babrała się, mimo tego że posiadał ją już od piętnastu lat. Żadna z pamiątek po dawnych bitwach tak bardzo nie dawała sobie znać, jak ta jedna.
— Możesz się ubrać? — zaproponowała Penelopa, oglądając ze wszystkich stron mistrza. Powtarzała ten niemal rytuał za każdym razem, gdy tylko odwiedzała Pavora. Był przystojnym, młodym — choć nie wiedziała, ile tak naprawdę ma lat — mężczyzną, na którym chętnie zawieszała oko. Nie kryła się z tym, skoro mistrzowi nigdy to nie przeszkadzało.
— Jeśli zaczniesz się ślinić, to cię wyrzucę — wysyczał, zakładając bluzę, którą zebrał z podłogi.
Penelopa uśmiechnęła się niewinnie i odwróciła, udając, że nie zrobiła niczego złego. Pavor tylko zbliżył się do uczennicy i potargał jej włosy, zanim wszedł na schody.
— Przebiorę się, by cię nie rozpraszać, a ty leć do piwnicy, zaraz przyjdę — oświadczył.
— Powtarzasz mi to od dziesięciu lat, a jednak nadal brzmi to tak samo podejrzanie jak na początku — zażartowała.
Uciekła szybko, znając alergię Pavora na wredne kawały.
Zeszła do piwnicy, zrzucając z siebie grubą bluzę i kładąc ją gdzieś w kącie na zielonej macie, którą Pavor niedawno zakupił. W całym pomieszczaniu nadal śmierdziało sztucznym zapachem plastiku, a jaskrawy kolor drażnił oczy dziewczyny, ale nie narzekała. Przynajmniej lądowała na czymś miękkim, kiedy Pavor rzucał nią we wszystkie strony.
![](https://img.wattpad.com/cover/87294627-288-k738634.jpg)
CZYTASZ
[z] Agonia Olimpu
Fantasy1. Granica Olimpu [zakończone] "Sztylet, zdolny zabić bogów, zostaje skradziony, Ares morduje Zapomnianą Boginię, a Granica Olimpu staje się niestabilna. Jedynie Penelopa ze swym naznaczeniem jest zdolna naprawić zniszczoną równowagę. Jednak sama dz...